[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Nie wsiadaj z nim do samochodu.
- Jason...
- No dobrze, już nic nie powiem, ale martwię się o ciebie.
- Nie sądzę, żeby ta rozmowa potrwała długo.
- Lepiej, żeby tak nie było. Uśmiechnęła się i pocałowała
go w policzek.
- Wróć ze mną pózniej do domu. Zasłużyłem sobie chyba
na wieczór z tobą po takiej porcji emocji.
- Twoim nerwom nic się nie stanie. Byłeś w podobnych
sytuacjach niejeden raz.
Merry doceniała jego troskę i pragnęła pojechać z nim na
ranczo, ale nie miała zamiaru tego zrobić. Teraz, ilekroć się
spotykali, było między nimi napięcie, którego wcześniej nie
130
S
R
czuła. Mimo to stała niewzruszenie przy swej decyzji spraw-
dzenia, czy naprawdę ją kocha.
Jason zatrzymał się naprzeciwko budynku Wescott Oil.
- Poczekaj w lobby. Sebastian zadzwoni do mnie, gdy
Dorian będzie wychodził z gabinetu. Wtedy ja zadzwonię do
ciebie. Będziesz miała czas, by dojść do rogu ulicy, przejść
na drugą stronę i znalezć się w drzwiach biurowca mniej
więcej w tej samej chwili co on.
- W porządku - odparła z uśmiechem, jednak jego wzrok
nie stracił ani odrobiny powagi. Wysiadła z samochodu i we-
szła do budynku, nie oglądając się za siebie Wiedziała, że Ja-
son zaparkuje w takim miejscu, by móc ją ciągle obser-
wować.
Stała spoglądając na zegarek. Było dokładnie wpół do
szóstej. Ruch na Main Street gęstniał. Nagle usłyszała sygnał
telefonu, a potem głos Jasona.
- Sebastian powiedział, że Dorian wychodzi z budynku.
- Idę.
- Włączyłaś mikrofon?
- Tak - odpowiedziała, ciągle rozbawiona i zarazem
wzruszona jego troską. Była pewna, że nigdy nie zachowy-
wał się tak w stosunku do innych agentów, z którymi kiedyś
pracował. - Pa, Jasonie.
Gdy skierowała się do budynku Wescott Oil, poczuła, że
jej serce bije gwałtownie. Większość pracowników wycho-
dziła tylnym wyjściem, tylko najwyżsi rangą urzędnicy par-
kowali swoje samochody od frontu. Zwolniła kroku. Chciała
natknąć się na Doriana przed budynkiem, żeby wyglądało to
rzeczywiście na przypadkowe spotkanie.
Nagle Dorian ukazał się w drzwiach. Miał na sobie brą-
131
S
R
zowy garnitur, doskonale pasujący do jego kasztanowych
włosów. Był przystojnym mężczyzną. Do tego był rzeczywi-
ście podobny do swego przyrodniego brata, ale jednak w wy-
razie twarzy Sebastiana było coś miłego, czego Dorianowi
wyraznie brakowało.
Stanęła na jego drodze w taki sposób, by musiał patrzeć
prosto w zachodzące słońce,
- Dorian - powiedziała.
Spojrzał na nią i stanął jak wryty.
132
S
R
ROZDZIAA JEDENASTY
Zauważyła, że ją poznał. Widać to było w jego oczach.
- Nie sądzę, żebyśmy się znali - powiedział grzecznie.
- Dorianie, jestem Merry Silver. Znamy się całkiem nie-
zle.
- Musiała mnie pani wziąć za kogo innego. Pani reputacja
wyprzedza panią, panno Silver, więc, oczywiście, znam panią
z ataków wymierzonych przeciwko mnie. Czy teraz jestem
bezpieczny, czy też powinienem już zacząć wzywać po-
mocy?
Zrobiła krok do przodu i poczuła woń jego wody po gole-
niu, która z kolei przywiodła jej na myśl ostrzeżenia Jasona.
- Jesteś bezpieczny, jeżeli o mnie chodzi. Ale znasz mnie
i znasz Holly. Odchodząc, złamałeś jej serce i do tego zacho-
wałeś się jak ostatnia kanalia, zabierając jej oszczędności.
- Rozmawiasz z niewłaściwą osobą. - Jego spokojny ton
doprowadzał ją do pasji. - Spotykamy się po raz pierwszy,
chociaż wątpię, by miał być ostatni, skoro ulegasz tego ro-
dzaju halucynacjom.
- To żadne halucynacje i doskonale o tym wiesz.
- Istnieje prawo, które chroni ludzi takich jak ja przed ta-
kimi jak ty. Nie możesz bez przerwy na mnie napadać. Mam
prawo udać się prosto na posterunek. Policja ochroni
133
S
R
mnie przed twoimi atakami.
- Nie atakuję cię bez przyczyny i wiemy o tym oboje
równie dobrze, jak o tym, że znaliśmy się już w Dallas. Nie
wiem, dlaczego mnie ignorujesz i jakiemu celowi ma to słu-
żyć, ale to się wyjaśni, bo prawda prędzej czy pózniej i tak
wychodzi na jaw.
- Mam nadzieję, że tak będzie, po czym spakujesz się i
wrócisz do domu. A teraz wybacz... - Po tamtej pierwszej
chwili w jego oczach nie było już nic prócz chłodu.
Meredith była zrozpaczona. Kłamał w żywe oczy, a ona
nie mogła nic na to poradzić. Dlaczego? Przecież porzucenie
Holly nie miało nic wspólnego z tym, co działo się w Royal.
- Dorianie, powiedz prawdę! - warknęła.
- Idę na posterunek.
- Nie możesz mi nic zrobić. Jedynie się z tobą przy-
witałam.
- Przykro mi z powodu ciebie i twojej cierpiącej na ha-
lucynacje siostry - odpowiedział. - Do widzenia. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • girl1.opx.pl
  •