[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- I na ręku tatuaż, aligator.
- Tak. Na prawym przedramieniu.
- Badaliście ten tatuaż?
- Oczywiście. Powołaliśmy ekspertów od tych spraw, którzy wyrazili opinię, że tatuaż
został wykonany zwykłą igłą i że prawdopodobnie robił go ktoś u nas. Te rzeczy trudno
ustalić z całą pewnością, ale podobno pewne szczegóły przemawiały za tym, że to była nasza
krajowa produkcja.
- Mam nadzieję, że w aktach znajdę powiększone zdjęcia tego tatuażu - powiedział
Downar.
- Na pewno.
- To dobrze. Zajrzę sobie do tych akt.
- Czy ty chcesz wiązać to morderstwo ze sprawą  Aligatora ?
Downar nalał sobie jeszcze kawy i sięgnął po papierosy. Odpowiedział dopiero po
dłuższej chwili.
- No cóż... te igły do tatuażu są właściwie, jak do tej pory, jedynym konkretnym
elementem, który może nas naprowadzić na ślad mordercy. Tam wytatuowany aligator, tu
igły do tatuażu, w obu wypadkach w grę wchodzi kokaina. Oczywiście, że to są zupełnie
luzne skojarzenia i być może, że jedno z drugim nie ma absolutnie nic wspólnego, ale na razie
nie widzę nic innego, o co można by się zaczepić.
- Widzę, że wykluczasz tego dziennikarza jako kandydata na mordercę - powiedział
Nowicki.
Downar energicznie potrząsnął głową.
- Niczego nie wykluczam, ale taka ewentualność wydaje mi się bardzo mało
prawdopodobna. Po pierwsze nie mamy żadnych podstaw, żeby przypuszczać, że Marceli
znał Godziszewskiego, po drugie nie wierzę w to, żeby Marceli uderzeniem pięści był zdolny
zabić człowieka, a po trzecie gdyby nawet miał zamiar go wykończyć, to przecież nie robiłby
tego we wspólnym pokoju hotelowym. Jeżeli przyjmiemy, że...
- Zaczekaj - przerwał Nowicki. - Nie wiem, czy się orientujesz, że mamy już wyniki
sekcji. Chciałbym ci zwrócić uwagę na pewne dosyć istotne szczegóły. Otóż okazało się, że
kość ciemieniowa tego fotoreportera była tak niebywale cienka, że nawet niezbyt silne
uderzenie mogło spowodować wylew krwi do mózgu i śmierć. Poza tym badania wykazały,
że denat otrzymał silny cios w szczękę, a dopiero potem uderzenie w głowę.
- Można przypuszczać, że zerwał się z. łóżka, dostał w szczękę, zatoczył się, usiadł na
łóżku i dopiero wtedy tamten zaprawił go z góry w głowę.
- Tak właśnie najprawdopodobniej było - zgodził się Nowicki - i wcale nie jest
wykluczone, że mógł tego dokonać twój przyjaciel, Marceli. To młody, dobrze zbudowany,
wysportowany mężczyzna.
- Mogło to być niezamierzone zabójstwo - powiedział w zamyśleniu Downar.
- Oczywiście. Bardzo możliwe, że chciał go tylko ogłuszyć.
- Ale dlaczego?
- A jeżeli doszło między nimi do jakiegoś konfliktu na tle kokainy?
- Sądzisz, że ten fotoreporter?...
- A dlaczegóż by nie? Fotoreporter tak samo dobrze może handlować kokainą jak każdy
inny.
- Więc upierasz się przy tym, żeby z Marcelego zrobić handlarza kokainy?
Nowicki wzruszył ramionami.
- Ależ ja się przy niczym nie upieram. Tak się tylko dziwnie składa, że przy panu
Donieckim bez przerwy znajdujemy kokainę. Cóż ja na to poradzę?. Stoimy wobec faktów.
Downar z wyrazną niechęcią przyglądał się opalonej twarzy przyjaciela.
- Wiesz, Władziu, co ci powiem? Ty jesteś bardzo równy facet, tylko trochę brakuje ci
fantazji.
- Co tu ma fantazja do rzeczy?
- Ma, i to bardzo dużo. Zastanów się chwilę. Załóżmy, że Marceli rzeczywiście jest
członkiem bandy przemytników kokainy. Zostaje nakryty z dużą partią towaru przed
 Kongresową . Czy możesz sobie wyobrazić, że ryzykowałby jazdę do Olsztyna z kokainą w
walizce i do tego waliłby w łeb faceta?
- Więc skąd według ciebie wzięła się kokaina u niego w walizce?
- Nie słyszałeś o tym, że bywają wypadki, że ktoś komuś coś podrzuci?
- Zapominasz, że walizka była zamknięta na klucz, a zamek nie był wyłamany.
- Rzeczywiście walizka była zamknięta na klucz - powtórzył Downar. Wstał i
zostawiając nie dopitą kawę i zdziwionego Nowickiego, wyszedł z komendy.
*
Marceli nie okazywał entuzjazmu.
- Czego ty znowu ode mnie chcesz? Prosiłem cię przecież, żebyś mnie nie męczył.
Chyba mam prawo, u diabła, spokojnie sobie posiedzieć w kryminale.
Downar starał się go uspokoić.
- Nie denerwuj się. Nie mam zamiaru cię męczyć. Przyszedłem, żeby z tobą
porozmawiać o walizce.
- O walizce? Coś ty?....
- O twojej walizce, z którą pojechałeś do Olsztyna.
- No to co z tego, że z walizką pojechałem do Olsztyna?
- To jest porządna walizka.
- Była kiedyś. Kupiłem ją w Niemczech Zachodnich.
- Czy to prawda, że jak jechałeś do Olsztyna, to zamknąłeś ją na klucz?
- Tak. Nie mam tego zwyczaju, ale zamki są popsute i odskakują. Na wszelki wypadek
wolałem zamknąć na kluczyk.
- Ile miałeś tych kluczyków?
- Dwa.
- I gdzie je trzymałeś?
- Jeden miałem w portmonetce, a drugi wisiał przy walizce na takim cienkim
rzemyczku.
- Oglądałem twoją walizkę. Nie było przy niej kluczyka.
- To nie mam pojęcia, co się z nim stało. Ja go nie zdejmowałem z tego rzemyka.
- Czy w Olsztynie jeszcze wisiał przy walizce?
- Nie pamiętam.
- A pamiętasz, jacy pasażerowie jechali z tobą do Olsztyna?
- Dokładnie pamiętam. Jakaś pani z małym chłopczykiem, młode małżeństwo, staruszka
i ksiądz.
- Nikt więcej nie dosiadł się w drodze?
- Nie, nikt.
- Dobrze pamiętasz twarze?
- Doskonale.
- Jak wyglądał ten młody człowiek?
- Wysoki, przystojny blondyn, o regularnej twarzy.
- A jego żona?
- Także blondynka. Robili wrażenie bardzo zakochanych. Czulili się do siebie.
- A ksiądz? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • girl1.opx.pl
  •