[ Pobierz całość w formacie PDF ]
tata kazał jej wracać i poszukać Klejnota. Znalazła go w oborze, siedział na
stołku i spał.
Potem co rano tata szedł i go budził. Zasypiał przy kolacji, zaraz po kolacji
szedł do łó\ka, a kiedy przychodziłem się kłaść, le\ał jak martwy. Ale tata i
tak musiał go rano budzić, wstawał, ale ledwie łaził na pół śpiący. Znosił
gadanie i labidzenie taty bez słowa, brał kubły na mleko i szedł do stodoły, a
raz go złapałem, jak zasnął nad krową, wiadro na miejscu i do połowy pełne, ręce
trzyma w mleku po przeguby, a głowę krowie na brzuchu.
Potem to Dewey Dell musiała doić. On wcią\ wstawał, jak go tata budził, i taki
zaczadzony zabierał się do tego, cośmy mu kazali robić. Jakby bardzo się starał
we wszystkim, \e to niby on te\ nie wie, w czym rzecz, jak i my.
-100-
- Chory jesteś? - pyta mama. - Nie czujesz się dobrze?
- Nie - mówi Klejnot. - Nic mi nie jest. ,
- On tylko ma lenia, mnie na złość - powiada tata, a Klejnot stojący śpi jak
nic. - Mo\e nie? - powiada tata i znowu go budzi, \eby mu odpowiedział.
- Nie - mówi Klejnot.
- To nie chodz dziś do roboty, zostań w domu - powiada
mama.
- Przy tej całej robocie na porzeczu? - powiada tata. - Jakeś
nie chory, to co ci jest?
- Nic - mówi Klejnot. - Nic mi nie jest.
- Nic? - powiada tata. - W tej chwili śpisz na stojący.
- Nie - mówi Klejnot. - Nic mi nie jest.
- A ja chcę, \eby dziś został w domu - powiada mama.
- Będzie mi potrzebny - mówi tata. - Bo choć i nikogo nie brak, musimy się
zwijać z robotą.
- To musisz zrobić, co się da, z samym Cashem i Darlem -powiada mama. - Dziś on
ma zostać w domu.
Ale gdzie by on został. - Nic mi nie jest - powiedział i poszedł. Coś mu jednak
było. Wszyscy to widzieli. Chudł i wiedziałem, \e zasypia przy kopaniu,
patrzyłem, jak motyka podnosi się i opada coraz to wolniej, z coraz mniejszym
zamachem, a\ ustawała, a on się na niej opierał bez ruchu w drgającym upale.
Mama chciała sprowadzić doktora, ale tata był przeciwny wydawaniu pieniędzy na
darmo i Klejnot wydawał się zdrowy, gdyby nie ta chudość i to, \e zasypiał co
chwila. Zjeść mógł, tyle \e usypiał nad talerzem z kromką chleba w połowie drogi
do ust, nawet nie przestawał \uć. Ale przysięgał, \e nic mu nie jest.
To mama zagoniła Dewey Dell do dojenia, jakoś jej zapłaciła, a do innych robót
koło domu, które Klejnot załatwiał przed kolacją, w jakiś sposób zaprzęgła Dewey
Dell i Vardamana. Albo sama je wykonywała, kiedy ojca nie było. Gotowała mu
smakołyki i chowała dla niego. I mo\e to wtedy pierwszy raz zobaczyłem, \e Addie
Bundren zdolna jest coś ukrywać, ona, co starała się nas nauczyć, \e oszustwo
nale\y do takich rzeczy, \e ju\
-101-
od nich nic nie mo\e być gorsze czy wa\niejsze, nawet nędza. I zdarzało się, \e
przychodziłem do domu spać, a ona siedziała po ciemku przy Klejnocie, kiedy
spał. I wiedziałem, \e sama sobą pogardza za to oszustwo i \e pogardza
Klejnotem, dlatego \e nie mo\e przestać go kochać i musi popełniać oszustwo.
Jednej nocy rozchorowała się i kiedy poszedłem do stodoły zaprzęgać, \eby jechać
do Tullów, nie mogłem znalezć latarni. Pamiętałem, \e wieczorem widziałem ją tam
na gwozdziu, a teraz, w środku nocy, zniknęła. Zaprzęgłem więc po ciemku,
odjechałem i tu\ po świcie wróciłem z panią Tull. I latarnia ju\ była, wisiała
na tym gwozdziu, co to ją widziałem na nim, a przedtem nie mogłem jej tam
znalezć. A potem któregoś dnia rano, kiedy tu\ przed wschodem słońca Dewey Dell
doiła, Klejnot wszedł do stodoły od strony pola, przez dziurę w ścianie od tyłu,
z latarnią w ręku.
Powiedziałem Cashowi i popatrzyliśmy na siebie.
- Lata na dziewczyny - powiada Cash.
- Tak - mówię. - Ale po co mu latarnia? I do tego noc w noc. Nie dziwota, \e
chudnie. Powiesz mu coś?
Strona 36
Faulkner William - Kiedy umieram(txt)
- Na nic się to nie zda.
- I na nic się nie zda to, co teraz robi.
- Wiem. Ale on sam będzie się o tym musiał przekonać. Daj mu się samemu
przekonać, \e nic mu nie ucieknie, \e mu starczy i na jutro i nic mu się nie
stanie. Ja bym chyba nikomu nie mówił.
- Ano - powiadam. - Dewey Dell powiedziałem, \eby nie gadała. A ju\ na pewno nie
mamie.
- Tak, nie mamie.
I potem ju\ mi się to wydawało śmieszne jak nie wiem: łaził jak błędny od tej
chętki i padał z senności, i chudy był jak tyczka, i wyobra\ał sobie, \e
wszystkich przechytrzył. Zastanawiałem się, co to za dziewczyna. Myślałem, która
by to mogła być z tych, co znałem, ale nie wiedziałem na pewno.
-102-
- To nie \adna dziewczyna - mówi Cash. - Ma gdzieś mę\atkę. Młoda dziewczyna nie
miałaby tyle śmiałości i wytrzymania. To mi się właśnie nie podoba w tej
historii.
- Dlaczego? - powiadam. - Bezpieczniej mu z taką ni\ z jaką dziewuchą. Więcej ma
rozeznania.
Popatrzył na mnie i powiada, a szuka i oczami, i słowami, jak by to powiedzieć:
- Nie zawsze to, co bezpieczne, jest dla człowieka...
- Chcesz powiedzieć, \e nie zawsze bezpieczne rzeczy są najlepsze?
- O, najlepsze - mówi i dalej próbuje. - Te bezpieczne, te dobre dla niego...
Młody chłopak... Obrzydzenie bierze patrzeć... jak się kto tarza w cudzym
gównie...
To właśnie chciał powiedzieć. Młode, twarde i bystre stworzenie zasługuje na coś
[ Pobierz całość w formacie PDF ]