[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wrodzona uprzejmość nie pozwalała mu odmówić. Ksiądz, mimo
poważnych trudności z poruszaniem się, już rozlewał pewną ręką wino,
przyjemnie chłodne, o smaku świeżych winogron. Sączyli napój w
milczeniu, czekając, aż ksiądz pozbiera myśli.
- Zauważyłem, że zdziwiło was puste miejsce w niszy. Czy twój
ojciec wspomniał ci o Muzzo File?
-Nie.
- Tak przypuszczałem. To do niego podobne, choć wówczas sprawa
ta bardzo go zaprzątała.
Varo nie wyglądał na zaciekawionego. Słuchał uprzejmie, podczas
gdy Jan zastanawiała się, jak długo jeszcze przyjdzie im siedzieć w
zakrystii o białych ścianach obwieszonych obrazami świętych.
- W czasie wojny wiele małych, ale niezwykle cennych płócien
usuwano z kościołów wokół Rzymu i ukrywano bezpiecznie w
podziemiach Watykanu.
- A co miał z tym wspólnego mój ojciec?
- Obrazy zabierano najpierw do warsztatów, gdzie wyjmowano je z
ram i przygotowywano do złożenia w magazynach. Jak przypuszczano,
Muzzo File to nazwa cennej kolekcji. Czy poprawnie się wyrażam?
- Tak - odparł Varo.
"Nazwisko, pod którym chroniono kolekcję" - poprawiła w myślach
Jan.
- Po wojnie oczekiwaliśmy ich powrotu, ale... - ksiądz uśmiechnął
się bezradnie - pozostały w Watykanie. Bez wątpienia wiszą teraz w
godniejszym miejscu, o wiele bezpieczniejsze niż w naszych małych
72
RS
kościołach, gdzie kwestia ich zabezpieczenia nastręczyłaby wiele
trudności. %7łyjemy w ciężkich czasach.
- A kto namalował obraz wiszący w tym kościele, ojcze?
- Przypisywano go Giovanniemu Belliniemu.
- Bellini? Muszę zapytać matkę o te płótna - Varo wstawał już, by się
pożegnać. Gdy wychodzili, powiedział:
- Być może któryś z dawnych watykańskich kustoszy ukrył je w
jednej z piwnic, a nikt nigdy nie upomniał się o nie ani nie zażądał ich
zwrotu. Ksiądz miał rację, są w bezpiecznym miejscu.
- Ciekawe dlaczego użyto tego zaszyfrowanego nazwiska, by je
ukryć? Przecież nie można ich powiesić bez ram.
- No właśnie. Ramy mogą wciąż leżeć w naszych warsztatach. Warto
by tam zrobić porządek.
Wrócili do restauracji po długim spacerze wśród cienistych drzew i
szemrzących strumieni.
Do obiadu podano specjalne wino, nie to, które zamówił Varo, ale
burgunda - właściwie bezcennego, jak stwierdził. Był to prezent od
właściciela.
Porozumiewawcze spojrzenia obojga gospodarzy przestały już
wprawiać Jan w zakłopotanie. Wyczytała w oczach Vara, że teraz odgrywa
w jego życiu ważną rolę. Kiedy położyła rękę na stole, natychmiast
przykrył ją swoją. "Jeśli tak dalej pójdzie - pomyślała - podadzą nam obiad
na koszt firmy i będą oczekiwać, że uczta weselna odbędzie się tu, na
wzgórzach. "
Uśmiechnęła się nieco ironicznie. Bogaci, pewni siebie mężczyzni,
tacy jak Varo, często pozostawali kawalerami do końca życia, ponieważ
73
RS
zdobycie jakiejkolwiek kobiety przychodziło im bez większych trudności.
Nie miała zamiaru wmawiać w siebie, że jest inna. "Tylko - postanowiła -
muszę się wycofać, zanim kwestia mojego bezpieczeństwa stanie się dla
niego uciążliwa. "
- Co się stało? - zapytał. - Jesteś myślami daleko stąd. Zabrała rękę.
- Varo, myślałam właśnie, że rozsądniej będzie wrócić do Anglii.
Jeśli zadzwonię na lotnisko zaraz po powrocie do willi, może uda mi się
zamówić lot na jutro. W tych okolicznościach jestem pewna, że Blairs
zrozumie moją nieobecność na zebraniu. Mogłabym skontaktować się z
dyrektorem i powiadomić go o wszystkim.
- Początkowo moja propozycja rozzłościła cię - powiedział cicho. -
Skąd ta nagła zmiana?
- Myślę, że powinieneś mieć spokój do pracy - odpowiedziała i,
mimo woli, poczuła żal. - Jeśli zostanę w willi, będziesz czuł się za mnie
odpowiedzialny. Nie wolno mi obarczać cię moimi kłopotami.
