[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Gdy Cole chciał go nauczyć nowego triku, zadzwoniła komórka.
 Może to tata!  zawołał do Tate'a, który stał jakieś dwadzieścia
metrów dalej. Odebrał, nie sprawdzając, kto dzwoni.
 Liam Finlay.
 Tak, słucham?
 Są ze mną moi prawnicy. Jest kolejny sporny punkt, strona sto dwa,
paragraf dwadzieścia cztery.
Cole starał się przypomnieć sobie ten fragment.
Liam poinformował go, że Związek Piłkarski nie jest zadowolony z
klauzuli wyłączności na transmisję meczów. Cole odparł, że już to omawiali.
Już podwyższył ofertę i zamierzał proponować więcej. Liam powiedział, że
albo Cole mu teraz odpowie, albo niech przyjedzie do siedziby Związku i
porozmawiają.
Nagle czerwona piłka uderzyła Cole'a w goleń, gdzie miał starą bliznę.
Cole podniósł głowę, spojrzał w prawo, a potem w lewo. Poczuł, jak ogarnia
go panika.
Okręcił się wokół własnej osi. Spojrzał przed siebie i do góry, na
drzewa. Brata nie było. Rzadko się modlił, ale teraz wzniósł oczy do nieba i
przysiągł, że jeśli Tate w magiczny sposób się odnajdzie, wszystko odda.
Na ziemi dojrzał komórkę, która wypadła mu z ręki. Zebrał myśli.
Rozejrzawszy się ponownie, podniósł telefon i ściągnął brwi, słysząc w
słuchawce jakiś hałas. To ciągle Finlay? Cole bez namysłu się rozłączył.
Ruszył przed siebie. Spytał sprzedawcę lodów, czy nie widział chłopca
w czerwonym T shircie, po czym zadzwonił na policję. Tłumacząc, co się
134
R
L
T
stało, poczuł kolejny atak paniki, tym razem połączony z mocnym
postanowieniem. Jeśli Tate został porwany, znajdzie go. Choćby musiał pytać
wszystkich ludzi, ściąć wszystkie drzewa...
Zamarł w pół kroku. Pięćdziesiąt metrów dalej z parkingu wyjeżdżała
czarna furgonetka z przyciemnionymi szybami. Cole nie widział tablicy
rejestracyjnej, ale przez przednią szybę dojrzał kierowcę z bujną czupryną w
wielkich ciemnych okularach. Ojciec mówił, że jeden z mężczyzn, którzy
próbowali porwać Tate'a, miał kudłatą czuprynę i ciemne okulary.
Cole pognał naprzód, wołając Tate'a.
Wpadł na samochód, który nie zdążył wyjechać, i zaczął walić w drzwi.
Wściekły kierowca natychmiast je otworzył.
 Co pan, do diabła, wyprawia?
Cole złapał go za mankiet.
 Otwórz tamte drzwi. Natychmiast.
Jeśli Tate tam jest, policzy się z tym facetem. Gdy jednak zajrzał do
środka, nikogo tam nie zobaczył. W samochodzie stała tylko stara pralka.
Cole wpadł do samochodu i uniósł wieko pralki. Znów nic. Powoli się
wycofał. Czuł się jak ostatni frajer. To on zawsze miał wszystko pod kontrolą,
to on narzekał na Dexa i Wynna. Oburzał się, że Teagan ma swoje własne
życie. Uważał się za lepszego od nich wszystkich.
Teraz zawiódł w najgorszy możliwy sposób.
Jak spojrzy w oczy ojcu?
Pewnie wyglądał jak szaleniec. Wiedział, że musi się pozbierać, bo
inaczej nie pomoże Tate'owi.
Jeszcze raz się rozejrzał, przetarł piekące oczy i wytężył wzrok. Mały
chłopiec w czerwonym T shircie z piłką pod pachą szedł w jego stronę jakby
nigdy nic.
135
R
L
T
Wołając go po imieniu, Cole ruszył pędem, padł na kolana i tak mocno
uścisnął Tate a, że ten spytał:
 Nic ci nie jest, Cole?
 Na chwilę cię zgubiłem, dzieciaku.
Z wilgotnymi od łez policzkami Cole odsunął się od Tate a. Czy ten
koszmar naprawdę dobiegł końca?
 Byłem zobaczyć łódki.  Tate wskazał na staw.  Popływasz ze mną?
Chyba jest fajnie.
Cole zaśmiał się, choć wciąż czuł ucisk w piersi.
 Jest fajnie. Ale pozwól, że złapię oddech. Martwiłem się.
 Bo byłeś sam?
 Uhm.  Cole nagle poczuł się wyczerpany.
Tate przytulił brata i poklepał go po plecach.
