[ Pobierz całość w formacie PDF ]

tym momencie cykl.
Ale ty jesteś młody, synku. Ty wcale nie musisz łowić ryb. Możesz wyjść z tego cyklu, nie
jest jeszcze za pózno.
Jacek jednak nie opuścił tego cyklu. Tak samo zresztą jak on. Bo każdy prędzej lub
pózniej spotka swojego mądrego bosmana od teorii zamkniętego cyklu. Ale mimo to
uwierzy w nią dopiero całe lata pózniej. I wtedy bardzo często jest już za pózno, aby
przerwać ten zamknięty cykl.
89
Jacek zawsze kochał złe kobiety.
Praktykant opuścił jeden rejs, bo złamał nogę. Miał przeczekać na lądzie i gdy noga mu
się zrośnie, pływać tymczasem na pilotówkach wprowadzających statki do portu. A
potem wrócić na trawler i zamustrować być może już nie jako praktykant, ale jako
młodszy rybak. Poznał kobietę Jacka któregoś wieczoru, gdy po pijanemu zadzwonili z
kolegą do agencji towarzyskiej w Zwinoujściu. Taksówką przyjechały dwie dziewczyny.
Pamiętał jej twarz z fotografii przypiętej nad koją Jacka. Pamiętał też wiersze, które
Jacek czasami recytował, gdy się upił. I pamiętał, że Jacek nieraz nawet przy tym płakał.
Bo praktykant  na rybaku jest tak mało ważny, że nie tylko nie ma swojego numeru w
kolejce do zejścia na ląd, ale nawet płaczą w jego obecności starsi rybacy.
Skłamał, że się zle czuje. Obie dziewczyny poszły do łóżka kolegi, który mamrotał coś po
pijanemu. Dopił swój kieliszek wódki, zostawił swoją część zapłaty i wyszedł.
- Bos, ona mnie zostawi... Bos!!!
Wyszli w morze z Halifaxu tuż po trzeciej nad ranem. Po sześciu godzinach i piętnastu
minutach postoju.
Obudził się około ósmej. Odkąd Jacka po tym wypadku zdjął z pokładu helikopter
kanadyjskiej straży przybrzeżnej i przewiózł do szpitala w Halifaksie, był sam w kabinie.
Wstał, wziął swój koc, koc z koi Jacka, włożył ciepłe granatowo-zielone skarpety, które
zrobiła na drutach Alicja, wsunął do kieszeni paczkę papierosów i poszedł na dziób. Było
jasne, że nie dotrą na łowiska i nie rzucą sieci przed południem.
Usiadł na pokładzie za windą kotwiczną, osłaniającą go od wiatru. W tym miejscu nie
mogli go widzieć z mostku. Spojrzał na horyzont. Kompletna szarość. Zapalił papierosa.
Ocean był czarnosiwy, połyskiwał martwym metalem, jak rtęć. Nad nim wisiał
gigantyczny klosz z chmur. Było mroczno i ciemno. Wszystkie odcienie szarości. Wiatr
namawiał do samobójstwa. Jedynie silnik przeszkadzał. Bywają takie momenty,
najczęściej po sztormie i najczęściej na Atlantyku, przy martwej fali. Po południu. Klosz
chmur odgradza słońce. Szarość wody niezauważalnie przechodzi w szarość powietrza.
Gdyby wychylić się przez burtę, oderwać ręce od relingu, poddać się opadaniu i
wznoszeniu na martwej fali i nie słyszeć silnika, to można mieć w tej szarości uczucie
nieważkości. Tak jak gdyby czas się zatrzymał i przestrzeń nie miała punktu odniesienia.
Wielu wychodzi w tę pustkę przez burtę i zatapia się w tej szarości. Robią to szczególnie
chętnie, gdy ból życia zabija radość życia. Niby mimochodem, bo to przecież porażka dla
rybaka, tak odchodzić, wychylają się trochę za bardzo i z pluskiem wpadają w tę szarość.
