[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Roman milczał zacięcie. Herma paplała:
 Wszakże z hrabią Ildefonsem i panem Bończą panowie się znacie?
 A! bardzo dawno i dobrze!  rzekł Roman.
Była to jakby przymówka złośliwa do tego, że nie mówili do siebie. Hrabie-
go Ildefonsa w istocie trudno teraz było wciągnąć do rozmowy, gdyż cała jego
wielce wytężona uwaga zwrócona była na Lolę i matkę, która go usiłowała
zbliżyć do niej i wyzywała coraz słówkiem jakim. Ale nader ostrożny kawaler
odpowiadał krótko i zapobiegając wszelkiej kompromitacji, chciał być dla
panny widocznie zagadką i tajemnicą.
Troskliwa matka na przemiany cicho i głośno prowadziła rozmowę nieprze-
rwaną z gospodynią, pochlebiając sobie, że ją dowcipem i czułością swą za-
chwyci, chociaż w istocie do najwyższego stopnia tylko zamęczała. Chciała
widocznie zawiązać stosunek poufały i serdeczny.
 Ty, kochana baronówno, jesteś taka osamotniona, bez stosunków, bo
chociaż wielce szacuję hrabiego Filipa, no, ale zawsze to mężczyzna, a kobie-
cie kobiet potrzeba i kobieta ją tylko zrozumieć potrafi. Nie dziwże się, iż z
całego serca ofiaruję moją przyjazń, pomoc sąsiedzką i posługi.
Lola dziękowała; wtem jakoś dano znać, że herbatę podano, i całe towarzy-
stwo przeniosło się do jadalnej salki, do wytwornie dosyć zastawionego stołu,
u którego każdy zajął miejsce, jakie chciał i mógł.
Nieczujski ostatni pozostałe zajął na swym końcu. Spoglądano na niego
ciekawie, ale niepozorna jego postać nie zastraszała nikogo.
Siedział skromnie, nie odzywał się wcale i trzymał na uboczu, tylko Lola
uciekała się doń czasem wzrokiem, jakby przed nim poskarżyć się chciała,
użalić i od niego sił zaczerpnąć do nieznośnej tej komedii życia. Wśród dwóch
hrabiów i szanownego Bończy, sztywnych, wymuszonych, obrachowanych,
nadętych, Nieczujski korzystnie odbijał męską postawą, otwartą fizjognomią i
obliczem jasnym a pełnym męstwa i spokoju.
 Kto to jest ten pan?  zapytała cicho hrabina Loli.
 Daleki mój krewny, z Poznańskiego  odpowiedziała gospodyni.
 Kto to taki ten jegomość?  pytał Bończy hrabia Ildefons półgłosem.
 Jakiś kuzynek z daleka z wizytą przybyły, zapewne po pieniężną pomoc 
odparł Bończa.
84
Hrabiemu Romanowi zawadzał także ten intruz bardzo, ale nie był obowią-
zanym zbliżać się do niego. W ogóle był dosyć osamotniony i łapał kose wej-
rzenia wymierzone na siebie.
Przy herbacie rozmowa mniej więcej była powszechną, gospodyni usiło-
wała w nią wciągnąć Nieczujskiego, który parę razy krótko odpowiedział.
Utrapione owo posiedzenie skończyło się przecie. W przejściu na powrót do
salonu Bończa miał zręczność zbliżyć się chwilę do Hermy.
 Nieskończenie jesteście wszyscy zabawni  szepnęła mu figlarka.  Wi-
dzę, że pan za wygrane Romanowi dać nie chcesz, a oto i nowy rywal przy-
bywa w hrabi Ildefonsie.
 Niestraszny  odparł Bończa  lecz, co gorzej, jeśli Ildefons miał tę myśl,
mogą ją powziąść i inni młodzi ludzie z sąsiedztwa. Będziecie panie miały
najazd pretendentów i szturm do serca baronównej.
 A! to będzie nadzwyczaj zajmujące!  zawołała Herma  bardzo bym rada,
ażeby się przepowiednia sprawdziła!
 A jakże pani nam wróży?  zapytał Bończa.
 Ja wcale wróżką nie jestem. Lola, dobra, kochana, jest jeszcze dzieckiem,
do serca jej zajrzeć bardzo trudno... a kogo wybierze sobie, tego nikt dziś nie
odgadnie. Wiesz pan, z mężczyzn kto jej dotąd najmilszy?
Bończa z niezmierną ciekawością pochylił się, aby tajemnicę usłyszeć.
 Kuzynek Nieczujski!  śmiejąc się dodała Herma.
 Nie może być!  zdumiony odparł Bończa  pani żartujesz!
 Nic a nic, z nim mówić lubi, z nim jest najlepiej.
 Ależ przecie to nam nie grozi!  zawołał kawaler  boć to człowiek nie na-
szego świata.
Herma ruszyła ramionami.
 Cóż mówi o mnie?  zapytał ciekawy.
 Najgorzej, że wcale o panu nigdy nie wspominała.
 Nie było to najgorzej jeszcze  przerwał Bończa  lecz pani by ją powinna
przez łaskę dla mnie wybadać.
 Nie przez łaskę dla pana, ale przez ciekawość zapytywałam ją.
 I cóż? i cóż?  natarczywie badał Bończa.
Roześmiawszy się, Herma na wychodnym już do salonu rzuciła mu w
ucho:
 Ciesz się, stoisz na równi z hrabią Romanem!
Po tej zagadkowej odpowiedzi pierzchnęła. Bończa wrócił do salonu mocno
zamyślony. Tu prędko nadchodzący wieczór jesienny zmuszał gości do odjaz-
du; hrabina Bramińska, wylewając ostatki czułości na córkę najlepszej swej
przyjaciółki, zabierała się ją pożegnać, hrabia Ildefons obliczał się z sumie-
niem, czy jakiego nierozważnego nie popełnił kroku  ruszono się z miejsca.
Bończa rad nierad wziął za kapelusz także. Tryumfujący ze swojego przywi-
leju hrabia Roman pozostawał, otrzymawszy plac nad nieprzyjacielem cofają-
cym się w porządku, ale z kwaśną miną.
Nie był jednak sam, gdyż zapewne wskutek danego znaku Nieczujski pozo-
stawał w saloniku i wziął się zaraz, przysunąwszy krzesło, do przeglądania
albumów, jak gdyby one dla zabawy jego na stole rozłożone były. Herma dla
zajęcia niespokojnych rączek miała szydełkową robótkę. Lola wyniosła jakąś [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • girl1.opx.pl
  •