[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kiego średniowiecza pozwolić sobie na podwójny żart. Po
pierwsze, opublikował ją pod nazwiskiem Walter Scott,
tak że zachwycona publiczność niemiecka myślała, iż
trzyma w rękach oryginalną powieść sławnego Szkota. Po
drugie, napisał tę książkę z intencją parodystyczną, chcąc,
zwłaszcza dzięki zastosowaniu chwytu przesady, obna-
żyć stylistyczne banały Scotta jako wyraznie kiczowate.
W pewnym momencie do uszu Waltera Scotta dotarła
pogłoska, że ktoś w Niemczech z dużym sukcesem opubli-
kował powieść pod jego nazwiskiem, postanowił więc nie
wnosić skargi do Trybunału Europejskiego, który przecież
wówczas nie istniał, tylko zrobić coś bardziej wyrafino-
wanego: sam przetłumaczył na język angielski tę niemie-
cką powieść, która i tak była jemu przypisana, znacznie
przy tym zmieniając treść, ale sparodiowany styl tylko
w niewielkim stopniu, dzięki czemu dał zachwyconej pub-
liczności brytyjskiej do rąk nowe arcydzieło. Alexis już
niebawem dowiedział się o przywłaszczeniu sobie przez
Scotta książki, dla której potrzeb sam przywłaszczył so-
bie jego nazwisko. Dopiero wiele lat pózniej odbył podróż
po Skandynawii i w pewnej księgarni ujrzał tłumaczenie
swojego Walladmora na język szwedzki, opublikowa-
ne oczywiście pod nazwiskiem Scotta, ale, o ile mógł to
sprawdzić, na podstawie jego własnej niemieckiej wersji.
Alexis napisał pod swoim nazwiskiem jeszcze wiele
powieści historycznych, do których pewne materiały
251
czerpał znowu, posłuszny nie do końca zrozumiałej
logice, ze Scottowskiego rezerwuaru mitów szkockich,
ale chociaż jedna po drugiej stawała się coraz subtel-
niejsza pod względem literackim, czytano je coraz rza-
dziej. Alexis utrzymywał się więc dzięki pośpiesznie
pisanym reportażom z podróży, które najpierw publi-
kował w gazetach, a potem w formie książkowej, i które
jemu, mającemu wciąż nadzieję na pojawienie się libe-
ralnego ludowego króla Prus, ściągnęły na kark cenzurę,
chociaż w ogóle nie rozumiał, dlaczego tak się dzie-
je. Podejrzenia wzbudziło już samo to, że rozglądał się
po świecie. Wszystkie jego projekty czasopiśmiennicze
zakończyły się fiaskiem, z wydawania dziennika Der
Freimütige [Otwarty], który zaÅ‚ożyÅ‚ i jako doÅ›wiadczony,
szybko piszący autor sam prowadził, musiał zrezygno-
wać w 1835 roku, kiedy liczba prenumeratorów spadła
do trzystu pięćdziesięciu. Dopiero rozczarowanie stłu-
mieniem rewolucji 1848 roku pozbawiło Alexisa poli-
tycznych złudzeń. Napisał teraz swój najlepszy utwór,
tym razem również nie jakieś arcydzieło, ale jednak
rzecz godną szacunku, niezasługującą na przechowywa-
nie w grobie, tylko w pamięci historii literatury, Spokój
to pierwszy obowiązek obywatela. Potem uznał, że pora
opuścić Berlin, gdzie po przepędzeniu zbuntowanych
obywateli przez wojsko społeczeństwo się zmilitaryzo-
wało, i przenieść się do Turyngii, a najlepiej do Arnstadt.
Tam kupił dom, z którego zamierzał dostarczać światu
sprawnie pisane artykuły i powieści historyczne, led-
wie go jednak urządził, dostał pierwszego udaru mózgu,
a kilka lat pózniej drugiego.
252
%7łył jeszcze prawie dwadzieścia lat w Arnstadt, z dala
od berlińskich kręgów literackich, nie mógł ani mó-
wić, ani pisać i jako najsławniejszy obywatel miasta był
codziennie w wózku inwalidzkim wożony przez żonę
przez rynek do ogrodu zamkowego i z powrotem. Zdjęcie
z tamtego czasu ukazuje mężczyznę o niegdyś zapewne
wyrazistych i kanciastych rysach twarzy, z opuszczonÄ…
na klatkę piersiową głową, okoloną cienkim wianuszkiem
włosów. To był człowiek, o którym w Arnstadt, kiedy już
przejechał jego wózek inwalidzki, szeptano sobie z głę-
boką czcią, że w lepszych czasach pisał powieści prawie
równające się pod względem znaczenia z niedoścignio-
nym Walladmorem sir Waltera Scotta.
