[ Pobierz całość w formacie PDF ]

autobus ma zacząć kursować dopiero po świętach. Miałyśmy okropną podróż.
To cud, że w ogóle udało nam się tu dotrzeć.
- Chyba nie potrzebujemy lepszego argumentu, że tata nie może dłużej
mieszkać sam na ranczu. To dziura zabita dechami! - stwierdziła Stella tonem
nieznoszącym sprzeciwu.
Bryce nalał sobie kubek kawy i usiadł przy stole.
- Nie jestem taka pewna, czy przenosiny taty do części mieszkalnej na
parterze to jednak nie twoja sprawka - drążyła Stella, wbijając w niego
podejrzliwe spojrzenie. - Bardzo sprytne posunięcie. Dzięki temu masz
swobodny dostęp do Gillian. Założę się, że próbujesz dostać ją znowu w swoje
pazury i urobić przeciwko nam...
- Cisza, dziewczyny! - zagrzmiał od drzwi tubalny głos. Do kuchni wszedł
ojciec i spojrzał spod zmarszczonych brwi na swoją kłótliwą gromadkę.
- Wesołych świąt, tato! - zapiszczały Stella i Rose, po czym rzuciły się
ojcu na szyję z takim entuzjazmem, że aż się zachwiał.
- Oczom nie wierzę! - Roześmiał się John, kiedy wreszcie udało mu się
uwolnić z uścisku córek. - Co za niespodzianka! I to w taką pogodę. Zazwyczaj
nie mogę się doprosić, żebyście wpadły, nawet kiedy warunki są idealne.
Bryce uśmiechnął się pod nosem. John był w dobrej formie. To jasne, że
kochał swoje córki, ale wyraznie nie do końca im ufał. Ciekawe, w jaki sposób
Stella i Rose miały zamiar przekonać starego, szczwanego lisa, że zdziecinniał i
wymaga stałej opieki, najlepiej w domu starców.
- 69 -
S
R
- Pomyślałyśmy, że miło będzie spędzić święta w rodzinnym gronie -
oznajmiła Stella z godnością, a Rose posłała ojcu spojrzenie zranionej łani.
- Cieszę się, że was widzę - powiedział John ciepło. - Już nie pamiętam,
kiedy ostatnio obchodziliśmy wspólnie Boże Narodzenie. Ale zanim zaczniemy
się bawić, muszę omówić pewną rzecz z Bryce'em i z Gillian. Mam ważną
decyzję do podjęcia i zrobię to sam, bez waszej pomocy.
W kuchni zrobiło się zupełnie cicho. John odchrząknął i mówił dalej,
zwracając się do swoich starszych córek:
- Uważacie, że jestem za stary, żeby mieszkać tu sam, ale żadna z was
nigdy nie ukrywała, że nie chce mieć nic wspólnego z ranczem. Dlatego
zdecydowałem, że przekażę je Gillian i Bryce'owi.
ROZDZIAA JEDENASTY
- My tobie też życzymy wszystkiego najlepszego, tato! - wycedziła Stella.
Rose ukryła twarz w dłoniach.
- Nie, nie. To nie może być prawda.
Stella wycelowała kościsty palec w pierś Gillian.
- Pięknie, siostrzyczko! Zawsze byłaś oczkiem w głowie tatusia. Założę
się, że od dawna to planowałaś. Prawdopodobnie od chwili, kiedy się związałaś
z tym... poszukiwaczem złota!
- Właśnie - zawtórowała jej Rose. - Przecież ci mówiłam, że to błąd
mieszać go do naszych spraw!
- No i co z tego, że mówiłaś? - warknęła Stella. - Ojciec tak wszystko
urządził, że nie możemy kiwnąć palcem bez zgody naszego drogiego szwagra!
Niczym mały buldog Rose przypuściła zajadły atak na człowieka, na
którego ją poszczuto.
- Nie należysz już do naszej rodziny! - zajazgotała, zwracając się do
Bryce'a. - I, prawdę mówiąc, nigdy do niej nie należałeś!
