[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wykonał ręką ruch do góry...
- Przecież nie znamy się na silnikach - odparł Travis.
- Czyżby? Posłuchaj, Fox. Nie jesteś jedynym, kto mógłby posiadać przydatną
wiedzę. - Radosny uśmiech znikł z twarzy Manulita. - Sądzisz, że jesteśmy tylko dzikusami,
jakby sobie tego życzyli ci jajogłowi autorzy projektu? Bawili się z nami w sztuczki z
redaxem. My także więc możemy wykonać kilka sztuczek. A ja? Ja uczęszczałem na
politechnikę. Czy to też jest jedna z tych rzeczy, o których już zapomniałeś, Fox?
Travis pośpiesznie przełknął ślinę. Rzeczywiście, dopiero w tej chwili przypomniał
sobie o tym. Od początku zespół Apaczów był starannie dobrany i zbadany, nie tylko pod
kątem możliwości przetrwania, lecz także pod kątem pewnych indywidualnych umiejętności.
Podobnie jak zaletą było archeologiczne wykształcenie Travisa, tak samo wyszkolenie
techniczne Manulita stanowiło wartościowy wkład, chociaż nieco innego rodzaju. Jeśli na
początku zastosowany bez ostrzeżenia redax stłumił tę wiedzę, to być może już teraz jego
skutki zaczynały ustępować.
- Skoro tak, to czy potrafisz z tym coś zrobić? - zapytał zapalczywie Travis.
- Mogę spróbować. Jest szansa, że uda się przynajmniej zastawić pułapkę w kabinie
sterowniczej. A tam właśnie zaczną szperać i węszyć. Niemniej pracować w tym skafandrze
nie będzie łatwo. Może najpierw spróbowałbym zniszczyć redax?
- Najpierw musimy podziałać nim na naszego jeńca - postanowił Jil-Lee. - Pózniej
pozostanie trochę czasu do nadejścia Czerwonych.
- Mówisz tak, jakby było wiadomo, że przyjdą - wtrącił Lupę. -Skąd ta pewność?
- Pewności nie mamy - zgodził się Travis. - Niemniej z dotychczasowych
doświadczeń wynika, że można na to liczyć. Kiedy dowiedzą się, że tutaj jest rozbity statek,
postanowią go zbadać. Nie pozwolą sobie na zignorowanie nieprzyjacielskiej osady po tej
stronie gór. Według ich mniemania, stanowiłaby przecież stałe zagrożenie.
Jil-Lee kiwnął głową.
- Plan jest skomplikowany i może zawieść. Ale uwzględnia wszelkie niespodzianki,
które potrafiliśmy przewidzieć.
Przy pomocy Lupe'a Manulito wyplątał się ze skafandra. Oparł go troskliwie o skałę i
powiedział:
- Myślałem o tym skarbcu w wieżach. Może udałoby się znalezć tam nową broń...
Travis zawahał się. Nadal drżał na myśl o otwarciu tajemnych pomieszczeń za owymi
lśniącymi murami, co mogło wyzwolić nowe niebezpieczeństwo.
- Jeśli zabralibyśmy stamtąd broń, a potem przegralibyśmy walkę... - wysunął
pierwsze ze swych zastrzeżeń i z zadowoleniem dostrzegł wyraz zrozumienia na twarzy Jil-
Lee.
-.. .oznaczałoby to włożenie broni prosto w ręce Czerwonych - zgodził się starszy
Indianin.
- Zaryzykujemy... - zaproponował Manulito. - Przypuśćmy, że rzeczywiście uda nam
się schwytać w zasadzkę któregoś z inżynierów. Nie będzie to oznaczało jeszcze, że
przełamaliśmy ich obronę. Może się okazać, że potrzeba tu czegoś znacznie większego
kalibru.
Kiedy Travis poczuł znowu mdłości, jakich doznał podczas pobytu w wieży, wiedział,
że Manulito mówi rozsądnie. Niewykluczone, że będą musieli otworzyć ową puszkę Pandory
przed końcem tej kampanii.
15
Przez następne dwa dni obozowali w pobliżu rozbitego statku. W tym czasie Manulito
w kosmicznym skafandrze penetrował nawiedzone korytarze i kabiny, przygotowując plan
pułapki. W nocy rysował wykresy na kawałkach kory i omawiał możliwości tego lub tamtego
urządzenia, czasami używając określeń technicznych, których jego towarzysze nie rozumieli.
Ale Travis był bardzo zadowolony, że Manulito wie, co robi.
Trzeciego dnia rano wśliznął się pomiędzy nich Nolan, cały zakurzony, z
wymizerowaną twarzą. Można było poznać wyraznie, że odbył trudną podróż. Travis podał
mu najbliższą menażkę i wszyscy patrzyli, jak pije małymi łykami, zanim zaczął mówić.
- Idą tu... z dziewczyną.
- Miałeś jakieś problemy? - zapytał Jil-Lee.
- Tatarzy przenieśli swój obóz, co było na pewno słuszne, ponieważ Czerwoni
namierzyli tamten poprzedni. A teraz przemieścili się bardziej na zachód. - Wytarł usta
wierzchem dłoni. - Widzieliśmy także twoje wieże, Fox. To miejsce pełne potężnych sił!
- Nie ma żadnych śladów świadczących o tym, że grasowali tam Czerwoni?
Nolan potrząsnął głową.
- Według mnie mgły nie pozwalają dojrzeć wież z samolotu. Tylko jedno...
Travis odprężył się. Czas znowu dał im możliwość wytchnienia. Spojrzał w górę, by
zobaczyć, że Nolan uśmiecha się słabo.
- Ta dziewczyna jest krewniaczką górskiej pumy - oznajmił. -Naznaczyła Tsoaya
pazurami tak, że wygląda teraz jak zakolczykowany roczniak zaraz po znakowaniu.
- A ona nie jest ranna? - zapytał Travis.
Tym razem Nolan zachichotał otwarcie.
- Ranna? Nie. Mieliśmy dużo roboty, by nie dopuścić do tego, żeby ona zraniła nas,
młodszy bracie. Jest także sprytna, bo przez całą drogę znaczyła szlak marszruty, nie wiedząc,
że jest nam to na rękę. Czy nie dlatego wybraliśmy z powrotem najłatwiejszą drogę? Tak, ona
planuje ucieczkę.
Travis wstał.
- A więc skończmy z tym szybko!
W jego głosie pobrzmiewał ostry ton. Nigdy do końca nie zaaprobował tego planu.
Teraz stwierdził, iż coraz trudniej jest mu myśleć o zabraniu Kaydessy do statku. Uważał, że
nie powinien pozwolić, by została poddana czyhającemu tam cierpieniu. Wiedział jednak, że [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • girl1.opx.pl
  •