[ Pobierz całość w formacie PDF ]
neczny w Salzburgu. Pod koniec sierpnia odwiozła mnie na lotnisko i obiecali-
śmy sobie, że będziemy pisać. Kilka miesięcy pózniej dostałem list, że wychodzi
za mąż za miłego sprzedawcę komputerów w Charlottesville w Wirginii i gdybym
był kiedyś w tamtych stronach. . .
Ojciec wyjechał po mnie na lotnisko i gdy tylko wsiedliśmy do samocho-
du, powiedział, że matka ma białaczkę. Stanęła mi przed oczami ostatnia wizyta
u niej. Biały szpitalny pokój białe zasłony, pościel, krzesła. Pośrodku łóżka
sterczała z tego morza bieli jej mała ruda głowa. Nie kręciła już nią jak koliber
i miała krótko obcięte włosy, a ponieważ była pod wpływem środków uspokaja-
jących, upłynęło kilka minut, zanim mnie poznała.
Mamo? To ja, Joe. Jestem tu, mamo. To ja, J o e.
Joe? Joe. Joe! Joe i Ross! Gdzie są moi chłopcy?
Nie była rozczarowana, gdy powiedzieliśmy, że Ross nie przyszedł. Przełknęła
to tak, jak przełykała każdą łyżkę bezbarwnej zupy czy duszonego szpinaku ze
swojego talerza.
Pojechałem prosto do szpitala. Nie zmieniła się wcale, poza tym, że schudła
na twarzy. Jej rysy i niezdrowy kolor skóry przywodziły na myśl bardzo stary list
napisany fioletowym atramentem na bardzo cienkim, szarym papierze. Zapytała,
gdzie byłem; gdy powiedziałem, że w Europie, zagapiła się na jakiś czas w ścia-
nę, jakby próbowała sobie przypomnieć, co to jest Europa. Umarła przed Bożym
Narodzeniem.
1
Bohaterka Wielkich nadziei K. Dickensa, porzucona przez narzeczonego w dniu ślubu, nosi
przez resztę życia ślubną suknię (wszystkie przypisy pochodzą od tłumaczki).
25
Po pogrzebie zrobiliśmy sobie z ojcem tydzień urlopu, by polecieć w upał,
kolory i świeżość Wysp Dziewiczych. Przesiadywaliśmy na plaży, pływaliśmy
i odbywaliśmy długie, przyprawiające o zadyszkę spacery po górach. Co wieczór
piękno zachodu słońca sprawiało, że czuliśmy się smutni, puści i dzielni. Zgo-
dziliśmy się co do tego. Piliśmy ciemny rum i rozmawialiśmy do drugiej, trzeciej
w nocy. Powiedziałem mu, że po skończeniu studiów chcę zamieszkać w Europie.
Wydrukowano mi dwa kolejne opowiadania i podniecała mnie myśl, że być może
mam zadatki na prawdziwego pisarza. Teraz zdaję sobie sprawę, że ojciec chciał,
abym jakiś czas z nim został. Powiedział jednak, że Europa to dobry pomysł.
Ostatni semestr college u wypełniła mi niejaka Olivia Lofting. Po raz pierw-
szy w życiu naprawdę się zakochałem i był okres, że potrzebowałem Olivii jak
powietrza. Ona mnie lubiła, ponieważ miałem pieniądze i cieszyłem się presti-
żem na uczelni, ale wciąż mi przypominała, że jej serce należy do chłopaka, który
skończył studia przed rokiem i odbywa służbę wojskową. Robiłem, co mogłem,
aby ją zdobyć, lecz pozostała mu wierna, mimo że sypialiśmy ze sobą już od trze-
ciej randki.
W maju chłopak Olivii przyjechał do domu na urlop. Pewnego popołudnia
zobaczyłem ich razem w centrum studenckim. Byli tak ewidentnie zafascynowa-
ni sobą i tak ewidentnie zmęczeni długą sesją miłosną, że poszedłem prosto do
łazienki i przesiedziałem godzinę na klozecie z twarzą w dłoniach.
Zadzwoniła do mnie po jego wyjezdzie, ale nie miałem siły się z nią zobaczyć.
Co dziwne, moja odmowa na nowo obudziła jej zainteresowanie i przez tych kil-
ka tygodni, jakie zostały do końca roku akademickiego, prowadziliśmy jedną nie
kończącą się rozmowę telefoniczną za drugą. Podczas ostatniej zażądała, abyśmy
się spotkali. Zapytałem, czy jest sadystką. Odparła, śmiejąc się rozkosznie, że
pewnie tak. Resztkami silnej woli odmówiłem, ale jakże byłem na siebie wście-
kły, gdy po odłożeniu słuchawki zdałem sobie sprawę, jak niepotrzebnie puste
będzie tej nocy moje łóżko.
Mimo że wciąż myślałem o Wiedniu, poleciałem najpierw do Londynu i przez
całe lato wypróbowywałem różne miasta Monachium, Kopenhagę, Medio-
lan by wreszcie uświadomić sobie, że istnieje dla mnie tylko jedno miejsce.
Jak na ironię, przyjechałem tuż przed premierą niemieckiej wersji Głosu na-
szego cienia w Theater an der Josefstädt. Zapewne sÄ…dzÄ…c, iż wyÅ›wiadcza mi
uprzejmość, Phil Westberg powiedział Austriakom, że jestem w mieście, więc
przez miesiąc czy dwa byłem królową balu. I znów musiałem wyjaśniać, tym ra-
zem auf deutsch, jaki naprawdę był mój wkład w całe to przedsięwzięcie.
Na szczęście sztuka nie przypadła wiedeńskim krytykom do gustu; po miesią-
cu zwinęła manatki i wróciła do Ameryki. Oznaczało to również koniec hałasu
wokół mojej osoby i od tej pory żyłem w błogiej anonimowości. Dobrą stroną
przesunięcia się Cienia po Wiedniu było to, że poznałem wielu ważnych ludzi,
którzy - znowu sądząc, że jestem autorem sztuki i wiedząc, że chcę osiąść
26
w mieście na stałe, zaczęli zamawiać u mnie teksty. Honoraria za te zamówienia
były zazwyczaj bardzo marne, ale wciąż nawiązywałem nowe kontakty. Kiedy
International Herald Tribune robił dodatek o Austrii, dzięki protekcji pewnego
znajomego wydrukowano mi artykulik na temat Letniego Festiwalu w Bregencji.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]