[ Pobierz całość w formacie PDF ]
chem. Materiał był solidny, łatwy do prania.
Westchnienie ulgi Johanny dotarło do jej uszu, ale zdawała się go nie
zauważać.
- Musisz ją zabrać. Ona wcale nie protestuje! Już zaczęła się
pakować. Heleno, jesteś mi to winna!
Helena siedziała na stołku przy piecu, kiwając się w przód i w tył.
Johanna nie chciała, żeby siedziała jak jakaś służąca, ona jednak odmówiła
zajęcia miejsca przy stole oświetlonym lampą, gdzie Johanna odpoczywała
w ten niedzielny wieczór, opierając stopy na niskim stołeczku.
- No nie wiem... nie wydaje mi się to właściwe. Reina i ty... nie
powinnyście się rozstawać, zanim się naprawdę nie pogodzicie. Co innego
z Ingalill i ze mną - ja po prostu nad nią nie panuję i wiem o rym.
- To nie tak! Reina teraz wszystko rozumie. Uznała już, jaki błąd
zamierzała popełnić. Rozumie, dlaczego nigdy ludzi ze Storlendet nie
będziemy nazywać rodziną. Jest mi bardzo przykro z tego powodu,
Heleno, ale tak musi zostać. Twoja córka... nie mogę wybaczyć jej tego,
jak mi się odpłaciła. Wam zresztą też nie bardzo mogę wybaczyć, że
pozwoliliście, by do tego doszło. Wy jednak nie wiecie wszystkiego, co ja
wiem. Wy nie doświadczyliście tego diabelstwa na własnej skórze. Wy...
- Jesteś bardzo niesprawiedliwa wobec swojego ojca, jeśli twierdzisz,
że on nie wie. On wie, Johanno. Wie, co Erlend zrobił tobie. Tylko że on
obciąża tym wyłącznie Erlenda.
- Grzechy są karane do siódmego pokolenia! Tak jest napisane w
Biblii, gdybym nawet w to nie wierzyła, miałam okazję się przekonać, że
to prawda. Swoją córką zajmuj się sama, ja muszę chronić moją. Ona teraz
potrzebuje spokoju. I czasu, żeby się zastanowić, z daleka ode mnie, nie
mogę jej popędzać. I proszę cię o pomoc w tej sprawie, Heleno. Jeśli
odmówisz, to możesz powiedzieć mojemu ojcu, że nie ma już czego
szukać w tym domu. Ani on, ani ty, ani blizniaki... nikt.
Helena była wstrząśnięta jej zapiekłym uporem.
Może rzeczywiście powinna się zgodzić i zabrać Reinę. Nie dlatego,
żeby oddać przysługę Johannie, nie dlatego, że ona grozi, iż na wszystkich
ściągnie nieszczęście.
Powinna to zrobić dla Reiny. Dla ślicznej, dobrej Reiny, która
maczała palce w tym, że w końcu Ingalill stała się córką, z której matka
może być dumna.
- Odpychasz od siebie Reinę. To niedobrze. Powinnyście znowu
odnalezć się nawzajem. Musicie to zrobić! Nawet gdybyś ty miała ustąpić,
Johanno!
Johanna z trzaskiem zamknęła książkę, która leżała przed nią.
- Powiedziałam ci przecież, że się porozumiałyśmy! Ona chętnie z
wami pojedzie. Musisz mi jednak dać słowo honoru, Heleno. Musisz
zadbać, aby te romantyczne głupstwa, których nabiła sobie do głowy, jej
wywietrzały. Musisz nią kierować, jakby była twoją rodzoną córką,
wszelkimi sposobami musisz jej doprowadzić do świadomości, że świat
jest pełen młodych mężczyzn, tysiąc razy bardziej wartościowych niż Arill
Storlendet.
Helena otworzyła usta.
- Arill Storlendet? Nie mówisz tego poważnie... Johanna ponuro
skinęła głową.
- On demonstrował swoją władzę nad nią na moich oczach. Ona...
ona jest odmieniona. Ten potwór... wabi ją do siebie, ponieważ wie, że
młode dziewczyny lubią przeciwstawiać się swoim matkom. To bardzo mu
odpowiada. Na Boga, Heleno, trzęsę się na samą myśl, że... to mogłoby się
znowu przytrafić.
Helena wolno kiwała głową.
- A więc to tak się rzeczy mają. Do tego ją popchnęłaś. Johanno,
musisz się zaraz opamiętać. Zanim jeszcze nie stało się nic strasznego.
Johanna gwałtownie wstała. Książka z głuchym łoskotem spadła na
podłogę.
- Widzę, że się z tobą nie dogadam, Heleno. Wybrałaś stronę,
rozumiem to. Nigdy bym się jednak nie spodziewała, że odmówisz mi
pomocy w chwili, kiedy będę chciała powierzyć ci swoją córkę. - Dyszała
ciężko. - I zabieraj się stąd. Myślę, że w Storlendet znajdzie się pokój dla
was wszystkich również i na dzisiejszą noc.
Ze złością zagarnęła spódnicę, ale Helena zdążyła chwycić ubranie
Johanny.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]