[ Pobierz całość w formacie PDF ]
się z towarzyszem. Wówczas obie wyspy zbli\ają się do siebie tak, aby mo\na było mówić i
słyszeć. Poza tym powinien pan trzymać się i to samo co ja czynić. Skoro przybiję do brzegu,
przybij pan równie\. Skoro odbiję pójdziesz za moim przykładem. Tylko w tym wypadku nie
naśladuj mnie, kiedy opuszczę wysepkę i wyląduję, aby podkraść się do namiotu.
Do piorunów! Odwa\y się pan mo\e na to?
Nie tylko mo\e, ale na pewno. Zwróć moją uwagę na poszukiwane namioty, jeszcze
zanim do nich dopłyniemy, gdy\ nie wolno będzie się cofać. Zresztą dla zachęty powiem panu,
\e nie taki diabeł straszny, jak go malują. Na tym brzegu rzeczułki, gdzie wznosi się skała,
nikogo nie ma. Z tej strony więc nic nam nie grozi. Drugi zaś brzeg jest zarośnięty krzewami,
które nas osłonią. Dodajmy ponadto zachmurzone niebo, mrok nocy dzisiejszej i dr\enie ognia,
które nie pozwala dostrzec wyraznie w rzece \adnego kształtu. A zatem naprzód! Przede
wszystkim zawiadomimy Emery ego, a potem rozpoczniemy zawody pływackie.
Czy nie lepiej poczekać, a\ ogniska wygasną i czerwoni uło\ą się do snu?
Nie, bo có\ nam z tego przyjdzie? Wszak chcę się rozmówić z lady i podpatrzeć Indian,
aby dowiedzieć się jakichś szczegółów o wyprawie na Nijorów. Albo powa\ymy się na
wszystko, albo zaniechamy zamiaru.
Niepotrzebne drobiazgi i przedmioty, na które woda zle działa zło\yliśmy w ręce
Emery ego. Za całą broń miały nam starczyć no\e. Poniewa\ Dunker nie miał własnego, przeto
dostał nó\ Apacza. Nie mogliśmy wyperswadować Winnetou, aby nie towarzyszył nam do
rzeki. Chciał pomóc przynajmniej przy kleceniu wysp, na co zresztą chętnie przystałem dla
zaoszczędzenia sobie czasu.
Oczywiście, z największą przezornością trzeba było wziąć się do dzieła. Wyminąwszy
przedni, wysunięty nad obozem posterunek, szliśmy dalej naprzód, dopóki nie znalezliśmy
sitowia. Musieliśmy je ściąć tylko pod wodą, bo nazajutrz, w dzień, szczeliny w zaroślach
mogłyby się Mogollonom wydać podejrzanymi. Wśród pobliskich krzewów było wiele
suchego drzewa; mając więc pod ręką potrzebne materiały, wzięliśmy się do budowania
wysepek. Musiały być lekkie, ale mocne, gdy\ zerwanie się lub rozpłynięcia którejś
wystawiłoby pływaka na najwy\sze niebezpieczeństwo. Kształt nie powinien był zwracać na
siebie uwagi jak gdyby nurt wody zniósł i sklecił w jedną całość poszczególne składniki
wysepki. Na przygotowaniach zbiegła nam godzina; pierwszy wszedł do rzeki Dunker, aby
dokonać próby, która się istotnie udała. Winnetou oddalił się, oświadczywszy, \e będzie
czuwał z moim sztucerem w pogotowiu, aby w razie potrzeby skoczyć nam na pomoc.
Zanurzyłem się w wodzie, podpełzaliśmy pod swoje wysepki i wsunęli głowy w kopulaste
wydrą\enia.
Nie jest przyjemne tkwić w wodzie w ubraniu. Wprawdzie zostawiliśmy u Emery ego
zbyteczny balast, ale ja, zwłaszcza z tego względu, \e chciałem rozmówić się z Martą, miałem
na sobie jeszcze tyle odzie\y, \e wnet zaczęła mi cią\yć i przeszkadzać w pływaniu.
