[ Pobierz całość w formacie PDF ]
rady pielgrzymi.
Niewiele naówczas takich chramów i świątyń liczono na ziemiach
słowiańskich. U Ranów na ostrowiu stał chram Zwiatowida, u Redów
drugi, u Serbów nad Aabą Trygłowa trzeci, w Stargrodzie w gaju
czczono Prowego. Ciągnęły do nich na wielkie świątki i dni uroczyste
różne plemiona z dalekich stron, schodzili się ludzie jednego słowa,
choć różnej nieco mowy, i u świątyń tych radzili i porozumiewali się,
co ku obronie od wspólnych wrogów przedsiębrać mieli.
Na ostrowiu Lednicy stał taki chram Nii, do którego szła właśnie
Dziwa schronić się od pomsty i poświęcić resztę życia pilnowaniu
ognia świętego. Trzeciego dnia pokazało się jezioro szeroko rozlane,
świecące, jasne, a podróżni powitali je pokłonem, bo i ono, jak ostrów,
święte było.
Ostrów też z dala się dostrzec dawał, naówczas gęstym gajem i za-
roślami okryty. Zakrywały one chram oczom i zdawały się całą wyspę
okrywać. U brzegu, na palach wbitych niegdyś w jezioro, stały chatki
rybaków nędzne. Przy nich do palów poprzywiązywane czółna kołysa-
ły się jak senne, poruszając z falami. Rybacy zamieszkali w tych bud-
kach przewozili na ostrów pielgrzymów.
Wieść niosła, że chaty biednych tych ludzi stały tu od wieków, że
ich niegdyś była tu moc wielka, że pale część znaczną wód zajmowały,
a na pokładach nad nimi cała niegdyś osada liczna i zamożna zamiesz-
kiwała. Ale z czasem gniły pale, padały chałupy w wodę, ludzie się na
ląd przenosili i rozpraszali. Teraz tu tylko pozostało ich kilka, sczernia-
łych, osiadłych nisko, okopconych, a zajmowali je rybacy i przewozni-
cy.
U chat na palach pożegnała Dziwa swoich towarzyszów, tu już
bezpieczna sama iść mogła, kędy jej kazała dola. Nie potrzebowała ani
druhów, ani drużki. Rzucił się jej Sambor do nóg, bo ją od dziecka sza-
nował i miłował.
NASK IFP UG
Ze zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG
25
Zdrów bywaj, Samborze odezwała się bądz szczęśliwy... po-
kłon odnieś ode mnie siostrze miłej, braciom, wszystkim, nawet pta-
kom, co koło naszej latały zagrody.
Z chaty na palach, które się trzęsły pod nim, wyszedł stary zgarbio-
ny człowiek, w drżących rękach wiosło trzymając. Nie mówiąc nic
zszedł do czółna, zstąpił w nie, odwiązał i czekał. Dziwa siadła, odbił
od brzegu i czółno pomknęło po wodach spokojnych. Towarzysze stali
i patrzali, stara piastunka płakała padłszy na ziemię. Dziwa chustą
wiewała. Białe ptaki nad głową jej się niosły i kwiliły, jakby rozumiały,
że się ze swoim rodzonym rozstawała światem.
Czółno płynęło. Już twarzy jej widać nie było, tylko koszulę białą i
białą jak ona twarz, a potem plamkę białą, a pózniej ostrów i drzewa
zakryły czółenko i znikło. Dziwa płynęła, gdzie ją dola niosła. Wtem
łódka się o brzeg oparła i zadrgała, stary wyszedł na ląd i przytrzymał
ją. Para kamieni sterczała nad wodą; dziewczę wysiadło i wyszło.
Na ostrowiu cicho było, cicho, tylko tysiące słowików w krzakach
na zabój nuciły. Pomiędzy łozy i olszyny wiodły ścieżki kryte, ludzki-
mi powydeptywane stopami.
Dziwa szła z wolna przed siebie, nie śpiesząc, wiedząc, że dojdzie,
gdzie jej losy iść kazały.
Wśród gęstwiny łączka się otwarła zielona. Tu gromadkami sie-
dzieli ludzie i pożywali z kobiałek, co kto miał z sobą, w milczeniu
jakimś uroczystym.
Widać było po sukniach, ich barwie i kroju, że ludzie tam byli z
krajów różnych. Byli tam mową i odzieżą odmienni od siebie, a języ-
kiem pokrewni połabiańscy Serbowie, Wilcy i Redary, byli Dalemińcy,
Ukrańce, Auczanie, Dulebianie, Drewlanie z Drażdańskich lasów, Po-
lanie tutejsi, Aużanie znad Warty i Odry, Bużanie od Buga, Chorbaci
nawet i niezliczone naówczas plemiona, które się różnymi imionami
zwały, z jednych rodów odszczepionych od pnia głównego pochodząc.
Widok był zaprawdę piękny tych gromad, co się rozumiały, a przecie
nie znały i dziwiły sobie, z których każda miała inną twarz i obyczaj
odmienny, a wszystkie czuły się do wspólnej prastarej matki.
Nie bratali się bardzo, ostrożnie ocierali o siebie, ale zanucona
pieśń, rzucone słowo zbliżało powoli.
Szare, czarne, brunatne, białe świty, siermięgi, opończe pasami zie-
lonymi, krasnymi, czarnymi i białymi poprzepasywane odznaczały
plemiona. Uzbrojenie też nie było równe. Plemiona znad Wełtawy i
Aaby, bliższe Niemców, już od nich wiele zapożyczyły; ci, co mieszka-
NASK IFP UG
[ Pobierz całość w formacie PDF ]