[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Podczas gdy panowie będziecie czytali - mówi - ja na minut
kilkanaście wyjdę. Chcę przyjąć udział w małej uroczystości,
która się przygotowywa na poczcie. Miasto nasze spotyka dziś
szczęście: za chwilę zatrzyma się w nim na krótko, w przejezdzie
na Litwę, wielki poeta polski. Pragnę zobaczyć go, pokłonić mu
się - wraz z innymi ofiarować mu kwiaty.
Sprężycki na wspomnienie "poety", "wielkiego poety" - drgnął.
Wiktor Gomulicki
Wspomnienia niebieskiego mundurka 153
Wiadomość, że przez miasteczko przejeżdżać ma prawdziwy
poeta, wydała mu się nadzwyczajną, niby wieść o zstąpieniu na
ziemię Jowisza, Saturna lub innego z bogów mitologicznych...
Nie mógł powstrzymać się od zapytania:
- Który to poeta, panie profesorze?
Pytanie jemu samemu wydawało się dziwne. Wyobrażał sobie,
nie wiadomo dlaczego, że wszyscy poeci należą do przeszłości, że
o każdym, w książkach wymienianym, mówić trzeba w czasie
przeszłym: %7łył... umarł... napisał to i to... Nigdy zaś: %7łyje...
mieszka tu i tu... pisze lub pisać zamierza to i owo...
Profesor rzucił nazwisko:
- Syrokomla ...
Spostrzegł, że samo nazwisko wrażenia na uczniach nie czyni,
dodał więc jeszcze:
- Autor Margiera, Dęboroga i prześlicznych Gawęd. W zeszłym
miesiącu czytałem panom wyjątki Dęboroga. Czy pamiętacie?
- Pamiętamy... pamiętamy!... - ozwały się tu i ówdzie cieńsze i
grubsze głosy. Najgłośniej przytwierdzał Sprężycki, przed którego
oczyma przesunęły się w tej chwili barwne obrazy z Szkolnych
czasów Dęboroga.
Profesor tymczasem, nakładając palto, mówi jeszcze:
- Proszę panów, abyście sprawiali się cicho i przyzwoicie. Nie
chciałbym, żeby się inni o mej nieobecności dowiedzieli. Czy
Wiktor Gomulicki
Wspomnienia niebieskiego mundurka 154
mogę liczyć na panów? Możecie mi dać słowo?
- Słowo honoru!... Słowo uczciwości!... Słowo szlacheckie!... -
brzmią na wszystkie strony uroczyste, pełne głębokiego przejęcia
się zapewnienia.
Profesor Chabrowski wychodzi na palcach, drzwi za sobą
ostrożnie zamykając...
Sprężycki zabiera się natychmiast do czytania. Inni słuchają w
skupieniu ducha. Cisza taka, jakiej nie bywa nawet podczas
urzędowych przemówień inspektora.
Sprężycki czyta opis grzybobrania. Czyta głosem niezbyt silnym,
ale z doskonałym zrozumieniem rzeczy. %7ładen obraz ani żadna
myśl poety nie giną w jego wyrazistej dykcji. Zwietnego opisu ze
szczególnym zajęciem słuchają chłopcy ze wsi. Nikt lepiej od nich
nie zna tych przeróżnego kształtu i przeróżnej nazwy grzybów, o
których mówi poeta. Czasem który z nich poruszy się
niecierpliwie, zaniepokojony jakimś wierszem, jakby chciał
powiedzieć:
"Ależ nie tak, nie tak!... U nas, na Mazowszu, ten gatunek
nazywa się inaczej".
Uwagę swą jednak zatrzymuje w myśli i słucha dalej, milczenia
ogólnego nie przerywając.
Sprężycki zmęczył się - oddaje książkę Kucharzewskiemu.
