[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Wcale nie odpoczywasz - zauważyłam.
Przeciągał walkę ze swą skłonnością do schizofrenii, walkę przegraną.
- Mam zamiar pobić Brimmera - oznajmił po chwili. - I zajmę się tą sprawą osobiście.
- A nie mógłby się pan kimś wyręczyć, za pieniądze? - spytał Brimmer.
Dałam mu znak, żeby był cicho.
- Sam załatwiam swoje brudne porachunki - odpowiedział Stahr. - Mam zamiar zbić
pana na kwaśne jabłko i wsadzić do pociągu.
Wstał i podszedł do nas. Objęłam go mocno, podtrzymując.
- Proszę cię, przestań! - powiedziałam. - Och, jak brzydko się zachowujesz!
- Ten człowiek wywiera jakiś wpływ na ciebie - odparł ponuro. - Wywiera wpływ na
was wszystkich, młodych. Nie wiecie, co robicie.
- Proszę, niech pan idzie - powiedziałam do Brimmera.
Stahr miał na sobie garnitur z jakiegoś śliskiego materiału - wysunął się nagle z moich
ramion i podszedł do Brimmera. Brimmer cofnął się poza stół. Dziwny wyraz zjawił się na
jego twarzy, pózniej pomyślałam sobie, że wyglądał, jakby mówił:  Więc tak to jest? Ten
wątły, chorowity facet trzyma na swoich barkach całą tę maszynę?
A potem Stahr podszedł jeszcze bliżej i podniósł ręce. Wydawało mi się, że Brimmer
zatrzymał go na chwilę wyciągniętym ramieniem - odwróciłam wzrok, nie mogłam na to
patrzeć.
Gdy znów spojrzałam, Stahra nie było, zniknął. Brimmer stał i patrzał na jego ciało
rozciągnięte pod stołem.
- Proszę, niech pan idzie do domu - powiedziałam do niego.
- Dobrze - lecz nie ruszał się i gdy obeszłam stół dokoła, wciąż spoglądał w dół na
Stahra. - Zawsze chciałem trafić dziesięć milionów dolarów. Nie miałem pojęcia, że to będzie
tak wyglądać.
Stahr leżał bez ruchu.
- Błagam, niech pan idzie!
- Bardzo mi przykro... Czy mogę pomóc?...
- Nie. Proszę, niech pan idzie. Ja wiem.
Spojrzał jeszcze raz, nieco przerażony faktem, że w ułamku sekundy załatwił Stahra
aż na tak długo. Potem odszedł szybkim krokiem przez trawnik, a ja uklękłam i zaczęłam
potrząsać Stahrem. Przebudził się po chwili. Drgnął gwałtownie i skoczył na równe nogi.
- Gdzie on jest? - krzyknął.
- Kto? - spytałam niewinnie.
- Ten Amerykanin? Dlaczego, do diabła, wyszłaś za niego, ty idiotko?
- Monroe, jego już nie ma. A ja za nikogo nie wyszłam.
Pchnęłam go na krzesło.
- Nie ma go tu już od pół godziny - skłamałam.
Piłeczki pingpongowe leżały rozrzucone na trawie jak konstelacja gwiazd.
Przekręciłam kran zwilżacza i wróciłam z mokrą chusteczką, lecz Stahr nie miał guza na
czole, musiał dostać w głowę z boku. Schował się za drzewami i zwymiotował, usłyszałam,
jak kopnięciem zasypał to ziemią. Potem już wyglądał całkiem dobrze, lecz nie chciał wejść
do domu, zanim nie przyniosę mu wody do przepłukania ust; sprzątnęłam butelkę whisky i
przyniosłam płyn do zębów. %7łałosna próba upicia się była skończona. Bawiłam się nieraz w
towarzystwie studentów z pierwszego roku, którzy nie umieli ani pić, ani bawić się, lecz Stahr
prześcignął ich wszystkich. Spotkało go wiele złych rzeczy, ale to był już szczyt wszystkiego.
Weszliśmy do domu; kucharka powiedziała, że ojciec jest na werandzie z panem
Marcusem i Fleishackerem, więc zostaliśmy w  skórzanym salonie . Nie mogliśmy się
nigdzie usadowić wygodnie, wszystkie meble były śliskie, w końcu ja wylądowałam na
futrzanym dywanie, a Stahr obok mnie, na podnóżku.
- Czy uderzyłem go? - spytał.
- O, tak - odpowiedziałam. - I to porządnie.
- Nie wierzę. - Po chwili dodał: - Nie chciałem go uderzyć. Chciałem go tylko stąd
przepędzić. Przypuszczam, że oddał mi ze strachu.
Niech sobie tak myśli, mnie to nie przeszkadzało.
- Czy masz mu to za złe?
