[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Conan nie odzywał się, gdy ludzie rozbiegli się, by wykonać rozkazy wodza. Wycofał się ze
środka wsi, żeby nie musieć dłużej zatykać nosa.
Niektórzy Bamula sprawiali wrażenie dobrze znających wojenne rzemiosło. Poruszali się na
tyle szybko i czujnie, że zadowoliliby każdego dowódcę. Inni po prostu udawali, że robią, co
mogą.
Taką mieszankę Conan widywał już w różnych armiach, z wyjątkiem tych formacji, gdzie
służyli doborowi żołnierze lub hałastra wyłapywana z ulic i gospodarstw przez królewskich
sierżantów.
Bamula nie pokonaliby zaprawionych w boju przeciwników z cywilizowanych krajów, ale
też nie musieli. W wojnach plemiennych i starciach z łowcami niewolników,
przeprawiającymi się czasem przez morze lub granicę stygijską, radzili sobie wystarczająco
dobrze. Teraz miało się okazać, czy równie dobrze poradzą sobie z czekającym ich zadaniem
przepędzenia demonów, a w każdym razie stworzeń zesłanych na ich ziemie za sprawą magii
tak nikczemnej, jak każdy demon.
Conan podszedł do Idosso i oddał mu honory należne wodzowi tylko nieznacznie
przewyższającemu go rangą. Wykonał też inne kurtuazyjne gesty podpatrzone na  Tygrysicy
u wojowników Suba. Miał nadzieję, że w kraju Bamula nie zostaną odebrane jako obrazliwe.
 Mów, Amra  zezwolił Idosso. Jego głos brzmiał władczo, ale Conan uchwycił w nim
nutę znużenia bojami, jakie musiał toczyć, by zostać wodzem.
Cymmerianin przynajmniej raz współczuł zwalistemu Bamula. Nie zapomniał własnych
bitew z czasów, gdy był jeszcze młodym dowódcą ani nieopisanej przyjemności, jaką
sprawiało mu stawianie czoła nowym wyzwaniom i udawanie, że nic sobie nie robi z
niebezpieczeństw.
Ta przyjemność była częścią codziennego żołnierskiego życia. Wolał ją od picia podłego
wina i obłapywania podstarzałych niewiast podających do stołu. Tymczasem Idosso zdawał
się uważać ją za jedną z ulubionych kpin bogów.
 Wątpię, bym powiedział ci coś, czego sam od dawna nie wiesz  zaczął Conan.  Czy
któryś z wieśniaków opowiedział, jak zabili jedną z tych bestii?
 Nie, ale czego oni mogą nauczyć naszych wojowników? Conan prawie wybaczył Idosso
jego ignorancję, słysząc słowo  naszych . Uprzejme odzywanie się do białych ludzi z
pewnością nie sprawiało Idosso przyjemności, ale opanował tę umiejętność i wykorzystywał
ją, gdy wymagały tego okoliczności.
Jeśli Kubwande sądził, że wielki wódz jest za głupi na to, by być czymś więcej niż tylko
marionetką w jego rękach, to mógł się srodze zawieść. A chwila, w której zrozumie swój błąd,
mogła być ostatnią w jego życiu.
 Tylko bogowie to wiedzą, ale wciąż się nad tym zastanawiam  odrzekł Cymmerianin.
 Te jaszczuromałpy wyglądają na zwierzęta stworzone przez naturę, jak dzik czy
niedzwiedz. Broń wojowników może je uśmiercić. Tylko ilu ludzi przy tym zginie?
 Myślisz, że wojownicy Bamula lękają się śmierci?!  Idosso nie potrząsnął bronią,
wystarczył ton jego głosu.
 Zapewne mniej niż ja  stwierdził Conan.  Lecz nawet oni mogą nie chcieć ginąć,
dopóki wszystkie demony nie zostaną zgładzone. Jeśli oddamy życie w starciu z tymi
jaszczuromałpami, to co będzie, kiedy przez wrota demonów przybędzie następna horda
potworów?
Na twarzy Idosso odmalowało się tyle niepokoju, na ile pozwalała jego mimika. Conan dalej
wykorzystywał swoją przewagę.
 Każdy człowiek poczułby strach, widząc, co spotkało tę wioskę. Gdyby porwano jego
kobiety i rozpruto ciało jego syna, jak to leżące tam dziecko&
Idosso spojrzał w tamtą stronę i jego twarz ożyła.  Więc znajdzmy wrota demonów i
zaniknijmy je.
 Właśnie. A jeśli zajdzie potrzeba, zagrodzmy je naszymi własnymi ciałami. Ale najpierw
musimy dowiedzieć się czegoś więcej. Porozmawiajmy z wieśniakami.