Rzeczułka nie była szeroka, ale skoro tylko opuściliśmy brzeg, grunt uciekł nam spod nóg i
musieliśmy pływać. Przystosowałem się do prądu, towarzysz mój zaś poruszał się o kilka łokci
za mną. Było ciemno, a jednak po przebyciu pewnej odległości zobaczyłem pierwszą placówkę
na brzegu. Wyminęliśmy ją szczęśliwie; w stra\niku zwróconym twarzą ku rzece, oba
skupienia gałęzi i sitowia nie wzbudziły \adnego podejrzenia. To mnie przekonało, \e nasze
wysepki wyglądają naturalnie, i mogłem się spodziewać, \e równie\ innym szczęśliwie
zejdziemy z oczu.
Nie mieliśmy ju\ przed sobą posterunków, prócz tego oczywiście, który zapewne stał za
obozem. Niebawem ujrzeliśmy pierwsze oświetlone namioty. Stały na lewym, ocienionym
zaroślami brzegu. Gdybyśmy się zatem tego brzegu trzymali, obserwację utrudniałyby nam
gęste chaszcze. Dlatego podpłynęliśmy do brzegu prawego. Mogliśmy tu przeprawić się przez
rzekę i przejrzeć na wskroś zagajnik, a poza tym mieliśmy pewność, \e nikt na czatach nie stoi.
Teraz rzeka toczyła swe nurty wolniej, gdy\ zakreślała daleki łuk na prawo, gdzie
podmywała Jasną Skałę. Dzięki temu powstało wewnątrz łuku, po lewej od nas stronie, miejsce
dla namiotów, które rozbito w pobli\u rzeki, aby wodę mieć pod ręką.
Wyminęliśmy ju\ dwanaście, czy czternaście namiotów, gdy Dunker dał znak, \e chce się ze
mną porozumieć. Poniewa\ pływał niedaleko ode mnie, więc zamiast się zatrzymywać,
mogłem słuch jedynie natę\yć.
Wielki namiot, przed którym wbito dwie dzidy z lekami, to namiot wodza.
Ta wiadomość nie mogła mnie interesować. Ale spojrzałem w tę stronę i uczyniłem dobrze.
Ognisko przed namiotem teraz zaledwie się tliło; dlatego rozpalono opodal, gdzie więcej było
miejsca, drugie. Kilku czerwonych siedziało dookoła tak, \e mo\na było przypuścić, i\ nadejdą
jeszcze inni i dopełnią kręgu. Więc zapowiadała się narada. Gdybyśmy mogli podsłuchać,
wynieślibyśmy niewątpliwie wiele cennych wiadomości. Przybiłem do prawego brzegu, w ślad
za mną Dunker. Obie wyspy zbiły się w jedną. Byliśmy do siebie tak zbli\eni, \e mogliśmy się
porozumiewać szeptem.
Podsłuchiwać mo\na było u lewego brzegu, ale zagajnik zasłaniał widok. Dlatego chwilowo
przybiłem do brzegu prawego; stąd widzieliśmy, co się dzieje w obozie. Nogi znów natrafiły na
grunt, co więcej, woda była tak płytka, \e mogliśmy usiąść na miękkim, wygładzonym piasku i
dość znośnie przetrwać tu tyle czasu, ile nam było potrzeba.
Dlaczego się pan tutaj zatrzymuje, sir? zapytał cicho Dunker
Czy nie widzi pan, odrzekłem \e tam zanosi się na zebranie?
Oczywiście! Czy chce pan podsłuchiwać?
Tak, pózniej, kiedy się rozpocznie narada. Tymczasem tu się zatrzymamy, aby zobaczyć,
ilu i jacy wojownicy wezmą udział w zgromadzeniu. Czy nie widać stąd namiotu, w którym
mieszka Melton?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]