[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Rozdział trzy dziesty drugi
Poprzedni pokój hotelowy Egana pozostawiał wiele do ży czenia, ale kolejny robił wrażenie, jakby w ogóle by ł przeznaczony do uży tkowania najwy żej przez godzinę. Podejrzewając, że Strand z pewnością robi wszy stko, żeby go znalezć, Egan
omijał duże sieci hotelowe i ostatecznie zamieszkał w samodzielny m hoteliku, gdzie widziano mile zapłatę w gotówce, nie py tano o prawdziwe nazwisko i nie by ło komputera łączącego z zewnętrzny m światem. Z wy pełnionego lodem kubła na
śmieci Egan wy ciągnął piwo i padł na łóżko. Rozważał zakup nowej tablicy, ty lko po co? Wy czerpał już większość możliwości odnalezienia Fade a. W obecnej sy tuacji wy starczy mu już właściwie bloczek samoprzy lepny ch karteczek.
Dobre chociaż to, że z lufą przy kolanie Sy d wy raził o wiele większą chęć współpracy i Egan miał teraz przed sobą dużą szarą kopertę, pękatą od kolorowy ch wy druków wszy stkich sfałszowany ch praw jazdy i paszportów Fade a. Na całe
szczęście Sy d się okazał zwy czajny m tchórzem, gdy ż Egan wątpił, by by ł zdolny pociągnąć za spust. Choć wcale nie by ł taki pewny. Ta niepewność nie dawała mu spokoju.
Odkręcił kapsel z butelki i pociągnął długi ły k piwa. Nie ma sensu roztrząsać jakichś mglisty ch kwestii moralny ch, skoro wciąż nie potrafi rozwiązać ty ch oczy wisty ch. Pozy skanie dowodów tożsamości by ło wielkim krokiem naprzód i sprawiło,
że perspekty wa odnalezienia Fade a rzeczy wiście zaczęła nabierać realny ch kształtów. Co miał zamiar zrobić, jeśli go odnajdzie? Czy Fade będzie skłonny rozmawiać, czy od razu zacznie strzelać? A jeśli chy bi, co jest mało prawdopodobne, to
Egan odpowie strzałami?
195
To bardzo opty misty czny scenariusz. Bardziej prawdopodobny by ł taki, że znajdzie sposób, jak Fade a zaskoczy ć od ty łu, i będzie miał okazję bezpiecznie strzelić staremu przy jacielowi w plecy. To pozostawiało dwa wy jścia: krzy knąć coś
głupkowatego, w rodzaju: Stój, bo strzelam! , i dać Fade owi szansę, albo po prostu pociągnąć za spust i tę szansę mu odebrać.
Po kwadransie deliberowania nad ty m dy lematem Egan nie doszedł do żadnego wniosku. Może lepiej. Będzie się ty m martwił, kiedy -jeśli - ta chwila nadejdzie.
Wziął do ręki swój nowy telefon i wy brał numer, zapadając się jeszcze głębiej w upchnięte pod głową, bezkształtne poduszki.
- Halo?
- Sły szałem dzisiaj w radiu coś o nowej pły cie Madonny, ale nawet nie wy mienili twojego nazwiska.
Elise się zaśmiała.
- Dzięki Bogu.
- Kiedy wreszcie zacznie się trochę doceniać ty ch, którzy naprawdę tworzą piosenkę?
- Chy ba nie na ty m świecie, kochanie. Właściwie rozmawiałam wczoraj z jej, och, jej ludzmi i oni mówią, że mam przy gotować nową piosenkę na kolejną pły tę. Najwy razniej bardzo się jej spodobała.
Normalnie powiedziałby jej, żeby wzięła się do tego ty lko, jeśli ma ochotę
- ale w ty ch okolicznościach&
-To chy ba niezgorsza fucha, którą warto się zająć, Elise.
- Tak, ale jak wiesz, ja lubię odgry wać arty stę męczen-.nika. Choć szczerze mówiąc, to łatwe pieniądze. Puszczasz takt, przy który m ludzie zaczy nają kręcić ty łkami, rzucasz. jakiś chwy tliwy haczy k, nakładasz na to zwiewny i seksowny wokal,
by dać to europejskie czucie, którego ona szuka, i powtarzasz to wszy stko przez pięć minut.
- I kasujesz czek - przy pomniał jej.
- Oczy wiście. Jakże mogłaby m zapomnieć o najprzy jemniejszej części.
Pociągnął jeszcze jeden ły k piwa i zaczął się zastanawiać, jak długo musieliby by ć razem, żeby rzeczy wiście
196
uwierzy ł, że za niego wy szła. Niekiedy przerażała go my śl, że jest jego żoną. Kiedy wy chodziła na drinka z chłopakami z Pearl Jam czy R.E.M., czy z kimś tam jeszcze, Matt ekspediował ją z brzuchem pełny m makaronu i ostrzeżeniem, żeby
dzwoniła po niego, jeśli wy pije zby t dużo, by usiąść za kierownicą. Co za nonsens. Ci faceci by li bogaci, sławni i utalentowani, i rzeczy wiście rozumieli jej muzy kę. Gdy by się kiedy ś dowiedziała, że ma takie odczucia, śmiałaby się z niego na
pewno przez kilka dni. Ale co mógł poradzić?
- Nie jesteś nieszczęśliwa, prawda? - usły szał własne słowa.
- O czy m mówisz? O sprawie z Madonną?
- Nie. W ogóle. To, że mieszkasz na przedmieściach. %7łe masz na własność minivana.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]