[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zerwała.
 Szef Fredro zwiąże!
 Chrypkę miałam niedawno...
 So to kripka?  zagadnął łamanym językiem Delaroche, który, na równi z Girardotem,
pretendował do znajomości polskiego języka.
 Fajka  la pipe, chrypka  la grippe!  objaśniała panna Filipina, rada, że znalazła spo-
sobność zwrócenia rozmowy.
Oficerowie jednak nie dali się zwieść, złamali opozycję, zaklęli pannę Filipinę i gitarę
sprowadzili. Fredro kwintę sztucznie związał i stroił instrument.
Tu gitara, trącona przez popchniętego z tyłu Hempla, zabrzęczała fałszywie  a równocze-
śnie pod jaworem rozległ się donośny głos generała Sokolnickiego:
 Panowie! Rozkaz cesarski! Rozkaz dzienny do armii!
Oficerowie skupili się wokół Sokolnickiego.
 Zwiatła dajcie! Pochodni! Rozkaz!
 Szwadron służbowy ma pochodnie!
 Do Jerzmanowskiego!
38
Quel f l ommage! (franc.)  Jaka szkoda!
39
Tr es peu! (FRANC.)  Rzadko!
40
J e vous en pr i e, mademoi s el l e! (franc.)  Bardzo paniÄ… o to proszÄ™!
41
Ma f oi (franc.)  na honor.
89
Kilku poruczników rzuciło się na prześcigi szukać pochodni. Równocześnie pod jaworem
ze wszech krańców ogrodu jęto się kupić.
Krasiński, który tu także nadszedł, zagadnął Sokolnickiego:
 O czym rozkaz? O czym?
Sokolnicki potrząsnął trzymanym w ręku papierem i szepnął:
 Rozkaz! Rozkaz dla nas  dla wszystkich!
 Są pochodnie!  Dawać!  Bliżej!  zawołano z boku.
Dwóch szwoleżerów z pochodniami stanęło u ramion generała.
Pod jaworem cisza zaległa.
Sokolnicki podniósł papier do oczu i wpatrywał się weń, i przybliżał, i oddalał, i szeleściał
papierem, a głosu dobyć nie mógł.
Lekki poszmer zniecierpliwienia rozległ się dokoła.
Sokolnicki dzwignął głowę. Wyrazista, ostro ryta twarz generała, w krwawym świetle po-
chodni, jakimś oślepiającym biła blaskiem, jakąś nieznaną potęgą gorzała.
 Mości panowie! Rozkaz!   Soldats! La seconde guerre de Pologne est commencee... 42
Sokolnicki urwał nagle. Aza wielka spod powieki generała padła na papier. Zebranym od-
dech zamarł w piersiach.
Wtem ktoś w głębi stęknął:
 Boże, bądz miłościw!
I tuż za tym stęknięciem, z piersi skupionych pod jaworem zerwał się okrzyk szalony, pi-
jany szczęściem, łkaniem chroboczący, nieprzebrzmłały.
XIII
Ukontentowanie gwardyj cesarskich z buletynu było niezmiernym, nie dało się atoli po-
równać z istnym szałem, który ogarnął pułk szwoleżerów! Dość powiedzieć, że tak zamaszy-
sty oficer, jak kapitan Hermelaus Jordan, który tego dnia właśnie pełnił obozową służbę, rady
sobie nie mógł dać z utrzymaniem ładu. Tym bardziej że i jego samego do wiwatowania zry-
wało, a tu żołnierze, zaprowidowani znów przez Babeckiego, nie na żarty gorzałkę ciągnęli.
Jordan gromił, burczał, groził, lecz w ostatku, utrudzony daremnymi zabiegami, służbowe-
go posterunku dopadł, gdzie porucznik Florian Gotartowski wartę ze swoją kompanią pełnił.
Florek, od morza do morza, pilnuj mi tego Babeckiego, bo nam chyba szkapy rozpije!
Gotartowski uśmiechnął się pobłażliwie.
 Generał pozwolił.
 Oszalałeś! Główna kwatera pod nosem, niech który po pijanemu na sztabowczyka wlezie!
 Wzmocniłem warty.
 Tfy! Niech się dzieje, co chce!... Ci szczęście, służbę w takim dniu odbywać i oblizywać
siÄ™ smakiem!
 Jutro za to nasze!