- 70 -
S
R
Bryce nie odpowiedział, tylko oczy mu pociemniały, a usta skrzywiły się
w wyrazie bólu. Gillian chciała zaprotestować, ale zaniemówiła, kiedy spojrzała
na ojca. Jego twarz z sekundy na sekundę stawała się bardziej czerwona, a żyły
na czole nabrzmiały niebezpiecznie. Czy siostry naprawdę musiały dawać takie
przedstawienie? Zapewniały przecież, że ich główną troską jest stan zdrowia
ojca, a teraz były gotowe przyprawić go o zawał serca.
- Dosyć mam wysłuchiwania tych bzdur! - wybuchnął John. - Czy muszę
wam przypominać, że to wciąż jest mój dom? Jeszcze żyję, jakby ktoś nie
zauważył. I nikomu nie pozwolę zamknąć się w trumnie, dopóki oddycham.
Jeśli liczył, że jego deklaracja uspokoi wzburzone nastroje, pomylił się.
- Tato, jesteś niesprawiedliwy! - jęknęła płaczliwie Stella.
- Jeśli myślisz, że się pogodzimy z twoją decyzją, to się grubo mylisz -
dodała buńczucznie Rose.
- John, jestem pewien, że nie powiedziałeś nam jeszcze wszystkiego -
odezwał się Bryce rzeczowym tonem, jakby w ogóle nie słyszał kłótni między
córkami a ojcem. - Jakie są twoje warunki?
Stella i Rose umilkły, ciekawe odpowiedzi.
- Ty i Gillian - zaczął John Baron, ignorując naburmuszone miny
starszych córek i patrząc prosto w oczy Bryce'a - dostaniecie ranczo jako
współwłasność. Przekazuję wam siedlisko i ziemię, pod warunkiem że
zachowam prawo dożywotniego mieszkania w tym domu. Nawet jeślibym miał
dożyć stu dwudziestu lat.
Zdumienie odebrało wszystkim mowę.
- Tato, chyba pamiętasz, że ja i Bryce jesteśmy po rozwodzie - odezwała
się Gillian drżącym głosem, przerywając ciszę. - Jeśli masz jakiekolwiek
wątpliwości, to zapewniam cię, że nie planujemy zejść się ponownie.
- A kto mówi, że macie się zejść? - obruszył się ojciec, wyraznie urażony
sugestią, że może czegoś nie pamiętać. - Ja mówię tylko, że będziecie wspólnie
zarządzać ranczem.
- 71 -
S
R
Sami zdecydujecie, w jaki sposób się wywiązać z tego zadania. Ja się nie
będę wtrącał. I twoje siostry też nie powinny.
- Jesteśmy twoją najbliższą rodziną. - Stella o mało nie zatchnęła się z
oburzenia. - Jakim prawem chcesz przekazać temu człowiekowi to, co się nam
należy?!
Gillian marzyła o tym, żeby móc się schować w mysią dziurę. Wstydziła
się za Stellę i Rose. Kiedy żyła z Bryce'em, stawała w obronie sióstr zawsze,
kiedy dochodziło do różnicy zdań między nimi a jej mężem. Była z nimi bardzo
zżyta. Choć, odkąd mogły, starały się trzymać z dala od rancza, jednak po
śmierci matki wspierały Gillian, były jej najlepszymi przyjaciółkami i
powierniczkami. Nie chciała wierzyć Bryce'owi, kiedy mówił, że Stella i Rose
próbują zniszczyć ich małżeństwo. Teraz zaczynała dopuszczać myśl, że mógł
mieć trochę racji. Oczywiście nie doszłoby do rozwodu, gdyby oni sami się do
niego nie przyczynili.
Ale patrząc w przeszłość, nie mogła nie dostrzec, że siostry zawsze starały
się nastawić ją przeciwko mężowi. I chyba w końcu dopięły swego. Może
podświadomie zawsze to rozumiała i dlatego od czasu rozwodu z Bryce'em jej
stosunki z nimi zdecydowanie się ochłodziły. Nie chciała dołączyć do swoich
sióstr jako jeszcze jedna sfrustrowana samotna kobieta, obrażona na cały świat,
a w szczególności na mężczyzn. Nie tak wyobrażała sobie nowy początek po
rozstaniu z mężem.
- Dziewczęta, to, że postanowiłem przekazać ranczo Gillian i Bryce'owi,
nie znaczy, że zostawię was dwie na lodzie - ciągnął John pojednawczo, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • girl1.opx.pl
  •