[ Pobierz całość w formacie PDF ]
8 i 9 tego miesiąca warte zanotowania. Razem je wziąwszy otrzymamy formułę: 2(Os
Z R2 Hi). Winna temu godzina 12 w nocy. Małżeństwo uczy. Siady wybitne i
mówiące. Jednak jest to spotwornienie natury ludzkiej. Co za złość, że nie można
tego opisać! Jest to ciekawe i wspomnienia godne. Jest to Rubikon, poea którym
Rzym już tylko, stolica, pozostał. Ale Hannibal Rzymu nie wezmie, bo zna cześć
dla Rzymian, i Roma to... święty gród. Ale jest to bądz co bądz pociecha
słyszeć trwożny i błagalny płacz Rzymian: Hannibal ante portas! Warto choć raz
by, Han-nibalem!
1. raz wieczorem, a raczej szarą godzina
Teraz o mnie nie zapomnisz, nie możesz zapomnieć, Halko jedyna moja!
Dobrze jest być cząstką pana Leona!
Mówiła, że lepiej, bym nie przyjeżdżał do Mińska. Byłaby to z jej strony słabość
i strach, bojażń przed sobą, byłby to upadek jej...
A choćbyś była -pod ziemią wynajdę cię. Choćbyś umarła odbiorę sobie życie i
wynajdę cię w piekle czy
KIELCE, 1885
305
w niebie, w raju Mahometa czy Azgardzie... wszędzie, wszędzie, bo dlatego
jedynie wierzę w nieśmiertelność duszy. Bez ciebie wyobrazić siebie nie mogę i
marzę o duszy twej z moją złączonej w wieczności.
Nie zechcesz, bym przyjechał do Mińska, do ciebie przyjadę do Mińska, choćbym
nie był u Ciebie. Skorzystam z każdego wolnego dnia i pojadę. Gdziekolwiek
spotkam Cię przecie i musisz ze mną mówić, musisz naznaczyć mi schadzkę, bo nie
uwierzę, byś mię nienawidziła, i nie możesz o mnie zapomnieć!
l w nocy.
I znowu to samo...
Dziwnyż bo to stosunek. Nielogiczny w czynie. Wszystko i nic. Cnotę i to, co zwą
występkiem, zamykający w sobie. Religia i romans zmieniają się z dnia na dzień.
Jestem dzieckiem, składającym ręce przed najśliczniejszym tworem Boga, i
filistrem, wyjadaczem, łobuzem. Ten szereg antytez, to szczęście i mająca
wkrótce nastąpić wielka próżnia, wyrazy jej: kocham cię bardzo" i kocham
Leona", wyrazy: zaniedbuję dla ciebie Józię" i jestem żoną"... Jestem atomem i
nieskończonością, jestem ziemią i ziemią w wszechświecie.
Jestem świadkiem obłąkań mej duszy... Widzę, jak staje się szatańsko samolubną.
Jestem szatanem patrzącym z uśmiechem radości na stopniowe brnienie duszy
logicznej w to, co, powtarzam po raz tysiączny, zowią występkiem...
Tak. Poza mną, człowiekiem jakiego takiego obowiązku jest człowiek. I ten
ostatni obecnie przemawia. To choroba. Gdy ona minie... Ach, przemijanie jej.
Bezbrzeżna tęsknota.
Och, jakże my żyjemy tylko dniem dzisiejszym. %7łycie może nie istnieć, życie
szczęścia może nie istnieć, byleby istniał dzień dzisiejszy... %7łycie to dziś.
20 Dzienniki t. II
l
D2IENNIKI, TOMIK VI
11 X (niedziela).
Kocham Cię szczerze i prawdziwie, wierzaj.
Helena '
Gdyby można wierzyć w autentyczność tych słów! Gdyby można poza frazesem
dostrzec tę wielką prawdę, gdyby frazes był prawdą byłoby to zniszczenie
kontrastów, odrzucenie walki, byłaby pewność. Ale ona nastąpić może wtenczas,
kiedy zamilknie wszelka wątpliwość... A ta w duszy ludzkiej umilknąć nie może
nigdy. Wszelkie uczucie żyje wątpliwością. Kontrasty rodzą uczucia. Niepewność
rodzi pewności efemeryczne, które są uczuciem.
12 X (poniedziałek).
Zwykle dotąd pisywałem dziennik w nocy. Teraz, kiedy wracam o godzinie 12 lub l
z pokoju naszych pogadanek, jestem zwykle oszołomiony, krew pulsuje mi w
skroniach pisać nie mogę. Rzucam się na łóżko, by śnić we śnie o tym, co mię
snem napełniało na jawie. Ale opowiedzmy dzień wczorajszy. W piątek jeszcze
byłem u prof. Szperla, który dał mi korepetycją u adwokata Zaborów* k io^ o.
Wczoraj dopiero poszedłem się o warunki umówić, Nic mnie nie obchodzi, nic,
literalnie nic. Umówiwszy się (l godzina dziennie; jeden z klasy 2 łacina,
arytmetyka, ruski; i 4 klasa łacina. Rs. 8) wróciłem na obiad. Po obiedzie
poszliśmy na spacer, Helena, matka, ja i Józia pod Karczów-kę. Przyszliśmy pod
Trzaskalską i zawróciwszy posiedzieli czas jakiś w ogrodzie (ławeczka, stojąca
naprzeciw ścieżki prowadzącej ku furtce, ku sądowi zjazdowemu). Jak ona
przecudownie wygląda za białą woalką... Te oczy, te białka biało-niebieściutkie,
różowe od wiatru jesiennego policzki,
1 Dopisek obcą ręką.
KIELCE, 1885
307
wymykające się spod kapelusza siwiejące włosy... i to moje, moje wszystko!
Pózniej padał deszcz. Wracaliśmy. Na naszym bazarze arlekin łaził po linie...
Wiek XIX mówiła Helena. Byłem jej wdzięczny za ten wyraz. Mogłem całować oczy
mej świętej tylko w przeciągu godziny, bo musiałem iść do Zwierkowskiego. Pan
Bolesław wyjeżdża sobie, kiedy mu się podoba, i zwala na mnie miły obowiązek
[ Pobierz całość w formacie PDF ]