[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Rycerzyk prychnął Buhaj i splunął.
Kapitan straży zmarszczył brwi i dał znak swoim ludziom.
Nie trzeba! Stójcie! Księżniczka wybiegła na ulicę i zasłoniła sobą Kwokę. Jestem Melidranna
z Borsuczej Kniei. Córka Alandora, pana na Czarnej Pięści, księcia Barozek i Urhun i pani Orietty, jego
małżonki, wiły. Nie ważcie się tknąć tych dwóch szlachetnych rycerzy, którzy wybawili mnie z rąk maga
Vidoczka i którzy zasługują na wszelkie względy!
Kilku strażników miejskich roześmiało się. Istotnie, dwa dni przebywania w towarzystwie Kwoki
i Buhaja, a jeszcze i kilka dni tułaczki wcześniej, odcisnęły piętno na wyglądzie księżniczki. Jej złota
suknia była przybrudzona i w wielu miejscach porwana, zaś w uczesaniu trudno było rozpoznać
kunsztowną fryzurę. Znacznie bardziej niż pannę szlachetnego rodu, przypominała młodocianą ulicznicę.
Głupcy! zawołała, widząc, że jej poprzednie słowa nie zrobiły na nich stosownego wrażenia. Czyż
stan mych szat zakrył przed wami prawdę? Spójrzcie oto na kolor mej skóry, azaliż nie mówi wam
o mnie więcej niż zniszczone szaty i klejnoty, których mnie pozbawiono?
Kapitan straży zmarszczył brwi.
Stać! Wstrzymał swoich ludzi.
Zsiadł z konia i podszedł do księżniczki. Chwycił ją za rękę i potarł mocno skórę na dłoni. Kiedy złoty
kolor nie ustąpił, zbladł i padł na kolana.
Wybacz, pani! zawołał Nic nie wiedzieliśmy o twym zaginięciu, ojciec wasz oznajmił, żeście
wyjechali do zamorskiego księcia...
O co chodzi z tą jej skórą? zapytał szeptem Buhaj.
Myślałem, że jest pomalowana odparł zdumiony Kwoka.
%7łesz kurwa, stary!
No.
5.
Muł, obładowany jukami wypełnionymi złotem i srebrem, przeżuwał w skupieniu kawał trawy
i przyglądał się uważnie swojemu odbiciu w wodzie. Coś mu nie pasowało. Najpewniej chodziło o srokę,
która przysiadła na mulej głowie, musiał to jednak dokładnie przemyśleć, by zyskać pewność.
Buhaj i Kwoka wylegiwali się na miękkiej, świeżej trawie, ciesząc się słońcem i winem. Buhaj cieszył się
jakby bardziej.
Minęły cztery dni, odkąd zabrano ich na ratusz, wykąpano, przyodziało odświętnie, wypłacono sowitą
nagrodę i czym prędzej wyprawiono w dalszą drogę. Księżniczki przez ten czas nie zobaczyli, nie zdążyli
się nawet pożegnać, choć Kwoka, ku zdumieniu Buhaja, bardzo o to zabiegał. Odjechali niedaleko od
miasta, ale pomimo namów Buhaja, nie ruszali dalej.
Myślałby kto, że ci za nią tęskno odezwał się Buhaj, bardzo nieswojo czując się w sytuacji, w której
mówi więcej od Kwoki.
Spierdalaj.
Przecież miałeś jej dość, nie?
Zamknij się, co?
Buhaj zamknął się posłusznie. Upił łyk wina, spojrzał na niebo, spojrzał na trawę, spojrzał na muła
z sroką na głowie, gapiącego się w swoje odbicie. Przyjrzał się dokładniej sroce, coś mu przypominała.
A potem jakaś myśl przyszła mu do głowy, więc się odezwał:
Pewnie chodzi ci o to, że była złota ta twoja narzeczona, co?
Złoty kolor skóry okazał się być niezwykłym dziedzictwem po matce księżniczki, wile, uwiedzionej
przez księcia Alandora za czasów młodości. Podkradł się on, wedle wszelkich zasad, nad jezioro,
w którym piękna wiła zażywała kąpieli i ukradł jej szaty, tym samym przymuszając do małżeństwa.
Kiedy po roku urodziła im się córka, magicznym sposobem obdarowana była złotą skórą, która wprawiła
w zdumienie cały dwór i wzbudziła pożądanie w wielu sercach. To właśnie z powodu złotej skóry, jak się
okazało, uprowadził księżniczkę mag Vidoczek, najpewniej rzeczywiście szykując dziewczynę raczej do
eksperymentów niż łożnicy.
Głupiś prychnął Kwoka.
Ja głupi? Ja tam przynajmniej znam kolor skóry wszystkich swoich dziewczyn.
To nie jest...
Och, przepraszam jaśnie pana. Naturalnie, to narzeczona, a nie...
Sroka rozdarła się niespodziewanie, wieszcząc przybycie swej pani.
Oni tak zawsze? Zaciekawił się chłopiec stojący nad walczącymi.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]