Idosso stał przez chwilę jak posąg. Potem potrząsnął głową tak gwałtownie, że zdobiące ją
karmazynowe pióra zatańczyły jak gałęzie na wietrze.
 Ramiona, przeszukać wioskę!  krzyknął.  Wszystkich, którzy mogą mówić do mnie!
Ale już!
Wojownicy uderzyli pięściami w ziemię u stóp wodza. Idosso splunął w to miejsce.
Mężczyzni klepnęli się otwartymi dłońmi w czoła, sformowali dwuszereg i biegiem ruszyli
przed siebie, trzymając wysoko włócznie, a na ramionach tarcze.
 Czyja też mogę& ?  zapytał Kubwande, który wyrósł nagle jak spod ziemi. Ale Conan
nie był zaskoczony. Taki człowiek jak Kubwande musiał mieć dar bezszelestnego poruszania
się.
 Nie sam  warknął Idosso.  Nie masz jaszczurze] łuski, żeby ochroniła twoje plecy
przed włócznią.
Conan nie roześmiał się z dowcipu.
 Czy ja wystarczę, żeby je ochronić?  spytał tylko.
 Czy jestem godzien tego, by chronił mnie Amra& ?  zaczął Kubwande, ale Cymmerianin
przerwał mu.
 Zachowaj pochlebstwa dla tego, kto będzie chciał ich słuchać  doradził.
Bamula wyglądał, jakby otrzymał policzek. Cymmerianin zastanawiał się, czy nie wyraził się
zbyt dosadnie lub czy nie powiedział czegoś, czego nie zamierzał. Jego znajomość
miejscowego języka poprawiała się z każdym dniem, lecz daleko jej było do doskonałości.
 Walczyłem na wielu lądach i morzach  wyjaśnił.  Ale w rym kraju nie jestem
wojownikiem tak długo, jak ty. Na pewno wiesz więcej ode mnie, o ile nie jesteś małym
dzieckiem, które trzeba nosić na rękach.
 Jeśli jest, to żadna kobieta nie spłodziła nigdy większego dziwoląga  mruknął Idosso. 
No, idzcie poszukać tego, co chcecie znalezć. A może uważacie, że to mnie potrzebna jest
niańka?
Conan i Kubwande woleli pozostawić to pytanie bez odpowiedzi.
Obaj mieli mniej do roboty, niż się spodziewali, dopóki nie doszli do przeciwległego krańca
wioski. Wieśniacy z bliżej stojących chat przyjęli na siebie cały impet uderzenia jaszczuromałp
i większość tych, którzy nie zginęli, wzięła nogi za pas. Pozostali tylko starcy i dzieci oraz ci, co
się nimi opiekowali.
Podzieleni na pary wojownicy Bamula zajęli się nimi bardzo gorliwie. Siłą wyciągali ich z
chat i grozili pobiciem maczugami, jeśli nie powiedzą, co się zdarzyło w wiosce. Kubwande
zbeształ najbardziej krewkich wojowników, gdyż zamiast zbierać informacje, siali strach.
Conan zrobiłby to samo, ale młody wódz go ubiegł.
I dobrze się stało. Cymmerianin wiedział, że wieśniacy należą do plemienia Mniejszych
Bamula i ich dialekt różni się od języka Większych Bamula, wśród których przebywa. Gdyby
nawet mieszkańcy wioski chcieli wskazać mu drogę do wrót demonów, mógłby mieć
trudności ze zrozumieniem ich. Poza tym, za wcześnie było na sprawdzanie, czy wojownicy
zechcą słuchać jego rozkazów.
Dwaj mężczyzni ostrożnie posuwali się naprzód, obserwując chaty, zagrody i pola. Chaty
pozostały tu w większości nietknięte, choć świeciły pustkami, ale wiele zagród i pól uległo
zniszczeniu po przejściu jaszczuromałp. Krowy i kozy leżały w wyschniętym błocie
zmieszanym z krwią. Ich rozprute brzuchy obsiadły roje much. Płoty zostały poprzewracane,
a kiełkujące zboża i uprawy ignamu stratowane.
Kilkunastu wieśniaków śmielej wychyliło głowy z chat niż mieszkańcy wioski zauważeni
przez Conana wcześniej. Zobaczył wśród nich młode kobiety. Zastanawiał się, czy posłać po
swoje dwie służące. Może łatwiej dowiedziałyby się czegoś od miejscowych kobiet.
Nie pojawili się żadni wojownicy, nawet brodaci starcy czy młokosy. Bez wątpienia wśród [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • girl1.opx.pl
  •