- Zastanawiałem się już nad tym i doszedłem do wniosku, że twój
wyjazd do Anglii wcale nie jest takim mądrym posunięciem. O ile,
oczywiście, ktoś działa tu z rozmysłem.Ciągle jeszcze istnieje możliwość,
że biorą cię za kogoś innego. Jeżeli jednak - a takie jest moje zdanie -
zrobiłaś nieświadomie coś, co wzbudziło ich podejrzenia, nie zawahają się
pojechać za tobą.
Nie potrafiła tak od razu zapomnieć o projekcie wyjazdu z Rzymu,
jak tego oczekiwał, więc zjedli obiad w milczeniu i ruszyli w powrotną
drogę w nie najlepszych nastrojach. Miała nadzieję, że będzie próbował
przedyskutować jeszcze tę sprawę i nakłonić ją do pozostania, ale milczał.
74
RS
Dojechali do domu w ciszy. Chciała od razu przemknąć się do
swojego pokoju, ale powstrzymał ją.
- Chodz życzyć dobrej nocy mojej matce. Czeka w salonie. Gdy nie
poruszyła się na jego słowa, powiedział denerwując ją jeszcze bardziej:
- Tego wymaga grzeczność.
Adriana nalewała właśnie kawę dla Umberta. Oczekiwano ich; na
stole stały dwie dodatkowe filiżanki. Jan usiadła naprzeciw Umberta, który
starym zwyczajem lekko się skłonił. Ciemne, niewidzące oczy utkwił w jej
twarzy, jakby chciał przeniknąć myśli dziewczyny.
- No i gdzie byliście? - Adriana podała jej kawę. - Pojechaliście w
góry czy nad morze?
Varo zdał krótką relację ze wspólnej wycieczki. Potem dodał,
marszcząc brwi:
- Wstąpiliśmy też do małego kościoła, którego proboszcz
opowiedział nam o pewnym cennym obrazie. Został zabrany stamtąd w
czasie wojny i do tej pory nie powrócił. Podobno ten sam los spotkał wiele
dzieł, które miały być przechowane w Watykanie. Nikt o nich już więcej
nie słyszał.
- Wcale mnie to nie dziwi. - Adriana wzruszyła ramionami. -
Najwidoczniej wyjmowano je z ram i przygotowywano w naszych
warsztatach.
Niezbyt zainteresowana historią, którą już słyszała, Jan rozglądała się
po pokoju. Nagle zwróciła uwagę na Umberta, zaskoczył ją wyraz jego
twarzy. Wyraznie pobladł, ręka trzymająca filiżankę drżała.
- Umberto pamiętałby takie rzeczy. - Adriana ugryzła kawałek
herbatnika. - Prawda, Umberto?
75
RS
Jan zerknęła na Vara, który także zauważył reakcję starego.
Umberto dopił kawę i powiedział z wysiłkiem:
- Twój mąż, Adriano, dziwił się, że obrazy nie wróciły po wojnie do
kościołów. Wiedział jednak, że umieszczone są w bezpiecznym miejscu w
Watykanie. Poza tym nie był wtajemniczony w tę sprawę, nie chciał o nic
pytać.
Jan nie mogła oprzeć się wrażeniu, że próbował coś ukryć. Mówił
bardzo dużo jak na milczącego zawsze Umberta. Jego rozmowność
zdziwiła zresztą wszystkich, patrzyli na niego zaskoczeni.
Wreszcie wstał, życząc im dobrej nocy. Po chwili podniosła się i
Adriana, przystając jeszcze przy krześle Jan.
- Moja droga, pewnie Varo mówił ci już o moich urodzinach we
czwartek - powiedziała. - Pomyślałam, że będziesz chciała zastanowić się
nad strojem.
Oznaczało to oczywiście, że przyjęcie zapowiadało się na "wielką
galę" i matka Vara musiała się upewnić, że dziewczyna będzie dobrze
reprezentowała willę Manzinich.
- Jan zamierza wyjechać jutro do Anglii, odwiedzić rodzinę - wtrącił
pospiesznie Varo.
Adriana potrząsnęła głową.
- Nie możesz teraz wyjechać. Wszyscy moi przyjaciele słyszeli już o
pięknej Angielce. Chcę, by cię poznali.
Jan opuściła głowę. Nie lubiła tego rodzaju komplementów.
Adriana wyciągnęła do niej ręce.
- Moja droga, prawda, że nie wyjedziesz? Proszę!
76
RS
- Dobrze, jeśli sobie tego życzysz. I dziękuję za zaproszenie -
powiedziała niechętnie, choć w głębi duszy ani przez chwilę nie chciała
stąd wyjeżdżać.
Adriana zatrzymała się jeszcze w drzwiach.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]