[ Pobierz całość w formacie PDF ]
bietę, która przetnie mu drogę.
- Bynajmniej. - Sir Maurice otworzył tabakierkę. - To
ostatnia rzecz, jakiej bym dla ciebie pragnÄ…Å‚.
- Mówiłeś przecież...
- Mówiłem, że chciałbym cię widzieć idealnym dżen
telmenem, obytym w świecie.
-A więc...?
- Czyżbyś uważał pana Bancrofta za ideał dżentelme
na, Philipie?
-Ja? Nie! To ty...
Sir Maurice uniósł wypielęgnowaną dłoń.
- O, za pozwoleniem. To ty uznałeś, że tak pomyśla
łem. Pan Bancroft jest, jak to słusznie zauważyłeś, próż
nym, wypacykowanym bufonem. Małpuje on jednak, na
ile jest w stanie, nie tylko mnie, ale i odgrywa człowie
ka, jakim chciałbym, abyś ty się stał. Ty jesteś wiejskim
prostaczkiem, mój drogi, a on malowaną lalą. Postaraj
się zostać kimś pośrednim pomiędzy tymi dwoma ty
pami ludzkimi.
- Wolałbym być tym, kim jestem.
- To znaczy samolubnym niewdzięcznikiem.
60
- Ojcze!
Sir Maurice wstał, wspierając się na lasce.
- Zostań, jaki jesteś, mój synu, ale zastanów się, które
go będzie wolała Cleone. Tego, który składa jej wdzięcz
ne hołdy i słodkimi słówkami uwodzi jej uszy? Czy tego,
który zapomina przy niej języka w gębie, który nie dba
o siebie, i traktuje ją nie jak piękną młodą dziewczynę,
ale jak swoją ewidentną własność?
Philip pospiesznie odpowiedział:
- Cleone postąpi... jak jej się będzie podobało. Nie na
leży ona jednak do osób skłonnych przeceniać sztuczki
takiego Bancrofta i jemu podobnych.
- Ani do tych, które chciałyby lekceważyć niewygody
wynikające z mariażu z kimś, kto przywiązany jest tyl-
ko do ziemi i swoich własnych przyjemności - odrzekł
sir Maurice.
Philip spojrzał na ojca z niemym wyrzutem.
- Uważasz, że jestem samolubny, bo nie chcę zaakcep
tować tego, czym pogardzam?
- Więcej jeszcze. Jesteś ograniczony, bo pogardzasz
tym, czego nie znasz.
- Dziękuję, ojcze. - Młodzieńczy głos przepojony był
goryczą. - Ja miałbym być taką pstrą papugą?! Powia
dam ojcu, Cleone musi mnie wziąć takim, jaki jestem.
- Albo cię zostawi takim, jaki jesteś - powiedział ła
godnie sir Maurice.
- Czy to ostrzeżenie?
- Ty musisz to osądzić, moje dziecko. A teraz chcę się
już położyć. - Sir Maurice spojrzał wymownie na syna.
61
Philip podszedł do ojca.
- Dobranoc, sir.
Sir Maurice wyciągnął z uśmiechem rękę.
- Dobranoc, mój synu.
Philip ucałował jego kościste palce.
Tydzień, który po tym nastąpił, pełen był przykrych,
choć błahych zdarzeń. Pan Bancroft częściej przeby
wał w Little Fittledean niż w domu, a najczęściej bawił
w Sharley House. Spotkał tam naszego Philipa, i to nie
jeden raz, zachowującego się zaborczo i wrogo. Zmiał się
wtedy cicho i próbował wciągnąć Philipa w słowny po
jedynek. Język Philipa był jednak sztywny i oporny. Pan
Bancroft naigrawał się więc z niego w duchu i odnowił
swoje atencje względem Cleone.
Sama zaś Cleone żyła w dziwnym zamęcie ducha. Pan
Bancroft miał wiele cech, które jej się nie podobały. Są
dzę nawet, że nigdy jej przez myśl nie przeszło, by go po
ślubić. Na szczęście zresztą, bo pan Bancroft był jak naj
dalszy od takich zamiarów. Kobiety lubią jednak hołdy
i ogniste, wykwintne konkury. Dlatego Cleone prowadzi
ła grę z panem Bancroftem, ale nie przestała też myśleć
Philipie, który działał jej jednak na nerwy. Te jego pozy
posiadacza, gniewne spojrzenia pełne wyrzutu obudzi
ły w niej kokietkę. Poczucie, że ktoś ma nad nią władzę,
podniecało ją, ale władza, która chciała wziąć wszystko,
nie dając nic w zamian, wydawała jej się irytująca.
Wiedziała, że Philip kocha ją do szaleństwa, ale i to
wiedziała, że będzie po niej oczekiwał, iż ugnie się przed
62
jego wolą. On się nigdy nie zmieni; to ona będzie mu
siała dostosować się do jego życzeń. Philip uparł się po
zostać takim, jaki jest, czyli wiernym, lecz nudnym. Ona
zaś pragnęła tego wszystkiego, czym on pogardzał: życia,
radości, eleganckiego towarzystwa i błahej rozrywki. Za
częła rozważać starannie tę kwestię - może nieco zbyt
starannie jak na dziewczynę, która sądzi, że jest zako
chana. Chciała Philipa, a zarazem go nie chciała. Gdy
by miał pozostać takim, jaki jest - woli o nim nie sły
szeć. Gdyby jednak się zmienił zgodnie z jej życzeniem,
mógłby ją dostać. Na razie nie należała do żadnego męż
czyzny i żaden mężczyzna nie miał prawa jej strofować.
Philip popełnił w swoich zalotach ten błąd, że nie krył
przed nią, iż uważa ją za swoją własność. W ten sposób
mimowolnie ukręcił sobie sznur na szyję.
Pan Bancroft, choć próżny i afektowany, gładkimi
frazami i elegancją przyćmił Philipa z jego szorstką
manierą. Philip zamykał się w uporczywym milcze
niu, pozwalając panu Bancroftowi jaśnieć w glorii
zwycięzcy. Mężczyzna, którego Cleone zdecyduje się
poślubić, będzie musiał każdemu sprostać, i to zarów
no słowem, jak i ostrzem. Dlatego Cleone nie przesta
wała uśmiechać się do pana Bancrofta.
Pod koniec tygodnia miało miejsce przykre zdarze
nie. W ogrodzie Sharley House, w obecności Cleone,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]