[ Pobierz całość w formacie PDF ]
okręconą wokół talii. Abby zdrętwiała ze wstydu. Po chwili zauważyła, że Ben
również znieruchomiał ze wzrokiem utkwionym w jej na wpółnagim ciele.
Doznała tak dziwnie przejmującego uczucia, jakby naprawdę jej dotykał.
Przez chwilę znajdowała nawet rozkosz w tym doznaniu, dopóki nie dostrzegła
w jego oczach namiętności, która znów przywołała bolesne wspomnienia.
- Nie... proszę - wyszeptała błagalnie i zaczęła gorączkowo obciągać
koszulkę, chcąc ukryć przed jego wzrokiem swe nagie ciało.
- Uspokój się, Abby - powiedział łagodnie, pospiesznie przykrywając ją
kołdrą. - Nic ci nie zrobię - dodał, oddalając się od łóżka.
Ton jego głosu przypomniał jej sposób, w jaki niekiedy uspokajał w
pogotowiu niesforne dzieci, i nagle dotarła do niej absurdalność obecnej
sytuacji. Przecież zaufała Benowi do tego stopnia, że zgodziła się spędzić noc
pod jego dachem. Co więcej, nie przyszło jej nawet do głowy, żeby przed
zaśnięciem zamknąć drzwi sypialni na klucz.
- 59 -
S
R
- Och, Ben, przepraszam - szepnęła załamującym się głosem, patrząc na
niego prosząco.
- Abby, proszę, tylko nie płacz - odezwał się, najwyrazniej przerażony
taką perspektywą. - Co mam zrobić? Czy mam stąd wyjść i zamknąć drzwi?
- Nie. Nie zostawiaj mnie samej - poprosiła błagalnie, wyciągając do
niego rękę. - Noce są okropnie długie, a ja już od dawna przesiaduję sama w
ciemności i czekam, aż wydarzy się coś strasznego.
- Czy poczujesz się lepiej, jeśli zapalę światło? - spytał, wyciągając rękę
w stronę stojącej przy łóżku nocnej lampki.
- Nie rób tego! - zawołała, chwytając go za rękę. - Na pewno całą twarz
mam czerwoną.
Ben wybuchnął śmiechem.
- Uważam, że zainteresowanie kobiety własnym wyglądem świadczy o
wyraznej poprawie jej samopoczucia - zażartował nieśmiało.
- Szowinista - mruknęła Abby, biorąc od niego chusteczkę do nosa.
Musiała przyznać, że napięcie, które nieustannie jej towarzyszyło,
zarówno w nocy, jak i w dzień, teraz nieco opadło. Po chwili milczenia Ben
zrobił krok do tyłu.
- Posłuchaj, chyba będzie lepiej, jeśli sobie pójdę, a ty spróbujesz zasnąć -
rzekł półgłosem, odwracając się w stronę drzwi.
- Nie! - zawołała nerwowo, czując, że znów ogarnia ją paniczny strach. -
Ben, proszę, nie idz. Mówiłam ci, że po takim koszmarnym śnie nie jestem w
stanie zmrużyć oka.
Ben ponownie podszedł do łóżka.
- Więc chcesz, żebym tu został i z tobą rozmawiał?
Usłyszała w jego głosie nutkę wahania. A może było to po prostu
zmęczenie?
Nagle przypomniała sobie, że Ben zaczyna pracę wcześnie rano i
zawstydziła się własnego egoizmu.
- 60 -
S
R
- Nie musisz ze mną rozmawiać, tylko... - Wzruszyła ramionami z
zakłopotaniem. Sama nie wiedziała, czego właściwie od niego oczekuje.
- A może usiądę na brzegu łóżka i trochę pogadamy, a jeśli uda ci się
zasnąć...
- To nie byłoby w porządku wobec ciebie - oznajmiła, siląc się na
uczciwość, choć jakiś wewnętrzny głos krzyczał na całe gardło, żeby przystała
na jego propozycję.
- Więc dobrze - powiedział, a w niej zamarło serce na myśl, że zamierza
ją opuścić. - W takim razie położę się obok ciebie. Umówmy się, że ten, kto
zaśnie pierwszy, dostanie jutro śniadanie do łóżka.
Trochę się bała, trochę czuła się podniecona, lecz zanim zdążyła znalezć
odpowiednie słowa na wyrażenie stanu swego ducha, Ben jednym susem
wskoczył do łóżka. Sprężyny wydały zgrzyt protestu, a potem zamilkły. Abby
słyszała jedynie głośne uderzenia własnego serca, które toczyło walkę z jej
strachem.