- Nie - odparł. - Upiłem się. - Rozejrzał się dokoła. - Nigdy tu jeszcze nie byłem, kto
projektował ten pokój? Ktoś z wytwórni? No cóż, muszę już iść - powiedział w swój zwykły,
uprzejmy sposób. - Czy nie miałabyś ochoty pojechać na rancho Douga Fairbanksa na dwa
dni? - spytał mnie. - Wiem, że powita cię z radością.
I tak zaczęły się te dwa tygodnie, w czasie których wszędzie bywaliśmy razem.
Louelli wystarczył jeden tydzień, żeby nas pożenić.
(Rękopis urywa się w tym miejscu. Poniższe jest streszczeniem reszty powieści
sporządzonym na podstawie szkiców i notatek Fitzgeralda i wypowiedzi osób, z którymi
omawiał swoje dzieło).
Wkrótce po spotkaniu z Brimmerem Stahr udaje się na Wschód. Pracownikom
wytwórni zagraża obniżka uposażeń i Stahr wybiera się na spotkanie z akcjonariuszami -
prawdopodobnie zamierzał namówić ich do ograniczenia kosztów produkcji w inny sposób.
Stahr i Brady od dawna już wchodzą sobie w drogę, ich walka o władzę w krótkim czasie
osiągnie moment kulminacyjny.
Nie wiadomo, czy wyprawa na Wschód przyniosła jakiś wynik, lecz niezależnie od
interesów wytwórni Stahr po raz pierwszy w życiu jedzie do Waszyngtonu, by poznać to
miasto. Wyprawa ta jest powtórzeniem motywu wprowadzonego w pierwszym rozdziale
powieści: Hollywood w osobach swych filmowców odwiedza dom prezydenta Jacksona, lecz
nie dostaje się do wnętrza rezydencji ani nawet nie ogląda jej z zewnątrz - oto stosunek filmu
do amerykańskich ideałów i tradycji.
Jest środek lata, w Waszyngtonie panuje upał i zaduch, Stahr zaatakowany letnią
grypą wędruje po ulicach w gorączce, zlany potem. Na próżna się cieszył, że pozna to miasto,
wyprawa jego kończy się fiaskiem.
Po wyzdrowieniu wraca do Hollywoodu, dowiaduje się, że Brady wykorzystał jego
nieobecność i zdołał przeprowadzić obniżkę płac o pięćdziesiąt procent. Scenarzystom
zwołanym na zebranie zakomunikował w płaczliwym przemówieniu, że jeśli zgodzą się na
zmniejszenie zarobków, to dyrekcja wytwórni obniży również swoje pensje, a wtedy będzie
można oszczędzić sekretarki i innych gorzej płatnych pracowników. Scenarzyści zgodzili się
na takie wyjście, lecz zostali w rezultacie oszukani, ponieważ Brady - mimo obietnic - obciął
jednak pensje sekretarkom.
Stahr zareagował na to szczerym oburzeniem i doszło do gwałtownej sprzeczki z
Bradym. Stahr, zasadniczo przeciwny związkom zawodowym i głęboko przekonany, że byle
goniec może o własnych siłach zrobić nawet taką, jak on, karierę, reprezentuje staroświecki
model przedsiębiorcy - ceni sobie zadowolenie ludzi, którzy dla niego pracują, i przyjazne z
nimi stosunki.
Pokłócił się również z Wyliem White'em, który okazuje mu otwartą wrogość, choć
przecież Stahr nie był osobiście odpowiedzialny za obniżkę płac. Stahr odnosił się zawsze z
wielką wyrozumiałością do jego picia i różnych dokuczliwych kawałów i jest teraz rozżalony
na pisarza, że nie potrafi odpłacić mu podobną lojalnością. W stosunkach zawodowych Stahr
uznaje tylko taki rodzaj solidarności.
 Dla czerwonych pozostał konserwatystą, dla Wall Street stał się czerwonym . Lecz
poddając się logice wydarzeń Stahr nie oponuje, gdy rodzi się myśl, gorąco poparta przez
Brady'ego, by utworzyć związek zawodowy wewnątrz wytwórni, nad którym panować będzie
przedsiębiorca.
Jeśli chodzi o jego własną pozycję w wytwórni, to już w czasie podróży do
Waszyngtonu postanowił z niej zrezygnować; lecz ambicja nie pozwala mu zrezygnować z
walki o władzę i poddać się przeciwnikowi, chociaż jest chory, nieszczęśliwy i rozgoryczony.
W tym okresie okazuje dużo względów Cecylii. Staje się to tematem jej rozmowy z
ojcem, w której dziewczyna niebacznie wspomina o tym, że Stahr kocha kogoś innego. Brady [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • girl1.opx.pl
  •