Sir Walter Scott. Przypis do Alexisa
Walter Scott, pod którego nazwiskiem Willibald Alexis
opublikował pierwszą powieść, mającą stanowić parodię
powieści sławnego Szkota, nie miał początkowo odwagi
wydawać swoich dzieł pod własnym nazwiskiem. Ten
szlachetnie urodzony człowiek, pochodzący z jednej
z najstarszych rodzin arystokratycznych Szkocji, chociaż
oczywiście dawno zubożałej i niemającej pod względem
politycznym żadnych wpływów, pokazał swoje ballady
i wierszowane eposy niewielkiej publiczności jeszcze
jako Walter Scott. Kiedy jednak napisał Waverley, pierw-
szą z mnóstwa powieści historycznych, dzięki którym
stworzył oddzielny gatunek literacki, był przekonany, że
publikowanie powieści, kierowanych jak powszechnie
253
wiadomo do mieszczańskiej publiczności czytelniczej,
jest poniżej godności arystokraty. Sukces Waverleya był
tak ogromny, że w stylu tej pierwszej książki, do której
autorstwa się nie przyznał, zaczął publikować jedną po-
wieść po drugiej i pierwsze dwadzieścia siedem z nich
opatrzył anonimowym określeniem napisane przez au-
tora Waverleya . Dopiero pózniej ośmielił się wyjawić
skandaliczny fakt, że oto arystokrata zajął się niegdyś
pospolitą sztuką pisania powieści, wówczas jednak autor
Waverleya był już niesłychanie bogaty i sławny na cały
świat.
Akcja prawie wszystkich jego dzieł rozgrywa się w cza-
sach od XII do XVII wieku, w której to epoce był tak
rozkochany, że w 1812 roku kazał sobie za tantiemy uzy-
skane ze sprzedaży książek zbudować w stylu gotyckim
zamek Abbotsford. Chociaż Scott był wynalazcą gatunku,
nazwanego pózniej przez historyków literatury miesz-
czańską powieścią historyczną , to im więcej jego tomów
wyrzucały maszyny drukarskie dla coraz większego grona
mieszczańskich czytelników, tym bardziej zdecydowanie
wycofywał się on w feudalny, oniryczny świat średnio-
wiecza. Swoją kuriozalną posiadłość wypełnił wiekowymi
i zniszczonymi rupieciami, kupowanymi na jarmarkach
lub w starych zamkach, a niezliczonych wielbicieli z całej
Europy, którzy pielgrzymowali do Abbotsford, przyjmo-
wał nieodmiennie w stroju szkockiego rycerza, który
właśnie rusza w zgiełk bitewny przeciw Anglikom, Sara-
cenom albo innym wrogom starego kraju Galów.
Potajemnie, podobnie jak rozpoczął pisanie powieści,
starał się pomnażać swój stan posiadania. Został cichym
254
wspólnikiem wydawnictwa, które dzięki jego książkom
zarabiało miliony. Jednakże wydawca, z którym zawarł
tę umowę, nie był szlachcicem wedle staroszkockiego
wzorca, lecz mieszczańskim przedsiębiorcą, kiedy więc
stracił na spekulacjach, niehonorowo zniknął, zosta-
wiając Scotta, który pomógł mu zarobić duże pieniądze,
z wielomilionowym długiem. Sir Walter potraktował to
jako sprawę honoru i postanowił spłacić długi, za które
nie ponosił winy, ale gwarantował je swoim dobrym
imieniem, toteż pisał jeszcze więcej powieści.
Co roku było to kilka książek po wieleset stron, tak że
istotnie udało mu się oddać należności prawie wszystkim
wierzycielom. Ponieważ jednak tak bardzo przez całe
lata się przepracowywał, przedwcześnie dostał udaru,
i podobnie jak wywodzący się z warstwy mieszczańskiej
niemiecki adept Scotta Willibald Alexis, który swoje
marzenie, zakup domu w Arnstadt, zdołał urzeczywist-
nić już jako ciężko chory człowiek, również sir Wal-
ter przeżył swoje ostatnie lata w wymarzonym zamku
[ Pobierz całość w formacie PDF ]