[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nią truchtem, jakby do niej należał. Barbara zwolniła, w nadziei, że ta włochata bestia wyprzedzi ją,
ale pies wówczas też zwolnił. Potem zatrzymała się.
- Idz sobie - próbowała delikatnie go odgonić. - No, idz! Ale pies też się zatrzymał, stał w miejscu
jak przymurowany
i spoglądał na nią. Jego stosunek do niej wcale się nie zmienił, nie był ani rozdrażniony ani
przymilny. Po prostu był przy jej boku, jak posłuszny strażnik.
Barbara nie widziała innego wyjścia, jak iść dalej i właśnie to uczyniła, powstrzymując się od
biegu, gdy dochodziła już do przyjaznych świateł Oxford Street. Pies wciąż stał przy niej, gdy
patrzyła na ulicę sprawdzając, czy jadą samochody. Czy miał zamiar dalej pójść za nią?
Gdy schodziła z krawężnika, jeszcze raz obejrzała się. Psa już tam nie było.
Barbara z uczuciem ulgi pospieszyła do szpitala i zrobiła sobie filiżankę kawy.
- Wyglądasz na wyczerpaną - powiedziała jedna z pielęgniarek.
- Przeszłam przez coś paskudnego - tłumaczyła Barbara. -Poszłam na skróty przez park...
- Poszłaś nocą przez park? - przerwała inna pielęgniarka. -Tak, jesteś nowa, a więc nic nie wiesz. W
tym parku popełniono wiele zbrodni!
Pielęgniarki, zdumione faktem, że nie bała się pójść tak zle oświetloną drogą, opowiadały jej jedną
makabryczną historię za drugą. Barbara z konsternacją pomyślała o jarzących się w ciemności
papierosach. Mogło jej się dużo przydarzyć! Bóg musiał czuwać nad nią...
- i nagle poczułam obecność anioła stróża. Zrozumiałam, że ten pies był mój - mówi Barbara. -Nie
było innego wytłumaczenia jego przybycia, zachowania i nagłego zniknięcia. Czułam się
wdzięczna, że Bóg tak osobiście zadbał o mnie i że jest On zawsze gotów chronić mnie, nawet
przed własną głupotą.
Barbara ostatecznie podjęła pracę w Nowej Gwinei, gdzie wyszła za mąż za Amerykanina. Potem
pojechała z nim do Wisconsin, gdzie obecnie mieszka z rodziną. Nigdy więcej nie spotkała swego
anioła, ale nazwała go Guiseppe i czuje z nim więz, która przetrwała przez te wszystkie lata.
42. Cisi protektorzy
Impuls, intuicja-tak, czasami z pewnością, tak. Lecz następujące historie sugerują, że w rachubę
wchodzi tu też coś bardziej specyficznego.
Frank, biznesmen, często bywał w podróżach służbowych poza domem, dokąd wracał tylko na
soboty. Wielokrotnie posyłał swego anioła stróża, aby czuwał nad rodziną podczas jego
nieobecności.
Pewnego piątkowego popołudnia, około piątej, Frank miał przytłaczające uczucie, że w domu
dzieje się coś złego. Aniele stróżu, udaj się do mej rodziny i chroń ją - pomodlił się. Lęk
natychmiast ustąpił.
Następnego dnia Frank wrócił do domu.
- Co słychać? - zapytał żonę, wciąż pamiętny złowieszczego przeczucia.
- Och, Frank, nieomal wydarzyła się tragedia - wybuchnęła żona.
Na chwilę spuściła z oczu ich czteroletniego synka, Timmy'ego, gdy chłopczyk wybiegł na ulicę. W
tej samej chwili ujrzała pędzący po jezdni samochód -jechał prosto na synka. Przerażona kobieta
pojęła, że jest za pózno, by czemukolwiek zaradzić.
Auto było około dziewięciu metrów od dziecka, gdy kierowca zaczął hamować tak gwałtownie, że
pojazd wykonał dwa pełne obroty wokół własnej osi i zatrzymał się tuż przed Timmy'm. Chłopiec
zamarł z przerażenia. Kierowca, zamiast dać upust złości, wyskoczył z samochodu, krzycząc:
- To cud! Cud, że zdołałem zatrzymać się na czas!
- O której to się stało? - zapytał wstrząśnięty Frank.
- Wczoraj, o piątej.
Siostra Marta doświadczyła czegoś bardzo podobnego. Miała nocny dyżur w szpitalu i musiała
zejść po lekarstwa do chłodni w piwnicy. Gdy poszukiwała czegoś na półkach, nagle zatrzasnęły się
za nią drzwi.
- Och, nie! - wyszeptała przestraszona. Chłodnia nie miała od wewnątrz klamki, a więc nie istniała
żadna możliwość wyjścia stamtąd.
O tak póznej godzinie wołanie o pomoc nie miało żadnego sensu. Marta zaczęła błagać o pomoc
anioły.
- Byłam zmartwiona, ponieważ pacjenci na mym oddziale pozostali bez opieki - opowiada dziś. -
Grożące mi niebezpieczeństwo - zamarznięcie na śmierć -jeszcze nie przyszło mi na myśl.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]