 Co mi jutro! Mnie dziś, od morza do morza, gęba zaschła! A urwisz, Litwin, ani o nas
wspomniał! Czekaj! Kto tu sam!... Babecki, do milion! Jesteś acan  mam cię nareszcie!
 Właśnie chciałem prosić pana kapitana o pozwoleństwo, aby jeszcze jedną baryłeczkę...
Ósma kompania ani powÄ…chaÅ‚a  a warta nie puszcza do obozu.
 I dobrze robi! Dosyć, ani kropli!
42
 Sol dat s ! La s econde guer r e de Pol ogne es t commencee. . .  (franc.)  %7łołnie-
rze! Druga wojna polska rozpoczęła się...
90
 Panie kapitanie, toż przy takim święcie...
 Skończone! Stój, czekaj, od morza do morza! Będziesz miał przepustkę, ale dasz, bra-
ciszku, myto  gąsiorek węgrzyna dla służbowego posterunku!
Wachmistrz zafrasował się. Kapitan nastroszył wąsy.
 Phi  takiÅ› duszka!
 Bo, panie kapitanie, choć kogo rznąć, nie ma...
 Co to? Jak to? Będziesz mi powiadał, że w Wyłkowyszkach kwarty rzetelnego picia nie
znajdzie?!
Jordan nasrożył się tak, że Babecki, znając porywczość kapitana, umknął co prędzej.
Ta niespodziewana odprawa zasmuciła wachmistrza., ile że porucznik Dobiecki, rontami
dowodzący a obchodzący obozowe straże, zapowiedział stanowczo Babeckiemu, że bez ze-
zwolenia kapitana ani kubka gorzałki nie wpuści. Więcej zaś bodaj zasmuciła wachmistrza
niemożność zadowolenia Jordana. Komu jak komu, ale kapitanowi Hermelausowi Jordanowi
z całej duszy rad by był wygodzić, a tu ani wez.
Piwniczka rodzicowa prawie że wyschła, w mieście brakło już nawet chleba, licho wie
gdzie miód był jeszcze albo gorzałka, a dopieroż węgrzyn.
I wachmistrz powlókł się ociężale za obóz, ku brzegowi %7łejmeny, gdzie w sitowiu pozo-
stawił był pomagających mu w przewożeniu szwoleżerów, Kuliga i Tomka Wysockiego.
Tomek, na widok wachmistrza, wysunÄ…Å‚ siÄ™ z sitowia.
 Można, panie wachmistrzu?
Babecki machnął desperacko ręką.
 Nie puszczają. Baryłka musi zostać do jutra! Po czym westchnął płaczliwie i rzecz z ka-
pitanem Jordanem wyłożył. Szeregowcy stracili rezon.
 Cie, zachciało mu się po północku!  bąknął niechętnie Kulig.
 I jeszcze węgrzyna!
 Tedy cóż, panie wachmistrzu, z pustego nie naleje!  zauważył filozoficznie Kulig. 
%7łeby to gdzie na obczyznie, to aby ze trzy  fałdy" w kącie nacisnąć, a marcypany by się zna-
lazły!
Babecki szarpnÄ…Å‚ siÄ™.
 Ot ci rada!
%7łołnierze umilkli potulnie. Babecki na murawie przysiadł i znów się zaczął frasować.
 Et  szczęście! Komu. bym rad bodaj wszystko użci Jordanowi! Pod Wagram! %7łutko
wspomnieć!
 Osobliwe miasto, panie wachmistrzu!  zauważył Wysocki.  Luda sporo, dobytku na
oko nie pomału, szlachty gromada spora, a z węgrzynem bieda!
 Bajdurzysz kochanieńki! U nas miodna strona. Jest miód, więc jest trunek. A wina, to
aby dobrodziejowi do mszy świętej starczyło!
Wysocki uderzył się pięścią w czoło.
 Panie wachmistrzu, toż nie byliśmy jeszcze na probostwie!
 HÄ™! Na probostwie, a tam popatrzysz!  bÄ…knÄ…Å‚ wymijajÄ…co Babecki.
 Sprawiedliwie, nie byliśmy!  przyświadczył Kulig.
 A jużci, probostwo na starostwie niegrodowym musi tęgie!
Babecki trzasnął niecierpliwie palcami. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • girl1.opx.pl
  •