[ Pobierz całość w formacie PDF ]
aresztować wszystkich w domu. Raporty Watsona są bardzo obciążającymi dokumentami.
A co z naszą sprawą? spytał baronet. Czy udało się panu wpaść na jakiś trop? Bo my z
Watsonem nie wiemy wiele więcej niż na początku, choć siedzimy tutaj.
Wydaje mi się, że niedługo będę mógł wyjaśnić dokładnie całą sytuację. Sprawa jest trudna i
niesłychanie zawikłana. Niektóre elementy są jeszcze zupełnie niejasne, ale światło, które nam je
rozjaśni, już się zbliża. Watson powiedział panu z pewnością, że jedno stwierdziliśmy na
pewno: słyszeliśmy psa na moczarach. Mogę zatem przysiąc, że ta legenda nie jest tylko
zabobonem. Miałem wiele do czynienia z psami na Dalekim Zachodzie w Ameryce, i rozpoznam
wycie psa. Jeśli pan zdoła mu nałożyć kaganiec i uwiązać go na łańcuchu, gotów jestem ogłosić
pana największym detektywem na świecie.
Sądzę, że założę mu kaganiec i uwiążę na łańcuchu bez wielkich trudności, jeżeli pan mi
pomoże.
Zrobię wszystko, co mi pan każe.
Doskonałe, żądam jednak, żeby pan był mi ślepo posłuszny i nie pytał o powody moich
poleceń.
Dobrze, jak pan chce.
Jeśli dotrzyma pan słowa, możemy szybko rozwiązać naszą zagadkę. Nie wątpię...
Nagle urwał i patrzył uparcie ponad moją głową w próżnię. Zwiatło lampy padało prosto na
jego twarz, która stała się tak uważna i zastygła jak kamień, że przypominała klasyczny posąg,
wyobrażający zdumienie i wyczekiwanie.
Co się stało? krzyknęliśmy obaj z baronetem.
Gdy Holmes zwrócił wzrok ku nam. wiedziałem, że wydarzyło się coś ważnego. Twarz miał
spokojną, ale w jego oczach widziałem radość.
Proszę wybaczyć podziw znawcy powiedział, wskazując ręką szereg portretów,
zawieszonych na przeciwległej ścianie Watson twierdzi wprawdzie, że nie mam pojęcia o
sztuce, ale to prosta zazdrość wynikająca z tego, że nasze gusty się różnią. Ma pan tu zbiór
bardzo pięknych portretów.
Miło mi, że je pan chwali odparł sir Henryk, spoglądając z pewnym zdumieniem na mojego
przyjaciela. Nie znam się na tym, co prawda, i lepiej niż obraz umiałbym ocenić konia lub
byka. Nie wiedziałem, że znajduje pan czas i na takie zainteresowania.
Umiem ocenić dzieło dobre, gdy je widzę, a tu jest ich wiele. Mogę przysiąc, że ta pani tam w
niebieskim jedwabiu to Kneller, a ten otyły dżentelmen, w peruce to na pewno Reynolds.
Domyślam się. że to portrety rodzinne?
Tak jest, wszystkie.
A czy zna pan też imiona innych swoich przodków?
Barrymore kładł mi je do głowy i sądzę, że potrafię powtórzyć jego lekcję.
A więc kim jest ten dżentelmen z teleskopem?
To wiceadmirał Baskerville,. który służył pod rozkazami Rodneya w Indiach Zachodnich. A
ten w błękitnym stroju, z plikiem papierów w ręku, to sir William Baskerville, prezes komisji
Izby Gmin za Pitta.
A ten kawaler na wprost mnie... w czarnym aksamicie i koronkach?
O, tego dżentelmena powinien pan koniecznie poznać, gdyż on jest powodem całego
nieszczęścia. To ów wyklęty Hugon. który wywołał z piekieł psa Baskervillów. Nie zapomnimy
go chyba.
Spoglądałem na portret z zainteresowaniem i z pewnym zdziwieniem.
Dziwna rzecz powiedział Holmes ma wygląd spokojnego, skromnego człowieka...
Chociaż, co prawda, diabeł patrzy mu z oczu. Wyobrażałem go sobie jako barczystego
mężczyznę, o brutalnym wyglądzie.
Autentyczność portretu nie ulega wątpliwości bo na odwrotnej stronie płótna jest jego imię i
data 1647.
Holmes mówił już niewiele stary portret byt dla niego widocznie bardzo interesujący, gdyż do
końca kolacji mój przyjaciel nie odrywał prawie wzroku od płótna. Dopiero pózniej, gdy sir
Henryk poszedł spać, Holmes podzielił się ze mną swoimi spostrzeżeniami. Zaprowadził mnie do
jadalni i trzymając w ręku lichtarz ze świecą, oświetlił zniszczony przez czas portret na ścianie.
Czy coś tu dostrzegasz? spytał.
Wpatrzyłem się w pociągłą, surową twarz, w długie loki, które ją otaczały, w szeroki kapelusz z
piórem i w biały koronkowy kołnierz. Ta wymuskana twarz nie miała wprawdzie zwierzęcego
wyrazu, ale była ponura i harda, miała zaciśnięte wąskie usta i zimne, nieubłagane spojrzenie.
Czy nie jest podobny do któregoś z twoich znajomych?
Zdaje mi się, że dolna część twarzy przypomina sir Henryka.
To tylko sugestia, nic więcej. Ale poczekaj chwilę.
Holmes wszedł na krzesło i trzymając świecę w lewej ręce, prawą zakrył kapelusz i długie loki.
Wielki Boże! krzyknąłem zdumiony.
Na płótnie ukazało się oblicze Stapletona.
A co teraz widzisz! Moje oczy przyzwyczaiły się badać twarze a nie dodatki. Pierwszą
umiejętnością, którą musi posiadać detektyw, jest umiejętność rozpoznawania wszelkich
przebrań.
Niesłychane... Rzeczywiście. Można by to wziąć za portret Stapletona.
Tak, stoimy wobec ciekawego przykładu atawizmu, zarówno zdaje się fizycznego, jak i
umysłowego. Studiowanie rodzinnych portretów może przekonać każdego do tej teorii. Stapleton
pochodzi z rodu Baskervillów, to oczywiste i nie ulega dla mnie wątpliwości.
I może myśleć o odziedziczeniu spadku.
Właśnie. Ten portret przypadkowo dostarczył nam jednego z najważniejszych ogniw, którego
nam dotąd brakowało. Mamy go, Watsonie. mamy go! Nie boję się przysiąc, że zanim minie
jutrzejszy dzień, będzie trzepotał się w naszej sieci tak rozpaczliwie, jak jego motyle. Szpilka,
korek i pudełko z napisem, a możemy go dołączyć do zbioru przy Baker Street.
Holmes, oddalając się od portretu, wybuchnął śmiechem, a zdarzało się to rzadko. Zawsze, kiedy
słyszałem ten śmiech, bywał on dla kogoś złą wróżbą.
Następnego dnia wstałem wcześnie rano, ale Holmes był już na nogach, gdyż ubierając się,
widziałem, jak szedł główną aleją parkową.
Tak, będziemy mieli dziś gorący dzień rzekł, gdy się spotkaliśmy i zatarł ręce na myśl o
zbliżającym się działaniu.
Sieci są już zarzucone w odpowiednim miejscu i niebawem zacznie się połów. Zanim noc
[ Pobierz całość w formacie PDF ]