[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Wszystko w porzÄ…dku.
- Jak najbardziej. Lubię trochę mocnych wrażeń
w środku dnia. Ta droga nie jest chyba zbyt często
używana.
- Niewielu ludzi tu przyjeżdża. To jedna z bezlud
nych plaż. o wiele ładniejsza niż te. gdzie tłoczą się
turyści. Często tu zaglądam, jem w spokoju lunch, tro
chę pływam, drzemię...
- A potem dzwoni komórka i pędzisz z powrotem
do przychodni.
Roześmiał się.
- Właśnie tak! Dalej pójdziemy na piechotę. Po
wczorajszej burzy droga niżej jest całkiem nieprzejez
dna. Jeśli dżip zakopie się w piachu, będziemy musieli
wracać do przychodni na piechotę.
- Spodziewasz się jeszcze jakichś pacjentów? - za
pytała Charlotte, biorąc od niego torby zjedzeniem.
- Nikt się nie zapisał. Oficjalnie przyjmujemy pac
jentów tylko do południa. Nie śmiej się. Przecież
wiem. że codziennie kończymy dużo pózniej. Turyści
są informowani, że w nagłych przypadkach zawsze
dostanÄ… siÄ™ do lekarza.
Zeszli na plażę krętą ścieżką wijącą się po zboczu
wzaórza.
72
MARGARET BARKER
- Jaki piękny zapach - zachwyciła się Charlotte,
wciÄ…gajÄ…c powietrze. - To oregano. prawda? - Zer
wała zieloną łodyżkę i roztarła w palcach.
- Tak. to oregano - przytaknÄ…Å‚ Iannis.
- Nigdy jeszcze nie widziałam tego zioła rosnące
go dziko. Kupione w supermarkecie nie paclmie tak
wspaniale.
Przez chwilę patrzył, jak Charlotte wdycha zapach
świeżej łodyżki. Wyglądała tak młodo i niewinnie.
Trudno było uwierzyć, że przeżyła wielki dramat. Przy
pominała nastolatkę na pierwszej randce.
Natychmiast przywołał się do porządku. To nie jest
przecież żadna randka, tylko przyjacielski piknik z ko
leżanką z pracy.
- Jak ni pięknie! - zawołała, kiedy dotarli do plaży.
Zdjęła plecak, zrzuciła sandały i pobiegła nad wodę.
Iannis podążył za nią. - Szkoda, że mnie nie uprzedzi
łeś. Mam ochotę popływać, ale... - Patrzyła na niego
niewinnie.
- Zwracam ci uwagę, że ni nikogo nie ma. oprócz
nmie. - Uśmiechnął się łobuzersko. - A ja przecież
jestem lekarzem. Nie pamiętasz?
- Zwietnie - odrzekła, bez namysłu pozbyła się
ubrania i wbiegła do wody.
Iannis na chwilę został z tyłu. Tłumaczył sobie, że
zrobił to. ponieważ chciał się upewnić, że ich porzuco
nych na brzegu ubrań nie zaleją fale. Tak naprawdę
jednak chciał popatrzeć na śliczne ciało Charlotte,
zanurzajÄ…ce siÄ™ w morzu.
- Nie wypływaj za daleko! - zawołał za nią. - Za
tymi skałami są zdradzieckie prądy.
MAGIA GRECKIEJ WYSPY
73
- Będę uważać! - krzyknęła. Odwróciła się na
plecy i spojrzała w niebo. Zaniknęła oczy i cieszyła się
dotykiem chłodnej wody. Kiedy po chwili je otwo
rzyła, spostrzegła, że Iannis płynie w jej stronę. Czuła
się tak dobrze i naturalnie, że nagość wcale jej nie
krępowała. Osłoniła oczy dłonią i spojrzała w głąb
zatoki.
- Zobacz, Iannis! Czy to delfin?
- Oczywiście. I to niejeden!
- Coś wspaniałego. Zupełnie, jakby się przed nami
popisywały.
Zafascynowana patrzyła na stadko morskich ssa
ków, które raz po raz wyskakiwały łukiem nad po
wierzchnię morza. Ich czarne grzbiety* lśniły w słońcu.
- Na pewno wiedzą, że na nie patrzymy. To przed
stawienie jest specjalnie dla nas dwojga - stwierdził
Iannis.
- Podpłyńmy bliżej. Mozę uda się nam... Ojej!
Zniknęły!
Iannis roześmiał się. omal nie krztusząc się wodą.
- Pewnie cię usłyszały, dlatego uciekły.
Odwróciła się do niego. Byli tak blisko siebie, że
ich ciała prawie się dotykały.
- Chyba są bardzo nieśmiałe. A ja tylko chciałam
z nimi popływać.
- Cóż. będziesz musiała zadowolić się mną od
rzekł zachrypniętym od słonej wody głosem.
- Biedaku, mówisz tak. jakbyś się dusił.
- Może sztuczne oddychanie metodą usta-usta by
mi pomogło? - Mówiąc to. objął ją ramieniem i przy
ciÄ…gnÄ…Å‚ do siebie.
74
MARGARET BARKER
Poczuła jego usta na swoich wargach. Ich pierwszy
prawdziwy pocałunek. Czuła Jak jej nagie ciało reagu
je na tę pieszczotę, choć wcale tego nie chciała. Woda
była głęboka i chłodna, ale ona miała wrażenie, że
płonie. Namiętnie odwzajemniła pocałunek. Dłonie
Iannisa błądziły po jej ciele. Jeśli to potrwa chwilę
dłużej, oboje stracą poczucie rzeczywistości i pochło
nie ich głębina.
Odsunęła się nieco i chwyciła oddech. Iannis spog
lądał na nią czule.
- Powinniśmy wracać na bizeg - powiedziała szybko.
- Dziękuję za ten pocałunek życia - odrzekł. Od
razu poczułem się lepiej.
Wybiegła na brzeg i stanęła na piasku, wystawiając
twarz do słońca.
- Za chwilę będę sucha! - zawołała, - Po co ręcz
nik, kiedy słońce grzeje tak mocno?
- Powinniśmy posmarować się jakimś balsamem
z filtrem - trzezwo zauważył Iannis, stając obok. -
Mam butelkę w którejś z toreb. Tuż obok pojemnika
z sosem winegret. Musimy uważać, żeby się nie po
mylić - dokończył, a Charlotte roześmiała się ra
dośnie.
Szybko włożyła majteczki i spódnicę. Poły białej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]