[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zablokował klakson i uczynił znak Czerwonego Krzyża. %7łandarmi nawet nie dostrzegli, że
zrobił to na wspak, jak przystało na wychowanka rosyjskiej niańki. Lecz z tyłu, dla
stworzenia stosownej atmosfery, Pała rozebrał Józefinę i owinął jej głowę ubraniem jak
bandażem. Była dziewiąta wieczór. %7łandarmi dali znak do odjazdu.
Major przeskoczył przez blokadę i zemdlał, po czym odzyskał przytomność zostawiwszy
zderzak na słupku kilometrowym.
La Negresse...
Guetary...
Saint-Jean-de-Luz...
Mieszkanie babki, ulica Mazarin 5...
Była noc.
Major zostawił samochód pod drzwiami i sforsował je. Położyli się spać wyczerpani, nawet
nie dostrzegłszy nieobecności Bisonów. Ci zaś, prawdę mówiąc, cofnąwszy się przed
koniecznością wyłamania drzwi, co musieliby uczynić chcąc tam zamieszkać, w rewanżu
przygotowywali Majorowi gorące przyjęcie w paskudnej kuchni o piętrowych łóżkach,
którą zgodzono im się wynająć za jedyne tysiąc franków dziennie.
O świcie Major otworzył oczy.
Przeciągnął się i włożył szlafrok.
W drugim pokoju Pała i Józefina zaczęli odklejać się od siebie, polewając się ciepłą wodą.
Major podszedł do okna i otworzył je.
Przed drzwiami stało sześciu policjantów. Oglądali samochód.
Wówczas Major połknął solidną ilość nitrocelulozy i całe szczęście, że nie wybuchła, bo
kiedy już ją całkiem strawił, uznał za zupełnie normalną obecność policjantów pod
komisariatem, na ulicy Mazarin numer 6.
Zaś samochód został mu skonfiskowany w Biarritz, w tydzień pózniej, w momencie gdy
zaczął nawiązywać przyjazń z pewnym komisarzem policji, notorycznym przemytnikiem,
którego sumienie obciążone było zbrodnią popełnioną na stu dziewięciu celnikach
hiszpańskich.
Złote serce
Aulne skradał się pod ścianami jak kot, tak że aż wszystkie myszy uciekały i co cztery kroki
oglądał się podejrzliwie za siebie. Właśnie skradł złote serce ojca Milu-sia; oczywiście był
zmuszony lekko wypatroszyć poczciwca, w szczególności rozpłatać mu klatkę piersiową przy
pomocy sierpa, ale kiedy w grę wchodzi złote serce nie należy się wahać przy doborze
środków.
Zrobiwszy trzysta metrów ostentacyjnie ściągnął swą oprychówkę, rzucił ją do rynsztoka, a
na jej miejsce włożył miękki kapelusz porządnego człowieka. Jego zachowanie stało się
pewniejsze; niemniej jednak złote serce ojca Milusia bardzo mu wadziło, bo całkiem jeszcze
ciepłe biło nieprzyjemnie w kieszeni. Poza tym chciał mu się przypatrzeć bez pośpiechu, gdyż
było to serce, którego widok mógł człowieka doprowadzić do stanu nieużywalności.
Kabel dalej, skorzystawszy ze ścieku o wymiarach większych niż poprzedni, Aulne pozbył się
pałki i sierpa. Oba narzędzia były uwalane sklejonymi włosami i krwią, a ponieważ Aulne
wszystko robił starannie, były również, bez najmniejszego wątpienia, pokryte całą masą
odcisków palców. Zatrzymał ubranie powalane lepką krwią, bo w końcu przechodnie nie
wymagają od mordercy, by się ubierał jak wszyscy trzeba przestrzegać kodeksu środo-
wiskowego.
Na postoju taksówek wybrał jedną, dobrze widoczną i rzucającą się w oczy, starego Bernazizi
model 1923, z oparciami wyplatanymi ze sztucznej trzciny, ze spiczastym tyłem, jednookim
kierowcą i na wpół roztrzaskanym tylnym zderzakiem. Malinowo-żółty kolor składanego da-
chu z pasiastej satyny stanowił w tej całości niezapomniany akcent. Aulne wsiadł.
Dokąd mam jechać, burżuju? zapytał szofer, sądząc po akcencie ukraiński Rosjanin.
Objedz dookoła tę grupę domów... powiedział Aulne.
Ile razy?
Tyle, ile trzeba, żeby cię namierzyli gliniarze.
Hm, hm!... zadumał się taksiarz w dosłyszalny sposób. Bo... tego... no... skoro żadną
miarą nie uda mi się przekroczyć szybkości mam jechać lewą stroną? Co?
No powiedział Aulne.
Złożył dach i usiadł możliwie jak najwyżej, żeby było widać krew na jego odzieży; to w
połączeniu z kapeluszem porządnego człowieka dowodziło, że ma coś do ukrycia.
Zrobili jedenaście okrążeń i pojawił się jeden z kuców myśliwskich na policyjnych numerach.
Kuc był pomalowany na szaro, a lekki, wiklinowy powozik, który ciągnął, oznaczony był
herbem miasta. Kuc obwąchał samochód i zarżał.
Dobra powiedział Aulne ruszają za nami w pościg; zjedz na prawą, nie możemy
ryzykować przejechania jakiegoś dzieciaka.
Aby kuc mógł ich ścigać nie przemęczając się, szofer ograniczył prędkość do minimum.
Niewzruszony Aulne nadal podawał mu kierunek zbliżyli się do dzielnicy wysokich
domów.
Drugi kuc, także pomalowany na szaro, dołączył do pierwszego. Ten powozik, jak i
poprzedni, zawierał jednego gliniarza w stroju wyjściowym. Obaj gliniarze porozumiewali się
między sobą szepcząc i pokazując na Aulne'a palcem, podczas gdy kuce truchtały obok siebie
jednakowym krokiem, zadzierając kopyta i kręcąc łbami jak małe gołąbki.
Dostrzegłszy budynek o korzystnym wyglądzie, Aulne kazał szoferowi zatrzymać się i
wyskoczył lekko na chodnik, przelatując ponad drzwiczkami taksówki, aby gliniarze
wyraznie mogli dostrzec krew na jego ubraniu.
Pózniej wpadł do budynku i dotarł do kuchennych schodów.
Nie śpiesząc się wszedł na ostatnie piętro. Były tam mieszkania pokojówek. Korytarz
wyłożony sześciokątnymi płytkami z wypalanej gliny zakłócał mu widok. Były dwie drogi
w prawo i w lewo. Ta po lewej biegła w stronę wewnętrznego podwórka, między łazienką a
łotrem klozetem. Ruszył nią. Nagle rozdziawił się przed nim dość wysoko umieszczony
[ Pobierz całość w formacie PDF ]