[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Teraz mógł już tylko czekać, spoglądając przed siebie martwy wzrokiem
czekać na odgłos kroków w pokoju, na ponów ruch ściany, na wymierzoną
w siebie broń. Tyle że tym razem i pomoże mu już żaden wizisonor.
Czekał więc, trzymając bicze w dłoniach.
9. I SPODNIE WAADCY
I co chodzi? Artemizja nie musiała udawać zaniepokojenia. Skierowała
swoje słowa do Gillbreta, który stał w drzwiach wraz kapitanem gwardii. Z
tym, w stosownej odległości, czekało sszcze kilku żołnierzy. Czy coś z
ojcem?
Nie, nie uspokoił ją Gillbret. Nie zaszło nic, co by dotyczyło ciebie.
Spałaś?
Prawie odparła. A pokojówki zwolniłam już parę godzin temu.
Toteż sama musiałam otworzyć drzwi. Wystraszyliście mnie śmiertelnie.
Nagle odwróciła się do oficera i spytała ostro:
Co was do mnie sprowadza, kapitanie? Proszę mówić szybko. Nie jest
to właściwa pora na wizyty.
Zanim kapitan zdołał otworzyć usta, znów odezwał się Gillbret.
Zaszło coś bardzo zabawnego. Ten młody człowiek, jak mu tam no
wiesz wyrwał się na wolność, rozbijając po drodze parę głów. Teraz my
polujemy na niego. Jeden pluton na jednego zbiega. Ja również włączyłem
się w tę akcję, aby nasz kapitan mógł w pełni docenić moją odwagę i
zaangażowanie.
Artemizji udało się przybrać zupełnie nieprzytomny wyraz twarzy.
Kapitan mruknął pod nosem coś bardzo niestosownego. Jego wargi ledwie
się poruszyły. Następnie dodał głośno:
Przepraszam, panie, lecz chyba nie wyrażasz się dostatecznie jasno, a
po za tym i tak zbyt długo już tu marudzimy. Mężczyzna, który podaje się za
syna byłego rządcy Widemos, został zatrzymany pod zarzutem zdrady stanu.
Zdołał uciec i obecnie przebywa na swobodzie. Musimy przeszukać pałac,
pokój za pokojem. Artemizja cofnęła się, marszcząc brwi.
Moją sypialnię także?
Jeśli Wasza Wysokość pozwoli.
Nie, nie pozwolę. Gdyby w moim pokoju znajdował się obcy
mężczyzna, niewątpliwie wiedziałabym o tym. A sugestie jakobym zadawała
się z kimś takim, czy w ogóle jakimkolwiek mężczyzną o tej porze nocy, są
wysoce obrazliwe. Proszę kapitanie, aby zechciał pan pamiętać, kim jestem.
Strona 56
Isaac Asimov - Gwiazdy jak pył
Jej słowa odniosły zamierzony skutek. Gwardziście pozostało tylko
ukłonić się i powiedzieć:
Nie zamierzałem sugerować niczego podobnego. Wasza Wysokość.
Proszę o wybaczenie, że zakłóciliśmy spokój o tak póznej porze. Samo
oświadczenie, że nie widziała pani żadnego zbiega, rzecz jasna, wystarczy. W
tych okolicznościach wydawało mi się jednak konieczne upewnić co do pani
bezpieczeństwa. Te człowiek jest bardzo grozny.
Z pewnością nie tak grozny, byście nie zdołali go pokonać. Do
rozmowy ponownie włączył się wysoki głos Gillbreta.
Chodzmy już, kapitanie. Podczas gdy pan wymienia uprze mości z
moją bratanicą, nasz uciekinier zdążył już zapewne włamać się do
zbrojowni. Proponowałbym, aby zostawił pan kogoś na straży przy
drzwiach pani Artemizji, by nic już nie zakłóciło jej dalszego snu. Chyba że,
moja droga pstryknął palcami w stronę Artemizji chciałabyś do nas
dołączyć.
Dziękuję odparła chłodno ale będę zadowolona, gdy dokładnie
zamknę drzwi i wrócę do łóżka.
Niech pan wybierze kogoś rosłego! krzyknął Gillbret. O, ten będzie
dobry. Zauważ, Artemizjo, jakie ładne mundury i nasza gwardia. Już z
daleka można rozpoznać gwardzistę po stroju.
Panie wtrącił niecierpliwie kapitan nie mamy czasu. Musimy
ruszać dalej.
Na jego skinienie jeden z żołnierzy odłączył się od plutonu, zasalutował
Artemizji przez zamykające się drzwi, a pot kapitanowi. Po chwili odgłos
równych, rytmicznych krok oddalił się w obie strony korytarza.
Artemizja odczekała chwilę, po czym cichutko odsunęła drzwi na parę
centymetrów. Gwardzista stał na posterunku na szeroko rozstawionych
nogach, prawa ręka uzbrojona, lewa na przycisku alarmowym. Był to ten
sam gwardzista, którego wybrał Gillbret. Wysoki jak Biron z Widemos, choć
[ Pobierz całość w formacie PDF ]