[ Pobierz całość w formacie PDF ]

guwernantkÄ™.
- Nawet jeśli Courtenay pojedzie z nami? -Sir Waldo zerknął
pytajÄ…co w stronÄ™ panny Trent. - Co pani na to?
Słuchała tej rozmowy z mieszanymi uczuciami, rozdarta między
wdzięcznością za to, że zażegnał najgorsze, a oburzeniem z powodu
metod, jakich użył.
- Jestem przekonana, że pani Underhill nie miałaby nic
przeciwko temu - powiedziała ostrożnie.
- Pójdę osiodłać pozostałe konie. A ty, Julianie, będziesz
sprawował pieczę nad pozostałymi damami. - Sir Waldo zwrócił się
do kuzyna.
- Oczywiście - odparł cicho lord Lindeth.
- Chyba że woli pan nam towarzyszyć - zaproponowała
radośnie Tiffany, zapominając, iż ustalono, że dwie bezbronne
damy nie powinny zostać same w gospodzie.
- Nie, dziękuję - odparł i, odwróciwszy się, poprosił z
uśmiechem pannę Colebatch, żeby wróciła do środka.
Panna Trent zauważyła, że jest skonsternowany i oburzony tym,
co się stało, i serce ścisnęło jej się z żalu. Okazało się, że jego
bogini jest niewiele wartą śmiertelniczką. Mogła sobie mówić, że
ci, którzy mu dobrze życzą, powinni się cieszyć, ale mimo to
103
chciała w jakiś sposób usprawiedliwić podopieczną. Stłumiła w
sobie jednak to pragnienie, widząc szelmowski uśmiech, jakim
Tiffany obdarzyła Juliana, zanim pospieszyła za sir Wal-dem. Było
oczywiste, iż nie zauważyła niczego szczególnego w tym, że lord
Lindeth nie chciał udać się z nią do wioski, i uznała to jedynie za
przejaw zazdrości. Ochoczo robiła idiotów ze swoich wielbicieli i
nigdy nie przyszło jej do głowy, że mogą z tego powodu cierpieć.
Gdyby jej powiedziano, że Julian poczuł się dotknięty nie tylko
zachowaniem kuzyna, ale również jej postępowaniem, z pewnością
nie przyjęłaby tego do wiadomości.
Panna Trent patrzyła, jak ekipa poszukiwawcza odjeżdża, a
potem dołączyła do panny Colebatch i Juliana. Rozmawiali właśnie
o herbacie, Elizabeth wsparła się o ławę i prezentowała się w tej
chwili znacznie lepiej, zaś Lindeth nie wyglądał na kogoś, kogo
trzeba pocieszyć. Panna Trent z milczącym uznaniem obserwowała
jego taktowne zachowanie - najpierw udawał przed Elizabeth, że
nic się nie stało, a potem zmienił temat, chcąc odwrócić jej uwagę.
Biedactwo nie czuło się najlepiej nie tylko z powodu migreny, ale
też wyrzutów sumienia, że pozbawiła wszystkich przyjemności i
doprowadziła przyjaciółkę do płaczu. Nie mogła jednak się nie
roześmiać, kiedy Julian ogłosił, że pożyczy fartuch od pani
Rowsely i sam będzie roznosił piwo klientom Bird in Hand, byle
tylko nikt jej nie przeszkadzał, chociaż wciąż zastanawiała się, czy
Tiffany jej kiedykolwiek wybaczy, i po raz kolejny powtarzała, że
sama nie wie, co ją naszło i jak mogła być tak mało przewidująca.
- Z swej strony cieszę się, że  coś cię naszło , i żałuję, że
chciałam pojechać do Dripping Weil - powiedziała panna Trent. -
Jestem ci bardzo wdzięczna, że dzięki tobie mogliśmy z tego
zrezygnować.
- To bardzo miło z pani strony. Tiffany była bardzo
rozgniewana.
- Jeśli Tiffany będzie miała tylko takie zmartwienia, moja
droga, to będzie się mogła uważać za najszczęśliwszą istotę pod
słońcem-rzekła lekkim tonem Ancilla. - Nie obwiniaj się tylko
104
dlatego, że się przy tobie rozzłościła. Przecież wiesz, jaka jest
zepsuta. Jak dziecko!
- Więc to dlatego? - podchwycił skwapliwie Julian. - Po
prostu jest dziecinna. Ona jest taka śliczna i miła, nic dziwnego, że
jest trochÄ™ zepsuta.
- Tak, rzeczywiście - przyznała panna Trent i zaraz dodała,
chociaż wydało jej się to wyjątkowo obłudne: - Nie powinien pan
winić o to pani Underhill. Co prawda, więcej by zdziałała
surowością, ale sama jest na tyle łagodna, że nie radziła sobie z
Tiffany. A poza tym bardzo boi się jej napadów złego humoru.
Szczerze mówiąc, ja też się ich obawiam. Tiffany potrafi być
zarówno bardzo miła, jak i niesympatyczna. Jestem bardzo
wdzięczna pańskiemu kuzynowi za to, że się nią zajął.
Odpowiedział jedynie wymuszonym uśmiechem, a ona umilkła
z nadzieją, że ma w tej chwili nad czym myśleć i że może jednak
uzna, iż zachowanie sir Walda wynikało z chęci zakończenia
przykrej sceny, a nie pozbawienia go towarzystwa pięknej Tiffany.
105
ROZDZIAA ÓSMY
- Nie ukrywam wdzięczności za to, że udało się uniknąć
wybuchu histerii - powiedziała Niezrównanemu panna Trent, kiedy
pod koniec tego pamiętnego dnia odstawili bezpiecznie pannę
Colebatch do stęsknionych rodziców - ale przyzna pan, że zachował
siÄ™ niegodziwie.
- Nie mogę tego zrobić - stwierdził chłodno. - Nie ja zacząłem
tę scenę i wcale nie dolewałem oliwy do ognia. Jeśli
interweniowałem, to jedynie ze szlachetnych pobudek.
- Z jakich?!
- Szlachetnych - powtórzył. - Patrzyła pani na mnie tak
błagalnie...
- Nie, nie błagalnie - zaprotestowała panna Trent. - To
nieprawda!
- Błagalnie - powtórzył bezlitośnie Niezrównany. - Pani oczy
wręcz wołały o pomoc, jak doskonale pani wie. Cóż miałem robić?
Postanowiłem odpowiedzieć na apel. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • girl1.opx.pl
  •