[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pogodzonym wzrokiem:
Wszystko będzie dobrze, malutka. Od naszej wczorajszej rozmowy nie przeoczyłem niczego,
co może nam dopomóc do schwytania tej podłej dziewczyny, co mej ukochanej Arice ośmieliła się
wyrządzić krzywdę. Chodz za mną, a przekonasz się, że nim słońce ozłoci niebotyczne wierzchołki
Rocky Mountains, blada dziewczyna, odpowie za wszystkie wyrządzone krzywdy.
I właśnie teraz rozmyślał Ross, kiedy Anita leżała związana pośród zarośli czamizalu
kilka minut zaledwie brakowało, aby zawlókłszy ją do wskazanego przez Arikę mrowiska,
odebrać zapłatę, niespodziewanie zjawiła się na stepie ta przeklęta maszyna z dwoma gentle-
menami, którzy nabawili go tyle strachu, że dotąd jeszcze nie można się uspokoić.
Ochłonąwszy wreszcie z pierwszego wrażenia, Shunklin skierował kroki do miejsca ukry-
cia Anity. Spodziewał się bowiem, że Arika, która pozornie ulotniła się na warkot motoru,
zdążyła już powrócić, aby dokonać zamierzonej zemsty i uiścić zapłatę jemu, Rossowi.
Jakież jednak było jego zdziwienie, kiedy przekonał się, że Ariki nie tylko nie było przy
skrępowanej dziewczynie, ale nie widział jej nigdzie wokół, pomimo uważnego rozglądania
się i nawoływań.
Co to ma znaczyć? pomyślał zaniepokojony, nie tyle zniknięciem samej metyski, ile
tym, że zabrała ze sobą ów upragniony skarb, który miał przed nim otworzyć, nowe, pełne
dostatku, a nawet zbytkowne, życie.
Na tę myśl, że mógł paść ofiarą przebiegłej kobiety, włosy zjeżyły mu się na głowie, a
wkrótce potem szalony gniew, kipiący warem, uderzył do skroni gniew tym większy, bo po-
łączony z uczuciem wstydu, iż tak łatwo pozwolił się wywieść w pole, słabej, pozornie bez-
granicznie naiwnej, dziewczynie... on, Ross Shunklin, stary, doświadczony stepowy wyga,
król trampów, jak nazywano go w całym dorzeczu szerokiej Platy.
Co robić?... co robić?... myślał uparcie, targając się w bezsilnej rozpaczy. Czy ruszyć
na poszukiwanie zwinnej przebiegłej Ariki, która najprawdopodobniej do wieczora przyczaiła
się gdzieś w niedostępnych chaszczach i bezpieczna drwi sobie z jego nieszkodliwych pogró-
żek, czy też dać za wygraną i ruszyć w bezmierny step, prowadzić dalej przeklęta tułaczkę
urodzonego trampa?...
73
Rozważając to wszystko, Ross spojrzał mimo woli na leżąca wśród traw Anitę i nowa ja-
kaś myśl zelektryzowała go w jednej chwili: czy ci dwaj bogaci, jak wnosił, gentlemeni nie
poszukiwali właśnie tej dziewczyny?... Ależ tak, na pewno! odpowiedział sobie po krót-
kim zastanowieniu. Słyszał przecież opowiadanie Anity, że przybyła w te strony na skrzy-
dłach stalowego ptaka, który dotąd spoczywa nad brzegiem rzeki... A zatem kto wie, jaką
nagrodę można by było uzyskać od nich za naprowadzenie na ich ślad poszukiwanej dziew-
czyny i czy nagroda ta nie przewyższałaby wartości owych upragnionych klejnotów Jacka?...
Tego rodzaju myśli opadły go tak niespodziewanie, że zapominając o tym, iż nie kto inny
tylko on właśnie skrępował nieszczęsną dziewczynę, oddając ją w ręce żądnej zemsty Ariki
rzucił się momentalnie, aby biec śladem, niknącego na horyzoncie auta.
Dopędzić go, zawrócić z drogi i odebrać sowitą zapłatę oto były jedyne, naczelne po-
stanowienia, które dodawały mu siły w wytrwałym biegu poprzez rozległe stepowe równie.
Ale kiedy w ten sposób ubiegł kilkaset kroków, stała się rzecz nieoczekiwana. Oto niespo-
dziewanie zaszeleściły pobliskie zarośla łoziny i przed zdumionym Rossem stanęła, jak wyro-
sła spod ziemi, metyska Arika.
Shunklin zatrzymał się w miejscu i niespokojnym spojrzeniem spoczął na dziwnie zmie-
nionej twarzy dziewczyny. Nim jednak zdołał ochłonąć z pierwszego wrażenia, dziewczyna
doskoczyła do niego i wyrwawszy spod chustki długi cowboy ski nóż, jednym pchnięciem
wbiła go w pierś Rossa aż po rękojeść.
Shunklin zachwiał się, wyciągnął ręce w przód, jakby szukając oparcia i brocząc obficie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]