 Nie martw się, Cole. Nigdy cię nie zostawię. Kocham cię.
 Tak, wiem.  Cole miał ściśnięte gardło.  Za rzadko to słyszę, bo cię
nie odwiedzam.
 Możesz mnie częściej odwiedzać. Tatuś już nie spędza dużo czasu w
Hunters. Ty też nie musisz.
 Zaopiekujesz się mną?
Z głębokim westchnieniem Tate ścisnął dłoń brata.
 Tak, i będziesz mógł hałasować, ile zechcesz.
W tym momencie, w obecności tych wszystkich ludzi w parku, Cole po
prostu się rozpłakał.
136
R
L
T
ROZDZIAA DWUNASTY
 Dziękuję, kochanie, że ze mną przyjechałaś. Wiem, że wygładzasz
swoje CV.
Parkując samochód, Taryn zerknęła na ciotkę, która siedziała obok z
torebką na kolanach.
 O wiele przyjemniej jest spędzić ranek w twoim towarzystwie niż
pisać CV.  Przypominało jej się, że rzuciła pracę, którą prawie pokochała, że
nigdy więcej nie ujrzy mężczyzny, którego pokochała. Zgasiła silnik i
otworzyła drzwi.  Zastanawiam się tylko, od kiedy to interesujesz się
żeglarstwem.
 Znudziło mi się polerowanie dębowego drewna i tapicerowanie.
Kiedy zobaczyłam ten plakat, od razu mnie zainteresował.
Taryn spojrzała na witryny przed mariną. Osłaniając oczy przed
słońcem, wciągnęła w nozdrza zapach niesiony przez lekką bryzę. W Sydney
było wiele pięknych przystani, ale tego ranka na widok przejrzystej błękitnej
wody ściskało się jej serce. Każdego dnia powtarzała sobie, że musi skupić
się na przyszłości. Po odejściu z Hunter Broadcasting świat stał przed nią
otworem. Nadal wierzyła w  Gorące miejsca .
Z drugiej strony to, że dotąd pracowała w telewizji, nie znaczyło, że nie
mogłaby zająć się czymś innym, może nawet ciekawszym.
W miejscu, które nie przypominałoby jej o Cole'u.
Vi jeszcze raz popatrzyła na plakat.
 Sklep jest na drugim końcu. Chcę tylko zerknąć. %7ładnego depozytu,
dopóki tego nie rozważę.
Mijały kawiarnię, której witryna zapraszała smakowicie wyglądającymi
137
R
L
T
ciastami.
 Masz ochotę na kawę?  zapytała Vi.
 Jasne. Rano nie zdążyłam wypić.
 To ja pójdę na wstępne oględziny, a ty coś zamów, za dziesięć minut
wrócę. Dla mnie tarta z owocami.
 Nie spiesz się.
Taryn usiadła przy stoliku na zewnątrz, przestudiowała menu i złożyła
zamówienie: latte i tartę dla Vi, jagody z bitą śmietaną i kawę flat white dla
siebie. Gdy siedziała i podziwiała łodzie, znów pomyślała o Cole'u, o tym, jak
niewiele brakowało, by zaprosiła go do swojego życia. Jeszcze teraz, gdy
myślała o tym, jak tamtego deszczowego dnia ją obejmował, dręczyły ją
wątpliwości. A jeśli Vi ma rację? Gdyby nie odepchnęła Cole'a, może byłaby
dla nich przyszłość. W jakimś momencie Cole sobie uświadomi, że nie może
robić wszystkiego za wszystkich.
Ale, jak zauważył Roman, Cole dawał do zrozumienia, że jest
niezastąpiony. O ironio, dla niej był nie do zastąpienia; Z czasem pewnie jej
przejdzie, ale teraz nie mogła w to uwierzyć. Może już nigdy się nie zakocha?
Czy nie tak było z Vi?
Mając za towarzystwo przechodniów i skrzeczące mewy, Taryn
wyobraziła sobie, że przejdzie przez życie sama, bez mężczyzny, bez dzieci.
Rozsądek mówił jej, że za trzy miesiące poczuje się lepiej, za sześć będzie
znów sobą. Gdyby tylko przestała myśleć o wargach Cole'a...
Pod sąsiedni stolik wiatr przywiał kwiat, duży i czerwony, taki jak ten
na wyspie. Czy wszystko musi przypominać jej o Cole'u? Już miała podnieść
kwiat, gdy przyniesiono jej zamówienie. Taryn zauważyła, że to męskie ręce
stawiają na stoliku talerze. Nie byłoby w tym nic niezwykłego, gdyby nie to,
że je rozpoznała.
138
R
L
T
To niemożliwe. To wybryk wyobrazni. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • girl1.opx.pl
  •