[ Pobierz całość w formacie PDF ]

swoje pragnienia. Lecz czy Johanna przyjmie takiego
konkurenta? O wiele starszego, wdowca, z caÅ‚ym mnós­
twem nieślubnych dzieci czyhających gdzieś w cieniu?
Amelia chrzÄ…knęła i przerwaÅ‚a ciszÄ™, proponujÄ…c, że­
by wypili za duszÄ™ Raviego.
- On na pewno umarÅ‚ szczęśliwy - powiedziaÅ‚a He­
lena.
Johanna chłonęła teraz każde jej słowo. Rudowłosa
kobieta zjadła trochę, była jednak blada i wyglądała na
osłabioną. Czyżby odniosła jakieś inne obrażenia, takie,
których Johanna nie odkryÅ‚a? W każdym razie nie do­
kuczała jej gorączka, a wzrok i słuch miała w porządku.
93
SkarżyÅ‚a siÄ™ na bóle w boku i nodze, no i oczywiÅ›cie gÅ‚o­
wa po tak solidnym uderzeniu bolaÅ‚a. Oczy jednak spo­
glądały matowo, nie błyszczały już jak fiord w okresie
topnienia śniegów.
- Tak myślisz?
Helena kiwnęła głową.
- Ocalił tych przeklętych wieśniaków, tylko o to mu
chodziło. A przecież nawet ich nie znał! Drwili z niego.
Nie chcieli nam uwierzyć, jedyne, czego pragnęli, to nas
przegonić. Do diabła, usiłowałam przekonać Raviego, że
głupio się zachowuje, ale on nie chciał ustąpić.
- Męczennik - mruknęła Johanna.
Helena zaśmiała się ochryple.
- No właśnie, czy to nie tacy święci, co sami siebie
składają w ofierze na całą wieczność?
- Owszem.
- To idiotyczne, moim zdaniem. Jeśli rzeczywiście tak
jest, że Bóg dał nam życie, to chyba nie sprawimy mu
radości, rezygnując z niego.
Johanna podniosÅ‚a gÅ‚owÄ™. Nieco zaskoczyÅ‚a jÄ… ta fi­
lozoficzna uwaga w ustach nieokrzesanej Heleny.
- Masz rację - powiedziała życzliwie.
- Mhm. Ale Ravi jednak to zrobił.
- Nie dla Boga, on to zrobił dla ludzi.
-Jeszcze większy powód do chwały - prychnęła. - Bo
wiÄ™kszość ludzi myÅ›li tylko o sobie. O mnie myÅ›lÄ™ tyl­
ko ja.
Johanna z całych sił musiała powstrzymywać się od
śmiechu. Helena, widać, kiedy chciała, potrafiła być
szczera. Johanna domyślała się, że za zimnym zielonym
spojrzeniem kryje się ciepło, lecz by dotrzeć do niego,
trzeba przekopać się przez wiele pokładów zastygłego
popiołu.
94
- Byłaś dla niego dobra, niezachwianie w to wierzę.
- Nie, byłam potworem, zawsze nim jestem.
- GÅ‚upstwa pleciesz, Heleno! Nie wolno ci tak o so­
bie myśleć.
Helena odsunęła od siebie resztki chleba. Niewiele
zjadła, lecz piła chciwie wzmacniający napój.
Może to odrobina gorzałki przywróciła blask jej oczom.
Johanna posprzątała, dołożyła do ognia. Brzozowe
drewno zatrzeszczało wesoło.
- Ravi lubiÅ‚ ogieÅ„, widziaÅ‚am to, kiedy rozpalaÅ‚. Lu­
bił płomienie, sprawiały, że ożywał. Czasami myślałam
sobie, że to dlatego, że naprawdę jest diabłem.
Johanna drgnęła wystraszona.
- W imiÄ™ Ojca i Syna, co ty wygadujesz?
- RzeczywiÅ›cie tak uważam, i nie mam wcale na my­
Å›li nic zÅ‚ego, Johanno. Ale przecież te jego zdolnoÅ›ci mu­
siały się skądś wziąć! No i księża unikają go, wszyscy
dobrzy chrześcijanie także...
- Ravi nie ma nic wspólnego z diabÅ‚ami. ZostaÅ‚ obda­
rzony talentem, dobrym talentem. Dany jest on wielu
ludziom, Heleno. Na pewno słyszałaś o takich, którzy
otrzymali moc uzdrawiania, wystarczy, by położyli na
chorym rÄ™ce i pomodlili siÄ™ za niego. PotrafiÅ‚ to uczy­
nić Jezus i nawet apostołowie.
- Tak... ale nigdy nie słyszałam, żeby któryś z nich
umiaÅ‚ rozpalić ogieÅ„ bez krzesiwa albo żaru. A Ravi po­
trafił.
Johanna, osÅ‚abÅ‚a, osunęła siÄ™ na krzesÅ‚o. Echo dozna­
nego wstrzÄ…su zdawaÅ‚o siÄ™ pulsować w żyÅ‚ach. Ravi, któ­
ry potrafił zatrzymać krew. Ravi biegnący przez ogień,
Ravi, za którego sprawą w żyłach zamiast krwi krążyły
fale gorąca. I wszystko to, co widział...
- Aatwo się tym przerazić, Heleno, lecz tak naprawdę
95
on był tylko nieszczęśliwym chłopcem. Kimś, kto nigdy
nie nauczył się kochać drugiego człowieka, upokarzany
i przeganiany z każdego miejsca, w którym się zjawił...
Wykorzystywany przez całe swoje życie... Wydaje mi się,
że i ja go wykorzystałam, a pózniej zdradziłam.
Helena przymknęła oczy.
Johanna patrzyła na nią, jej własne słowa zawisły
w powietrzu. Wreszcie opadÅ‚y i uÅ‚ożyÅ‚y siÄ™ wokół po­
staci Heleny.
- Ty... jesteÅ› taka jak on, prawda, Heleno?
Chora ledwie uchyliła usta.
- Jestem córką Liv-Więzniarki, morderczyni, a moim
ojcem jest najprawdopodobniej Levord Knutsen, mor­
derca. Jestem dziwkÄ… gospodarza z Royse i przynoszÄ™
wstyd całemu światu. Sama zaś go nie mam.
Johanna siedziała całkiem nieruchomo w obawie, że
Helena przestanie mówić, jeÅ›li przerwie jej najdelikat­
niejsze nawet trzeszczenie krzesła.
- Ale należałam do Raviego. O, tak, tak samo jak ty,
choć nie miałam na to żadnych papierów od pastora.
- Ja też tak naprawdę ich nie miałam. Wszystko to
było jedynie oszustwem, pokutą, jaką wyznaczył sobie
za grzechy umierajÄ…cy ksiÄ…dz.
Helena jej nie słuchała.
- MiaÅ‚am go... tylko dla siebie, Johanno. Ty go odrzu­
ciłaś, prawda? Ja go pozbierałam, a potem rozerwałam
na strzępy.
- Teraz jesteś szczera - wyjąkała Johanna z oczami
pełnymi łez.
- Tak, teraz jestem szczera.
Helena ostrożnie odwróciła pulsującą bólem głowę.
Zielone oczy zmieniÅ‚y siÄ™ w wÄ…skie szparki, lecz patrzy­ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • girl1.opx.pl
  •