Na zawsze. Nie nazwano jeszcze tego fenomenu ani tego stanu ludzkiego ducha, gdy po
martwej fali przychodzi szarość. Nie nazwano tego ani w psychologii, ani przy wódce w
kabinach na statku. Pewnie dlatego, że mało naukowców jest rybakami. Dopiero potem,
wieczorem, przy kolacji w mesie zauważa się, że kogoś brakuje. Nawet nie wiadomo,
gdzie szukać. Dlatego przeważnie nie zawraca się, zapisuje tylko w dzienniku
90
pokładowym, że  liczebny stan załogi zmniejszył się i wysyła fax do armatora z prośbą o
powiadomienie rodziny.
Czasami też myślał o samobójstwie. Ale nie zrobiłby tego, wychodząc tak po prostu za
burtę. Może przy Kapsztadzie, Mauretanii lub Wyspach Kanaryjskich. Ale nie tutaj. Przy
Fundlandii. Tutaj bardzo zasolona woda ma najczęściej temperaturę poniżej zera stopni,
a on po prostu nie znosi zimna. Alicja budziła się w nocy i okrywała go szczelnie kołdrą,
żeby nie było mu zimno. Czasami wyrywało go to ze snu, otwierał oczy, przytulał ją i
całował. A potem brał w dłonie jej zawsze zimne stopy. I tak często zasypiali. Bo bardzo
dbali, aby żadnemu z nich nie było zimno. Ani w łóżku, ani w sercu. Więc on z pewnością
nie wychyli się za bardzo nad zimną wodą przy Fundlandii. Jeśli już umierać, to gdy jest
przyjemnie i w ogóle tak, jak się to lubi najbardziej. Przecież to byłoby ostatnie
wspomnienie.
Myślał o samobójstwie głównie wtedy, gdy wracali na ląd. Wszyscy czekali uroczyście
podnieceni, palili papierosy jeden po drugim, golili się drugi albo trzeci raz w ciągu
ostatnich dwóch godzin, sprawdzali, czy prezenty zapakowane, choć były zapakowane i
leżały równo ułożone w szafkach już od wejścia na Bałtyk w cieśninach duńskich - a
jemu było przykro, że ten rejs się kończy.
Cztery lata temu też golił się dwa razy w ciągu dwóch godzin. I także dotykał prezentów
od dawna zapakowanych. I żuł cztery gumy, aby Alicja nie wyczula przy pocałunku, że pil
z Jackiem wódkę po śniadaniu. Przybili do kei, a jej nie było. Po tumulcie powitania
wszyscy się rozjechali, a jej nie było. Zadzwonił do jej matki do Poznania. Nikt nie
odbierał. Po sześciu godzinach taksówką przyjechał jej brat.
Pożyczyła od niego samochód. Chciała zrobić miłą niespodziankę i ze Zwinoujścia
zabrać go samochodem i pojechać prosto do Gdańska, aby przedstawić go ojcu. Mieli
wziąć ślub w Gdańsku. Pod Pilą ciężarówka z przyczepą, nie chcąc wjechać na
nieoświetlony wóz z pijanym woznicą, zaczęła gwałtownie hamować. Przyczepa stanęła
w poprzek drogi, ale zanim się zatrzymała, zepchnęła skodę Alicji na wiadukt. Policjanci
mówili, że zgniecione było wszystko, nawet obie tablice rejestracyjne, więc na pewno nie
cierpiała.
Znali się pięć lat, zanim poprosił ją o rękę. Zamieszkali ze sobą w Poznaniu już po roku.
Miesiąc po tym, jak zobaczył ją pierwszy raz nagą. Zabrała go na wystawę Warhola do
Warszawy. Wynajęli pokój w hotelu. Zupełnie po ciemku weszła do łazienki, a gdy
wróciła, on szukał zegarka, chcąc sprawdzić, która jest godzina, i zapalił lampkę na
stoliku. Stała przed nim zaczerwieniona ze wstydu, a on, nie mogąc ukryć zażenowania,
spuścił głowę i nie patrzył. Od tego wieczoru tak naprawdę czuł, że jest jego kobietą.
Nikt nie potrafił czekać tak jak ona. Nikt. On wypływał na miesiące, a ona czekała.
Zrywali kartki z kalendarza razem. Umówili się, co do godziny. Ona wieczorem w sypialni
91 [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • girl1.opx.pl
  •