[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 A to bandyta, drań! Nawet się nie zatrzymał.
Ktoś zapytał z boku:
 Widziała pani, jaki to był wóz?
 Nie. Jechał bardzo szybko. Widziałam, jak się oddalał. To przecież strasz
ne. Nawet się nie zatrzymał.
W głębi Suskiej ukazały się dwa światła.
 Jedzie jakiś wóz  powiedział ktoś za Julkiem.
 Niech go pan zatrzyma  rozkazał mężczyzna w białej koszuli.
Młody człowiek w deszczowym płaszczu zarzuconym na ramiona stanął na
środku ulicy. Dawał znaki kierowcy. Tamten zwolnił, zjechał na skraj ulicy i za-
trzymał się przed zbiegowiskiem.
 Panie szanowny  podbiegł doń młodzieniec  wypadek. Trzeba zawiezć
chłopca do szpitala.
Na twarzy kierowcy pojawił się grymas zniecierpliwienia.
 Spieszę się jak rany. Nie ma tu gdzieś karetki pogotowia?
Starsza pani powiedziała:
 Zanim przyjedzie pogotowie, chłopiec może wyzionąć ducha. Serca ludzie
nie mają.
 No dobrze  westchnął kierowca  dawajcie go, tylko gazem, i podłóżcie
coś, żeby mi tapicerki nie zakrwawił.
Mężczyzna w białej koszuli z młodym człowiekiem unieśli delikatnie Cegieł-
kę, ulokowali go na tylnym siedzeniu.
 Wal pan do najbliższego szpitala  powiedział ten w białej koszuli do
kierowcy.  Tylko duchem, bo może być zle.
 A gdzie to?
 Na Pradze. Przy kościele.
Kierowca zaklął soczyście.
 A skąd ja mam wiedzieć.
80
 Jedz pan, do jasnej... bo każda sekunda droga. Kierowca ze złością
zatrza
snął drzwiczki.
Julek drżał. Było mu zimno. Czuł, że pot oblewa całe jego ciało. Szeroko
rozwartymi oczami spoglądał to na Cegiełkę, to na ludzi. Chciał krzyczeć, żeby się
spieszyli, lecz nie mógł wydobyć z siebie głosu. Był jak sparaliżowany. Dopiero
gdy kierowca zatrzasnął drzwiczki, Julek podbiegł do samochodu i zawołał:
 Ja z nim pojadę. To mój najlepszy kolega.
Kierowca wzruszył ramionami.
 I ja  wtrąciła Karioka.
Mężczyzna w białej koszuli otworzył drzwiczki.
 Tylko ostrożnie  ostrzegł ją.  Nie ruszaj go. Możesz mu przytrzymać
głowę.
Karioka wsunęła się na tylne siedzenie. Ujęła delikatnie głowę Cegiełki, unio-
sła ją i położyła na kolanach, a potem uczyniła taki ruch, jakby go chciała pogła-
skać.
Julek siadł przy kierowcy.
 Jedzmy  powiedział stłumionym głosem.
Tamten obejrzał się.
 A kto go tak urządził?
 Właśnie  westchnęła Karioka.  Gdyby to można wiedzieć.
Korytarz szpitalny wyglądał jak tunel wykuty w białym lodzie. Było cicho, tak
cicho, że słyszeli tykanie ściennego zegara. Przez uchylone okno szedł chłodny
powiew i zapach mokrej trawy.
 Kiedy ten doktor wyjdzie?  zapytał Julek. Siedzieli na ławce pod wyło
żoną białymi kafelkami ścianą.
Karioka zrobiła niezdecydowany ruch ręką.
 Nie chciał nic powiedzieć.
 Widocznie jest zle.
Julek przymknął oczy i wtedy zdało mu się, że dwa mleczne klosze wiszące
gdzieś wysoko wirują wokół niego. Przetarł oczy.
 Nie mogę sobie darować, żeśmy go zatrzymali. Gdyby wrócił wtedy z rogu
Waszyngtona, nie byłoby tego wszystkiego.
 Przestań  powiedziała Karioka.  Przecież nie mogłeś tego przewidzieć.
