[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Niespokojna o dziadka czym prędzej pojechałam do
Wielkiego Domu. Chociaż było wcześnie, zobaczyłam jak
maszeruje tam i z powrotem po tarasie.
Wypadłam z samochodu, przeleciałam po schodach i
wpadłam w jego ramiona.
- No, no, panienko - szepnął - jesteś już bezpieczna.
- To było takie straszne - rozczuliłam się jak dziecko -
wypadek Hugh i... i...
Dopiero następnego dnia opowiedziałam staremu
mężczyznie o tej strasznej przygodzie z land - roverem. Nie
byłam jednak w stanie wyrazić strachu, jaki w dalszym ciągu
wzbudzał we mnie przejazd.
Sądzę, że dziadek i stary Corbin zdawali sobie sprawę z
mego urazu, nie mówili jednak o tym. Chcieli, bym sama się z
tym uporała.
Dwa dni pózniej Bill przywiózł wiadomości od Jenny.
Hugh czuł się lepiej. Jego życiu nie zagrażało już nic.
Bardzo chciałam zobaczyć się z Neilem, zmusiłam się
więc, by wsiąść do samochodu i niechętnie pojechałam na
groblę.
W porannym słońcu wyglądała niewinnie. Był odpływ, w
oddali połyskiwało morze.
"Gdyby zawsze tak było - pomyślałam tęsknie - nie
miałabym żadnych problemów." Ale przecież takie sytuacje...
otrząsnęłam się z tych myśli. "Minie trochę czasu, zanim
zapomnę" - powiedziałam sobie. Z ulgą wydostałam się na
drogę do Lochair. Jadąc do szpitala, zastanawiałam się, co na
stratę land - rovera powie Lamom. Dziadek zapewniał mnie,
że to nie ma znaczenia. Samochód był ubezpieczony, a
Neilowi chodzi tylko o moje bezpieczeństwo. Ale on... on
ciągle używał tego auta i odczuje teraz jego stratę.
Gdy przyjechałam na miejsce, okazało się, że McGillowie
odwiedzili go wcześniej i zabrali na parę dni do siebie.
Domyśliłam się, że jego żebra musiały ulec dalszym
uszkodzeniom podczas naszej akcji ratowniczej.
Niepocieszona, wpadłam do hotelu dworcowego, gdzie
powiedziano mi, że ciocia nie spała całą noc i teraz
odpoczywa. Ponieważ nie miałam ochoty widzieć się z wujem
Wilmotem, wróciłam do Siedziby.
Uszkodzenia w moim domku nie były tak wielkie, jak się
obawiałam. Stary Corbin zapewnił mnie, że po wyschnięciu
zrobi konieczne naprawy.
- A domek Neila w porządku? - wypytywałam starego
marynarza. Przytaknął.
- Myślałem, że mogło zalać piwnice, więc poszedłem je
obejrzeć. Nic się nie stało. Tunel też jest suchy. Wybuch
rozsadził stary zawał i spowodował parę nowych.
- Znalazł pan coś?
- Ciało Smitha. Tak jak przypuszczałem. Zapalnik został
uruchomiony przed ich ucieczką.
Wzdrygnęłam się.
- Nie wiedzieliśmy, że tam był. Mógł jeszcze żyć.
- W żadnym wypadku. Trup na miejscu. Przywaliło go
pół tony kamieni.
Siedzieliśmy w kuchni Corbinów, czekając, aż woda się
zagotuje. Zrobił herbatę i dopiero wtedy mówił dalej.
- Muszę powiedzieć pani jeszcze coś ważnego. - Tak duże
wzruszenie było niezwykłe u tego starego marynarza. - Gdy
byłem na dole, przeszedłem przez wysadzone zwałowisko i
dostałem się do jednej z tych małych komór. - Milczał bardzo
długo. Serce podeszło mi do gardła. Chyba zrozumiałam, co
chce powiedzieć. - Wybuch przesunął część starego gruzu -
ciągnął dalej - który runął dwadzieścia lat temu i... no, pani
ojciec musiał zginąć pod tymi kamieniami. Znalazłem jego
sygnet.
Wyjął z kieszeni mały przedmiot i położył mi go na ręce.
Poczułam, że blednę. Ciarki przebiegły mi po plecach.
- Mówi pan... - Schyliłam głowę. Klejnot lśnił w mojej
dłoni. Azy napełniły mi oczy. Kontur zamazał się.
- Zginął na miejscu - powiedział Bill. Zaczęłam płakać.
- Niech pani nie płacze - pocieszał mnie. - Lepiej znać
prawdę.
Wytarłam oczy i włożyłam sygnet na palec. Kiedy
odzyskałam równowagę, odezwałam się:
- Co on tam robił?
- Szukał czegoś.
- Czy to się wiązało z tym spisem, który znalazłam w
oprawce fotografii?
Przytaknął.
- Pani ojciec ufał mi. Dał mi to na przechowanie. Nie
bardzo rozumiałem jego pomysły, więc rozmawiał o tym z
młodym Pevenseyem. Ten chłopiec uwielbiał pani ojca. Za to
nie lubił pani, jej matki i jej... - Skinął w kierunku Wielkiego
Domu.
- Jej? - powtórzyłam z niedowierzaniem. - A co Francesca
miała wspólnego z ojcem?
Twarz mu znieruchomiała.
- Powiedziałem za dużo...
- Nie, nieprawda - przerwałam mu. - Wiem, że Hugh
zawsze był o wszystko zazdrosny. Ale chciałabym coś
wiedzieć o planach ojca.
- Zamierzał przemienić Siedzibę w wioskę marzeń dla
emerytowanych marynarzy i ich rodzin. Chciał robić interesy
z jakimś facetem od takich spraw. Ale to by się nie udało, no i
nie miał gotówki.
- A co dziadek o tym sądził?
- Był wściekły. Uwielbia wyspę i nigdy by na coś takiego
nie pozwolił. Zawsze dbał o tutejsze ptaki i najbardziej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • girl1.opx.pl
  •