[ Pobierz całość w formacie PDF ]
niach pozostały tylko ślady na ziemi, niemal tak samo nietrwałe, jak rysunki, które
przed kilkoma godzinami kreślił patykiem Wilk.
105
I, tak jak tamte, szybko ulegną zatarciu. Na skutek działania wiatru, deszczu,
mrozu i śniegu wkrótce nie będzie tu śladu po ludzkiej osadzie. Powoli powrócą
drzewa, las porośnie ten odizolowany przyczółek ludzkości, odbierze sobie zie-
mie, które niegdyś do niego należały.
Konrad spojrzał na puste miejsce, w którym stała kiedyś gospoda z przylega-
jącą do niej oborą. Wydało mu się, że wraz z budynkami, w których spędził tyle
czasu, wymazane zostało całe jego dotychczasowe życie.
I wcale go to nie martwiło.
Odchodził z wioski, by zacząć nowe życie. Przedtem nie żył, lecz wegetował.
Teraz wraz z wioską zniknęła również jego przeszłość i rzeczywiście rozpo-
czynał życie od nowa.
Z dworu pozostało tyle samo, co z wioski, czyli niewiele. Miejsce po nim
upamiętniały zwęglone drzazgi wystające z ziemi, zupełnie jakby ktoś zaznaczył
nimi zarysy murów i budynków wznoszących się niegdyś w ich obrębie.
Opowiedz mi jeszcze raz powiedział Wilk.
Dziedzic, który mieszkał we dworze, nazywał się Wilhelm Kastring. Jego
córka miała na imię Elyssa. W starej piwnicy znalazła łuk i kołczan ze strzałami.
Podarowała mi je w dowód wdzięczności za ocalenie z łap zwierzołaka. Auk się
złamał, zużyłem wszystkie strzały i został mi tylko kołczan. A co, panie?
Zamiast odpowiedzieć, Wilk wyciągnął rękę. Konrad podał mu kołczan i Wilk
obejrzał go bardzo uważnie: dziwna tekstura skóry, złoty herb przedstawiający
pięść w kolczej rękawicy i dwie skrzyżowane strzały.
Prawdę mówisz? spytał.
Tak.
Wilk rzucił kołczan na ziemię i ten, upadając, wzbił pokrywające ją warstwy
popiołu. Stali w miejscu, gdzie znajdowały się kiedyś drzwi wejściowe do dworu.
W tym samym miejscu stał niedawno Czaszkolicy, w tym miejscu czarna strzała
przeszyła mu serce, w tym miejscu, z niemal takim samym zainteresowaniem jak
Wilk, Konrad oglądał złoty symbol.
Chłopak schylił się po kołczan.
Zostaw! warknął rozkazująco Wilk. Stąd pochodzi, niech tu zostanie.
Konrad zamarł.
Ale. . . zaczął.
Wilk machnął niecierpliwie ręką.
Chłopska broń prychnął.
Konrad patrzył na szary teraz od popiołu kołczan. Był jego jedyną pamiątką po
Elyssie. Ale dopóki ma dziewczynę w pamięci, niepotrzebne mu żadne pamiątki
po niej, zadecydował. Dopóki ją pamięta, ona żyje.
Tak jak ocalał most na rzece, ocalał również most zwodzony nad fosą. Kiedy
przez niego przejeżdżali, kierując się ku wsi, Konradowi coś się przypomniało.
Jeszcze jedno, panie powiedział.
106
Co?
W przeddzień napaści, w wiosce zjawił się jakiś obcy. Rycerz w zbroi
z brązu.
Wilk zatrzymał konia, obrócił go i spojrzał na Konrada. Nic nie mówił, czekał
na dalszy ciąg.
Przejechał o świcie przez wioskę i wszystko jakby na ten czas ucichło.
Trudno to teraz wyjaśnić. Chyba tylko ja i Elyssa go widzieliśmy, chociaż świad-
ków powinno być o wiele więcej. Kiedy był w wiosce, czas jakby się zatrzymał.
Co zrobił?
Nic. Dojechał gościńcem, który tu był, aż tutaj, do dworu, a potem zawrócił
konia i odjechał.
Czy koń też miał na sobie brązową zbroję?
Tak.
Pancerz najeżony kolcami w każdym punkcie zgięcia w łokciach, w ko-
lanach, na kłykciach?
Tak.
Dwa szpikulce na hełmie jezdzca i takie same na hełmie konia?
Tak.
Jego ekwipunku nie zdobił żaden herb, żadne symbole, nic, po czym można
by go było zidentyfikować?
Nic.
Wilk zacisnął dłonie na cuglach i zamilkł.
Kto to był? spytał Konrad.
Wilk rozejrzał się dookoła, spojrzał na niebo, spojrzał na ziemię, i w końcu,
kiedy wyczerpał już wszystkie kierunki, w jakie można było spojrzeć, mruknął:
Mój brat. Jest moim blizniakiem. . . to znaczy, był. . .
Konradowi przypomniało się, jak Elyssa porównała brązowego rycerza do du-
cha.
Nie żyje? spytał.
Gorzej burknął Wilk. Patrzył na Konrada, ale chyba go nie widział,
myślami był w jakimś innym miejscu, innym czasie.
Konrad się nie odzywał. Jeśli Wilk ma coś do dodania, sam to powie.
W końcu Wilk pogładził konia po szyi i powiedział:
Północ też ma blizniaka, kruczoczarnego ogiera. Kiedy osiągnęliśmy z bra-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]