 Nie mogłem, a jednak jest mi cholernie głupio. Taki fantastyczny kolega...
Karioka wzruszyła ramionami.
 Myślisz, że mnie klawo? Przecież znam go od lat. Dobry kolega.
 Jeszcze jaki. Tylko strasznie pechowy.  Szarpnął Kariokę za rękaw. 
Myślisz, że się wygrzebie?
 Jasne. Gdyby wpadł pod koła, to kaput, ale widziałeś, wóz rąbnął go bo
kiem. W tym nieszczęściu miał trochę szczęścia.
Julek uścisnął mocniej jej ramię.
81
 Słuchaj, czy ty widziałaś, jaki to był wóz?
 Volkswagen.
 Mnie też tak się zdawało. Szary volkswagen.
 Czy to ma jakieś znaczenie?
 Ma, bo łatwiej będzie znalezć sprawcę.
Karioka zacisnęła pięści.
 Ja bym go posiekała na drobne plasterki. Ja bym go...  urwała nagle,
a potem dodała z namysłem:  Ty, może on w ogóle nie zauważył
Cegiełki?
 To niemożliwe. Słyszałem, jak zaklął.
 Racja, ja też słyszałam. A potem dodał gazu.
 Widocznie się wystraszył. Bandyta! Jak go złapią, to beknie.
 Porządnie beknie, to fakt. Ale czy on był sam w wozie?
 Na mur. Dobrze sobie przypominam. Mężczyzna i sam.
 Mnie też tak się zdawało.  Naraz machnęła bezradnie.  A czy to ma
teraz jakieś znaczenie? Trudno go będzie znalezć, szkoda gadać.
 Przecież nie może mu ujść tak bezkarnie. Milicja zacznie śledztwo. Wcze
śniej czy pózniej wpadnie.
 To nie takie proste  powiedziała w zamyśleniu.  Czytasz gazety?
 No, czytam. A co?
 To spotykasz przecież takie ogłoszenia, że komenda milicji wzywa świad
ków wypadku. Często je zamieszczają w  %7łyciu Warszawy". A jak nie
mają do
wodów, to klops, nic facetowi nie zrobią. A z tym naszym, to szkoda
gadać. Po
pierwsze, nie wiedzą, kto to był, a po drugie, gdyby wiedzieli, to i tak
mu nie
udowodnią, bo my nawet nie mamy pojęcia, jak on wyglądał.
Julek tarł w zamyśleniu policzek.
 Tak... To rzeczywiście trudna sprawa. Gdybyśmy chociaż zapisali numer
rejestracyjny.
 Ba  westchnęła Karioka.
 W tej chwili to istotnie nie ma żadnego znaczenia. %7łeby tylko Cegiełka
wygrzebał się z tego...  zamilkł. Przez chwilę jeszcze tarł policzek,
potem
zakrył twarz dłońmi i pogrążył się w myślach.
Przypomniał sobie chwilę, kiedy Cegiełka wybiegł za nim z szopy. Widział
dokładnie szeroką aleję parku Skaryszewskiego i siebie idącego tą pustą aleją,
pogrążonego w bezsilnym żalu. A potem ujrzał Cegiełkę, jak biegł za nim kuśty-
kając na sztywnej nodze. I nagle wyłoniła się jego chuda twarz i oczy, które pa-
trzyły trochę wyzywająco i trochę nieufnie, a jednak ciepło i przyjaznie. Oto cały
Cegiełka, chłopiec, który bezinteresownie i nieoczekiwanie ofiarował mu swoją
przyjazń. Ogarnął go ogromny żal.
Gdzieś w głębi korytarza skrzypnęły cicho drzwi, odezwały się czyjeś kroki.
Podniósł głowę. Daleko, jakby w białym tunelu, zobaczył lekarza. Szedł w ich
stronę zmęczonym krokiem. W oślepiającej bieli błyskały szkła okularów.
82
Julek wstał, ruszył na jego spotkanie.
 Panie doktorze, co z nim?  zapytał dławiąc się własnym głosem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • girl1.opx.pl
  •