[ Pobierz całość w formacie PDF ]

helikopterem? W ten sposób dziennikarze pomyślą, że jestem z
tobą i nie zauważą, że wymknęłam się do Redford Hall. Marzę o
tym, żeby nie rozbijali obozu pod domem babci na całe dwa dni.
- Czemu nie - zgodził się od razu. - Jest taka piękna jesień, że
czeka mnie cudowna przejażdżka.
Jocelyn w duchu roześmiała się z radości. Udało jej się rozwiązać
ostatni, duży problem. Z boską pomocą wszystko powinno pójść
jak z płatka.
50
Rozdział 4
W piątek o wpół do piątej, kilka minut po tym, jak prezydencka ka-
walkada ruszyła w stronę Camp David, Jocelyn wyszła z Białego
Domu i wsiadła do ciemnego, nieoznakowanego samochodu. W
bagażniku miała jedną walizkę. Odjechała, a za nią ruszyło dwoje
agentów jej osobistej obstawy w drugim samochodzie.
Rozsiadła się wygodnie i leniwie oglądała świat przez
przyciemnioną szybę. Jej mina nie zachęcała do rozmowy, ale
spokój był tylko pozorny. Ze zdenerwowania i podniecenia miała
przyspieszony puls i napięte mięśnie. Na szczęście z zewnątrz nic
nie było widać. Maska opanowania, którą nauczyła się obnosić,
była na swoim miejscu. Jeśli będzie przesadnie milcząca i
zamyślona, pózniejsze wymówienie się chorobą zabrzmi bardziej
wiarygodnie.
- Zmęczona? - spytał delikatnie Mike Bassett i Jocelyn oderwała
Wzrok od szyby.
- Bardzo - odpowiedziała i westchnęła zdenerwowana.
- To znaczy, że nie wychodzimy dziś wieczorem.
- Ani dziś, ani jutro - powiedziała Jocelyn. - Właściwie nie planuję
nic poza czytaniem i grą w scrabble a przez cały weekend.
- Ciekawe, jakie plany ma pani babcia? Chciałbym wiedzieć - po-
wiedział trochę do siebie, trochę do Jocelyn.
- Nieważne, co ona zamierza. Nie dam się na nic namówić - odpar-
ła. - Już jej mówiłam, że jeśli kogoś zaprosi, sama będzie go
zabawiać. Potrzebuję trochę ciszy i spokoju. - Oparła głowę o
zagłówek i zamknęła oczy.
- Dziwię się, że nie pojechała pani do Camp David z prezydentem -
zauważył.
Poczuła na sobie pytające spojrzenie.
- Pomyślałam, że powinien spędzić trochę czasu w męskim towa-
rzystwie - odpowiedziała z zamkniętymi oczami. - Spokojnie
51
wypali cygaro z doktorem Jimem. Pogadają sobie o wyprawach na
ryby i pokerze i nie będą musieli się mną przejmować.
Bassett najwyrazniej się tym zadowolił.
Jechali bocznymi ulicami, żeby uniknąć tłoku i korków na DuPont.
Przejechali przez most nad Rock Creek i dotarli do Georgetown.
Red-ford Hall znajdowało się w odległej części modnej dzielnicy
mieszkaniowej. Odległość dzieliła ich spora, ale dojazd był prosty.
Agenci ochrony lubili tak położone domy.
Wysokie kolumny przy bramie wjazdowej porastał bluszcz.
Ciemnoczerwone, jesienne liście harmonizowały z tłem czerwonej
cegły. Ozdobne metalowe skrzydła były szeroko otwarte, jakby
czekały na przyjazd gości.
Półkolisty podjazd prowadził do stylowej dwupiętrowej rezydencji.
Agenci, Donna Travers i Don Hubbard, czekali przy ogromnych
drzwiach wejściowych. Przyjechali do Redford Hall dwie godziny
wcześniej, żeby jeszcze raz dokonać przeglądu okolicy.
Uwagę Jocelyn przyciągnął wysoki, przygarbiony Dexter
Cummings-Gould, który otwierał drzwi granatowego mercedesa
zaparkowanego przed domem. Przy samochodzie stała starsza
tęgawa kobieta, ubrana w nieciekawy różowy kostium. Siwe włosy
miała ufarbowane na jasny blond.
Jocelyn omal nie jęknęła na widok Maude Farnsworth, grzebiącej
w torebce w poszukiwaniu kluczyków. Z pewnością Maude robi to
specjalnie. Dowiedziała się, że Jocelyn przyjedzie - jeśli nie od
Bliss, to zorientowała się, widząc ochronę. Kiedy samochody
podjechały pod dom, Maude znalazła kluczyki.
Pojazd stanął blisko wejścia, ale Jocelyn nie wysiadała. Dopiero po
chwili agent Hubbard otworzył jej drzwi. Wiedziała, że nie uniknie
rozmowy z przyjaciółką babci - nie była pewna czy słowo
 przyjaciółka pasuje do Maude. Wysiadła, chwytając wyciągniętą
w pomocnym geście dłoń krępego agenta.
Maude tym razem nie machnęła żałośnie ręką i nie zawołała  hej,
52
hej .
- Jocelyn, nie widziałam cię całe wieki. Jak się masz? - wykrzyknę-
ła radośnie.
- Dobrze, dziękuję. Proszę pozdrowić sędziego ode mnie - powie-
działa Jocelyn, mając na myśli męża Maude, i szybko ruszyła w
stronę drzwi, chcąc uniknąć dalszej rozmowy.
Ale Maude była daleka od takiego zamiaru.
- Chcieliśmy zaprosić was na jutro na obiad - powiedziała i Jocelyn
zatrzymała się przed schodami, a agenci przystanęli z boku. - Ale
Bliss powiedziała, że macie inne plany.
- Tak. Może innym razem - ucięła bez entuzjazmu.
- Doskonale - Maude ucieszyła się, biorąc słowa Jocelyn za zgodę.
Pomachała na pożegnanie i wsiadła za kierownicę mercedesa.
Dexter szybko zatrzasnął za nią drzwi i odsunął się sztywno.
Jocelyn zaczekała, aż podejdzie do niej. Był wyraznie oburzony,
kąciki ust mu opadły, a podbródek miał cofnięty tak daleko, że
wyglądał jak ptak. Jocelyn uśmiechnęła się na widok spojrzenia,
które jej rzucił, i wiedziała, że kamerdyner Bliss nie aprobuje jej
planów na weekend.
%7łeby zmartwić go jeszcze bardziej, cmoknęła go w policzek.
Według kodeksu postępowania, który wiele lat temu przyjął
Dexter, osoba z jej pozycją nie powinna publicznie okazywać
sympatii służbie.
- Miło cię widzieć - powiedziała, kiedy otworzył przed nią drzwi. -
Dawno nie byłam w Redford Hall.
- To prawda - wykrztusił z nienagannym brytyjskim akcentem, jak-
by chciał jej dać wiele do zrozumienia. - Wielka szkoda, że nie
może pani zostać dłużej.
Jego ostre spojrzenie było pełne wymówek. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • girl1.opx.pl
  •