Olbrzym przewrócił kilkanaście kartek - czyta opis bitwy w
zaścianku dobrzyńskim. W jego czytaniu obraz utarczki szlachty
z jegrami wychodzi nadzwyczaj plastycznie. Wśród słuchaczów
zajęcie, wywołane poematem, bardziej jeszcze wzrasta.
Wiktor Gomulicki
Wspomnienia niebieskiego mundurka 155
Nawet najtępsi, na wszystko obojętni "piłkarze" i "przeżuwacze" z
ostatnich ławek nadstawiają uszu, żeby coś pochwycić i
zrozumieć. Gdy im się to nie udaje, zwieszają głowy i drzemią.
Upłynęło w ten sposób mniej więcej pół godziny.
Sprężycki, któremu myśl o przejeżdżającym poecie spokoju nie
daje, kręci się, oknem wygląda, namyśla się widocznie, co
uczynić. Wreszcie wstaje, bierze czapkę i szepnąwszy coś swemu
sąsiadowi po cichu z klasy wychodzi.
Znalazłszy się w korytarzu ciska badawcze spojrzenie w prawo i
lewo. Nie dostrzegł nikogo - chyłkiem wymyka się na ulicę.
Zamiar jego jest już wyraznie określony: postanowił za wszelką
cenę - zobaczyć Syrokomlę.
Na pocztę nie idzie, do czego ma kilka ważnych powodów.
Najpierw, boi się zostać dostrzeżonym przez Chabrowskiego. Po
wtóre, jest pewny, że go tam w licznym zgromadzeniu
miasteczkowych dygnitarzy przed oblicze poety nie dopuszczą.
Wreszcie obliczył, że uroczystość jest bliska końca, mógłby więc
łatwo spóznić się na nią.
Ostatecznie, przebywszy most benedyktyński i znalazłszy się na
tak zwanym "trakcie petersburskim", nie skręca w lewo, w stronę
poczty, lecz w prawo, gdzie ów trakt biegnie do Różana,
Ostrołęki, Aomży itd.
Wie, że dążący na Litwę poeta tędy koniecznie musi przejeżdżać.
Gdy Sprężycki wynajdzie dla siebie spokojny punkt obserwacyjny,
będzie mógł przypatrzeć mu się do woli.
Wiktor Gomulicki
Wspomnienia niebieskiego mundurka 156
Minął Karczmę Zieloną, już na krańcach miasta stojącą, skręcił w
stronę cmentarza świętokrzyskiego, mimo którego biegła szosa.
Dzień był jesienny, szary, posępny. Zaczął mżyć drobny deszczyk.
Droga opustoszała; długie wstęgi lasów, zamykające horyzont,
obciągały się mgłą niebieską.
Sprężycki stanął pod drzewem przydrożnym; oczy wytężył w
stronę miasta. Z bijącym sercem, z głową pełną myśli - czeka.
Mijają sekundy, minuty, kwadranse; deszcz mży coraz gęściejszy;
lasów za mgłą nie widać, szosa, jak okiem sięgnąć, puściuteńka...
Chłopczynę, skulonego pod drzewem i jakby zgubionego wśród
wielkich, płaskich bezludnych przestrzeni, ogarnia z wolna
smutek. Zaczyna też mu i chłód dokuczać. Wybiegł ze szkoły w
samym mundurku, a tu wiatr pociąga zimny, deszcz zacina jakby
lodowymi igiełkami...
Aby dodać sobie energii, podniecić się zapałem, powtarza
półgłosem wiersze - wiersze Syrokomli.
Gdzie wy, jasne dni moje, moje szkolne czasy,
Kiedy serce dziecinne z wiarą i otuchą
Do grona towarzyszów i do murów klasy
Przylgło, przyrosło na głucho?
Gdzie wy, drobne a wzniosłe mojej pychy cele,
By zrównać i prześcignąć najpierwszych w nauce?
Gdzie owo wśród igraszek serdeczne wesele,
Kiedy piłkę wysoko, wysoko podrzucę?
Kiedy w gronie swawolnym po równinach lecę,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]