[ Pobierz całość w formacie PDF ]

i ja przyłożył głowę do poduszki, czekając na przebuóenie Kubusia i jego pana; jak
wam się zdaje?
Nazajutrz Kubuś zerwał się wczesnym rankiem, wystawił głowę przez okno, aby
zobaczyć, jak jest na dworze, przekonał się, że szkaradnie, położył się z powrotem
i pozwolił spać swemu panu i mnie, jak długo nam się spodoba.
Kubuś, pan i inni podróżni, którzy zatrzymali się w gospoóie, mieli naóieję, iż
niebo rozpogoói się do południa. Stało się przeciwnie. Na dobitkę wskutek ulewy
po burzy strumień óielący przedmieście od miasta wezbrał do tego stopnia, iż nie-
bezpiecznie byłoby przezeń się przeprawić; zaczem wszyscy podróżni, których droga
prowaóiła w tę stronę, zgoóili się raczej stracić óień i przeczekać. Jedni zaczęli
rozmawiać, inni wałęsać się tam i sam, zaglądać przez szpary w drzwiach, spozierać
w niebo i, wracając do izby, kląć i tupać nogą; wielu zabawiało się polityką i butelką;
niektórzy kartami, reszta paleniem, spaniem i próżnowaniem. Pan rzekł do Kubusia:
 Mam naóieję, że Kubuś podejmie opowieść o swoich amorach i że to niebo samo,
zatrzymując nas tą niepogodą, chce, abym dożył satysfakcji usłyszenia ich końca .
KUBUZ: Niebo chce! Nigdy się nie wie, co niebo chce, a czego nie chce; ono
samo może nie wie. Biedny kapitan, którego już nie ma, powtarzał mi to setki razy;
a im dłużej żyję, tym baróiej przekonuję się, że miał słuszność& Czekam pana.
PAN: Rozumiem. Zatem, stanęliśmy przy karocy i służącym, któremu doktorowa
poleciła odsunąć firanki i rozmówić się z tobą.
KUBUZ: Służący zbliża się do łóżka i powiada:  Dalej, kamracie, wstawaj, ubie-
raj się i jedzmy . Odpowiadam spod prześcieradeł i kołdry, którymi miałem głowę
zawiniętą tak, iż anim ja jego, ani on mnie nie wióiał:  Kamracie, pozwól mi spać
i jedz sam . Odpowiada, że ma rozkaz od swego pana i musi go wypełnić.
 A czy twój pan, który rozkazuje człowiekowi, nie znając go, dał ci rozkaz
zapłacenia, com winien?
 Rzecz załatwiona. Zpiesz się, czekają cię w zamku, góie, zaręczam, bęóie ci
lepiej niż tu, jeżeli dalszy ciąg odpowie ciekawości, z jaką wszyscy pragną cię oglądać.
Daję się namówić; wstaję, ubieram się, podejmują mnie pod ramiona. Pożegna-
łem się z doktorową i już miałem wsiadać do karocy, kiedy ta kobieta zbliża się do
mnie, ciągnie za rękaw i prosi, abym się cofnął w głąb pokoju, ile że chce mi po-
wieóieć słóweczko.  Moje drogie óiecko  powiada  sąóę, iż nie masz powodu
uskarżać się na nas; doktór uratował ci nogę, ja pielęgnowałam, jak mogłam; mam
naóieję, że będąc w zamku, nie zapomnisz o nas .
 Cóż mogę uczynić dla państwa?
 Poproś, aby mąż jezóił cię nadal opatrywać; toć tam jest chmara luói! To
najlepsza klientela w okolicy; pan zamku to człowiek wspaniały, pan całą gębą, płaci
hojnie; od ciebie jedynie zależałoby postawić nas na nogi. Mąż próbował się tam
wkręcić na kilka zawodów, ale na próżno.
 Ale, pani doktorowo, czyż w zamku nie ma chirurga?
 Oczywiście, że jest!
de is dide ot Kubuś fatalista i jego pan 53
 A gdyby pani była jego żoną, czy byłabyś rada, gdyby mu ktoś podstawił nogę
i wysaóił go z miejsca?
 Temu chirurgowi nie jesteś nic winien, sąóę zaś, iż jesteś cośkolwiek winien
mężowi: jeżeli choóisz na dwóch nogach jak wprzódy, to jego óieło.
 I dlatego, że mąż pani wyświadczył mi dobro, ja mam świadczyć zło komu
innemu? Rozumiem, gdyby miejsce było wolne&
Kubuś miał ciągnąć dalej, kiedy weszła gospodyni, trzymając na ręku Linkę oban-
dażowaną, całując ją, pocieszając, pieszcząc, przemawiając jak do własnego óiecka:
 Biedna Linka, nie przestała jęczeć przez całą noc. A wy, panowie, dobrzeście spali? .
PAN: Baróo dobrze.
GOSPODYNI: Zaciągnęło się z niepogodą na dłużej.
KUBUZ: Baróo nas to martwi.
GOSPODYNI Panowie daleko jadą?
KUBUZ: Nie wiadomo.
GOSPODYNI: Czy panowie śpieszą za kimś?
KUBUZ: Za nikim.
GOSPODYNI: Jadą lub zatrzymują się wedle spraw, jakie mają w droóe?
KUBUZ: Nie mamy żadnych.
GOSPODYNI: Panowie podróżują dla własnej przyjemności?
KUBUZ: Albo przykrości.
GOSPODYNI: %7łyczę, aby zawsze było to pierwsze.
KUBUZ: Pani życzenie nie zaważy w tym ani na łut; stanie się wedle tego, jak
jest zapisane w górze.
GOSPODYNI: Ach, więc to choói o małżeństwo?
KUBUZ: Może tak, może nie.
GOSPODYNI: Panowie, miejcie się na baczności. Człowiek, który zajmuje po-
mieszkanie na dole i który tak brutalnie obszedł się z biedną Linką, baróo osobli-
wie wpadł w takim interesie& Chodz, biedne zwierzątko; chodz, niech cię uściskam;
przyrzekam ci, że już się to nie powtórzy. Patrzcie, jak ona drży na całym ciele!
PAN: I w czymże jest tak osobliwe małżeństwo tego człowieka? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • girl1.opx.pl
  •