Z niepokojem czekała, aż Ben coś powie, wykona jakiś ruch, po prostu
zrobi... cokolwiek. On jednak leżał nieruchomo i milczał. Abby doszła w końcu
do wniosku, że Ben wcale nie zamierza wykonywać żadnych gwałtownych
ruchów i trochę się odprężyła.
- Już w porządku? - spytał, a ona pomyślała, że Ben zapewne czekał, aż
ona wypuści powietrze, które wstrzymywała.
- Mmm... tak - przyznała, czując bijące od niego ciepło.
- Czy nie zajmuję za dużo miejsca?
- Mmm... nie.
Usłyszała stłumione parsknięcie.
- Trzeba przyznać, że nie jest to błyskotliwa rozmowa - powiedział ze
śmiechem.
- 61 -
S
R
Abby również się zaśmiała. Poczuła, że jej napięcie opada. Przez chwilę
rozmawiali leniwie o różnych błahostkach, po czym niespodziewanie dla siebie
samej zasnęła. I znowu zaczęły dręczyć ją koszmary.
Jednakże tym razem wszystko wyglądało inaczej. Jakieś bliżej
nieokreślone, kojące słowa nie dopuszczały do niej przerażających wizji.
Obejmowały ją ciepłe, silne ramiona, które tłumiły lęk w zarodku, a cichy,
rytmiczny odgłos oddechu Bena zagłuszał obrazliwe przekleństwa napastnika i
jej własne krzyki panicznego strachu.
- Abby - wyszeptał, spoglądając na kobietę, którą tulił.
Zawsze sądził, że Abby jest odporna psychicznie. Całe jej zachowanie
świadczyło o żywej inteligencji. Uważał ją też za osobę nieugiętą, dopóki nie
zobaczył na posterunku jej zmaltretowanej twarzy. Teraz patrzył na nią,
dziękując Bogu za to, że nie odniosła trwałych obrażeń. Miał nieprzepartą
ochotę ją pogłaskać, ale nie chciał jej budzić. Była wyczerpana i potrzebowała
spokojnego snu.
W ciągu ostatnich tygodni był świadkiem jej zmagań z bolesnymi
wspomnieniami i pragnął jakoś jej pomóc. W pracy zawsze starał się
podtrzymywać ją na duchu, podbudowując jej nadszarpnięte poczucie godności
pokrzepiającymi słowami zachęty i uznania.
Nagle przypomniał sobie wydarzenia, które miały miejsce minionego
popołudnia. Karetka przywiozła młodą, rozhisteryzowaną kobietę, która
próbowała coś bezładnie opowiedzieć o kolizji, do której doszło na przejściu dla
pieszych.
Jej bełkotliwa mowa i nerwowa gestykulacja nasuwały podejrzenie, że
jest pod wpływem alkoholu lub narkotyków i po prostu niespodziewanie
wtargnęła na jezdnię.
W pewnej chwili Abby klasnęła w dłonie, by zwrócić na siebie uwagę
kobiety, następnie wskazała na siebie i zaczęła wykonywać dziwne ruchy
- 62 -
S
R
palcami, równocześnie bardzo powoli i wyraznie mówiąc: Mam na imię
Abby".
Widząc malujący się na twarzy pacjentki wyraz ulgi, wszyscy zrozumieli,
że biedna kobieta nie jest ani pijana, ani znarkotyzowana, lecz głucha.
- Nie tak szybko! Wolniej! - zawołała Abby ze śmiechem, kiedy
poszkodowana, chcąc się z nią porozumieć, zaczęła nerwowo machać
poranionymi palcami. - Znam tylko alfabet migowy, więc musi pani
przeliterować mi każde słowo.
Dzięki cierpliwości Abby to mozolne zajęcie dało w końcu wyniki i
niebawem mogli skontaktować się z przyjaciółką Olivii, która przyjechała na
pogotowie, by pełnić funkcję tłumaczki. W słowach Bena nie było cienia
protekcjonalności, kiedy pózniej pochwalił Abby za jej znajomość alfabetu
migowego i spytał, w jaki sposób się go nauczyła.
- W czasie stażu na pediatrii poznałam chłopca, który nie chciał zażywać
leków, wykręcając się głuchotą i udając, że nie rozumie, o co nam chodzi.
Poprosiłam jego matkę, żeby pokazała mi kilka podstawowych znaków. Potem
on przejął pałeczkę i uparł się, że nauczy mnie całego alfabetu. Po prostu chciał
z kimś od czasu do czasu porozmawiać".
Abby poruszyła się lekko, przywołując go do rzeczywistości. Czując się
jak winowajca, zaczął błądzić wzrokiem po krągłościach jej ciała, ukrytego
jedynie pod cienką koszulką. Kiedy jego spojrzenie spoczęło na talii i brzuchu,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]