[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wkoło i nie umieliby uciec Z każdym pokoleniem ta sama
historia. Są zawsze zli i rozdrażnieni.
Helmi trzymała Anttiego na ręku i ponad główką dziecka
patrzyła na babkę. Stara' jadła cukier. Wybierała kostki z dna
szuflady. Były wybrudzone. Trzymała je w szufladzie z
pieniędzmi.
Każdy? spytała Helrni, a stara, trzymając w ustach cukier,
kiwnęła głową.
Iz pokolenia na pokolenie stają się gorsi. Niilo nie jest już
nawet taki jak jego ojciec. I jego ojciec nie był już taki jak
dziadek. A VainS to już tylko wół roboczy. Tak, tak,
chłopaki schodzą na psy. I coraz trudniej im
181
odejść od domu. Antti nie będzie miał już w sobie innego ognia
prócz czerwonej głowy.
Helmi pogładziła płomienną główkę syna. Stara chciwie ssała
cukier i znów patrzyła na dwór:
A co do tego, to jeśli sądzisz, że lepiej iść, to idz
sobie. Może na krótki czas Niilo się uspokoi, pomyśli, że
się uwolnił, głupi. Przypuszczałam jednak, że wkrótce no
wy syn będzie w domu.
Była to prawda. Helmi była w ciąży i powoli opanowywała ją
spokojna obojętność. Nie przejmowała się już nawet Niilem.
Trochę tylko była zdziwiona.
Po wyjściu Helmi gospodyni zamknęła pudełko z cukrem i
wymamrotała do siebie:
Tak już jest. Robotnica fabryczna! Biega dookoła
i obnosi się ze swymi kłopotami po całym świecie. Czło
wiek powinien w sobie kryć swoje sprawy.
Pod koniec zimy Niilo stanął znów przy warsztacie. Pracował
bez wytchnienia. Twarz miał naprężoną, przymrużone oczy. Kiedy
Vainb wyszedł na dwór, Niilo podchodził do skór brata i
porównywał je ze swoimi. Czasami wieczorem wydawał się
zadowolony, ale najczęściej był milczący i przygnębiony. Pocierał
twarz rękoma, a po kolacji znikał gdzieś i chodził swoimi drogami.
Helmi wciąż odwiedzała Vainb. Przez długie jasne wieczory
siedzieli przy oknie i teraz przeważnie mówiła Helmi. Gospodyni i
Kaari nie patrzyły na nich. Odwracały głowy i stukające kroki
słychać było od chaty do warsztatu i z powrotem. Helmi, a za. nią
Vaino, krążyli bez celu wokół siebie. Vaind nie miał tej dumy,
która charakteryzowała ich ród. Nie miał także charakteru męża,
który żył w dawnych czasach nad brzegiem jeziora Virmo. Dumę
Vainb podtrzymywało już tylko rodowe nazwisko, bo serce miał
zniewieściałe.
Na ławce, gdzie siadali, Helmi i Vainó, leżał pył. Kiedyś gdy
poszli, zostawiwszy po sobie widoczne ślady miejsc, na których
siedzieli, Kaari chwyciła miotłę, umoczyła ją w wiadrze i wytarła
dobrze ławkę.
Wątpliwe, czy dla Vainó znaczyło cokolwiek towarzyst-
182
wo Helmi. Od maleństwa nauczył się być samotny. Ojciec panował
nad garbarnią tak jak teraz Niilo. Matka nie umiała wtedy jeszcze
pracować. Była bezradna. Bała się męża, znosiła pokornie wybryki
dzieci. Vaino miał prawie trzy lata, kiedy zaczął chodzić i mówić.
Gdy dorósł, też nie mówił jak inni. Jego odpowiedzi były
spóznione i dziwaczne, ale chciało się ich słuchać. Potrafił mówić
długo i rzeczowo o czymś, co go interesowało, najchętniej o gar-
barni. Już jako szesnastoletni chłopak wiedział o garbowaniu
więcej niż dużo starsi od niego. Skóra, zdrowa czy zbutwiała, była
dla niego wszystkim. Kładł jej kawałek między dłonie, rozciągał, a
potem próbował wargami. Znał się na niej. Nie miał jeszcze
osiemnastu lat, kiedy przyjęto go do szkoły konfirmacyjnej. Był
już po dwudziestce, kiedy po raz pierwszy rozmawiał z jakąś
kobietą na dworcu i poszedł do niej. Nigdy więcej tego nie
powtórzył. Wódkę pił śmiało tylko na wyspie, nie ruszył jej w
domu. Należał do tych dziwnych ludzi, którym w życiu
wystarczyła jedna, a najwyżej dwie lekcje, by się czegoś nauczyć.
Zdawało się, że Niilo nie zauważa Vaind i Helmi, jak siedzą
ramię w ramię na ławce, na schodach warsztatu ozy na środku
podwórka. Gospodyni mówiła, że to go nie interesuje, a Kaari
przeciwnie, twierdziła, że interesuje się tym aż za bardzo. Kiedy
zbliżało się lato i Helmi była już gruba jak piłka, Niilo
przesiadywał w karczmie nie tylko wieczorami, ale i dniami.
Wiedziano już o tym w domu. Zresztą on sam tego nie ukrywał.
Siedział na jedynym stołku przy oknie, czasami na brzegu łóżka i
przykręca! knot naftov. sj lampy na mały płomień, tak żeby tylko
nie zasnąć. Nie chciał zmienić trybu swego życia, jakby nie zdawał
sobie z niego sprawy. Izba, w której przesiadywał, znajdowała się
w pobliżu pokoju karczmar-ki. I jeśli nacisnęło się mocno guzik, to
o każdej porze dnia czy nocy przychodziła dziewczyna, której
skrzypiały buty. Była grzeczna i posłuszna. Odpinała wszystkie
dwanaście guzików u stanika sukni, tak że widać było gołe ciało,
a potem cichutko mrucząc czesała długie, rozczo-
183
chrane włosy Niila. I choć miróz był na dworze, przenikało go
wtedy gorąco.
Kiedyś pod koniec maja Niilo wrócił do domu wcześnie
wieczorem i babka była jeszcze w składzie. Niilo poszedł do niej.
Był spokojny i po staremu śmiał się i żartował. Potem wszedł do
izby, gdzie siedzieli Helmi i Vainb. Tak samo blisko siebie jak
wtedy, kiedy odchodził. Nic się nie zmieniło. Helmi trzymała
dziecko na ręjku, a ono chwytało ją za rękaw, który odwinęła
właśnie, odsłaniając gołe ciało, i pokazywała Vainb znamię po
szczepieniu ospy. Opowiadała, jak to ją przemocą zaprowadzono
do szczepienia, a ona wyrzuciła z rąk zakrystiana skalpel, skła-
mała, że jej się chce siusiać, i usiłowała za wszelką cenę uciec. Ale
i to nie pomogło. Wyprowadzili ją na dwór i po chwili znów
musiała wrócić, a zakrystian, który w dnie powszednie zajmował
się szczepieniem, zaszczepił ją, jak mógł najstaranniej. Straszna
blizna kończyła Helmi w chwili, kiedy wszedł Niilo. Wtedy
uśmiech jej zgasł.
Ajaj " rzekł Niilo uszczypliwie. %7łe też mogą być tak
[ Pobierz całość w formacie PDF ]