[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Okazało się, że każde słowo, które opuściło twoje śliczne usteczka,
było kłamstwem.
- Nigdy cię nie okłamałam.
- Tak? To co miało znaczyć: Cole, mam ślad broszy. Wiem, kto ją
ma. Możemy ją odkupić". Czy pominąłem coś? Nie uważałem?
- To nie jest takie proste.
Skrzyżował ramiona.
- Wszystko jest bardzo proste. A teraz oddaj ją, zanim wezwę policję.
- Każesz mnie aresztować?!
- Oczywiście. - Jego oczy zalśniły jak szafiry.
- A jeśli... - Co mogła powiedzieć? Jak wyjaśnić wszystko, nie mówiąc
nic o babci?
- Zamierzasz mnie uraczyć kolejną wiarygodną historyjką, Sydney?
Byłam tam i tam. Zrobiłam to i to. - Wyciągnął rękę. - Oddaj.
Ręce jej opadły. Nie miało znaczenia, co powiedziała. Nie miało
znaczenia, co zrobiła.
- Widzę, że już mnie osądziłeś i skazałeś, prawda?
143
RS
- Być może nie jestem zbyt bystry, ale na pewno nie jestem
kompletnym idiotą.
Z najwyższym trudem powstrzymywała łzy. Przynajmniej babcia
odzyska broszę, pomyślała. A Cole spadek.
Otworzyła torebkę. Może pewnego dnia się ożeni? Może jakaś piękna
panna młoda obdarzy go ślicznym potomstwem i będzie mógł przekazać
dalej rodzinną tradycję?
Powinna być szczęśliwa. Ale nie mogła.
- Prawdziwa? - spytał, kiedy podała mu szkatułkę. Popatrzyła nań bez
słowa.
- Wiesz, że jeśli nie jest, znajdę cię.
- Powiedz babci... - Zawiesiła torebkę na ramieniu. - Powiedz babci, że
jest mi bardzo przykro.
Jego spojrzenie zrobiło się lodowato zimne.
- Ani myślę - warknął.
Aż się skuliła.
Straciła Piorun". Straciła Cole'a.
Poczuła na duszy olbrzymi ciężar.
Poszukała wzrokiem jego twarzy, ale nie znalazła tam ani cienia
współczucia czy wybaczenia.
Zamrugała gwałtownie i odwróciła głowę. Podeszła do krawężnika i
uniosła rękę, by przywołać taksówkę.
Cole jej nie zawołał, a ona się nie obejrzała.
144
RS
ROZDZIAA JEDENASTY
Cole zatrzymał auto na szerokim podjezdzie przed domem babci.
Kwiaty wciąż kwitły, stajnie stały na swoim miejscu, a na łąkach pasły się
konie.
Odbył długą podróż przez niebo do piekła, by znów się znalezć w
domu. A teraz z trudem przywołał na twarz uśmiech, choć przywoził dobre
wieści.
W kieszeni na piersi czuł ucisk puzderka.
Wysiadł z samochodu. Zrobił pogodną minę... Nikt nie musiał
wiedzieć, co przeszedł w ostatnich czterech dniach. Ważne było tylko to, że
przywiózł broszę.
Zdrada Sydney i jego łatwowierność niech pozostaną tajemnicą.
Niemal wbiegł po schodach.
- Babciu? - zawołał.
Pojawiła się w korytarzu, wycierając ręce w kuchenną ściereczkę.
- Słyszałam twój samochód. Masz jakieś nowiny?
Zmusił się do szerokiego uśmiechu i wyciągnął kasetkę.
- Mam wspaniałą wiadomość. Znalazłem ją.
Przez moment wpatrywała się weń intensywnie.
- Wszystko w porządku? - spytała po chwili.
Nie takiej reakcji oczekiwał. Uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- Oczywiście, że wszystko w porządku. Odzyskaliśmy Piorun". -
Wyciągnął ku niej rękę z puzderkiem.
Sięgnęła po nie drżącą ręką. W jej oczach zalśniły łzy. Otworzyła
ostrożnie i przyglądała się długo.
145
RS
- Gdzie jest Sydney? - spytała.
Cole odetchnął głęboko.
- Jest w Nowym Jorku.
Babcia znieruchomiała.
- Dlaczego? Czemu nie przyjechała?
- Miała coś do załatwienia.
-Co?
- Babciu...
- Co miała do załatwienia? Cole'u Nathanielu? To przecież jej sukces.
Jej osiągnięcie.
Cole zacisnął zęby.
- Musi tu być, świętować razem z nami.
- Babciu.
- Przestań już z tą babcią. - Zatrzasnęła wieczko.
- Ona odeszła.
- Coś ty zrobił?
- Sydney nie jest naszą przyjaciółką. - Starał się powiedzieć to
możliwie jak najłagodniej.
- Co ty opowiadasz? Przecież się z nią żenisz.
Cole nerwowo przeczesał włosy palcami. Zapragnął uciec jak najdalej.
- Nie - sprostował. - Nie żenię się z nią.
- Ależ tak. %7łenisz się - powiedziała babcia stanowczo. - Nie pozwolę ci
stracić takiej dziewczyny. Czas najwyższy dorosnąć, Cole'u. Czas
najwyższy wziąć na siebie odpowiedzialność.
- Ożenię się z inną. Obiecuję.
Babcia potrząsnęła głową. Wydęła policzki. Cole wykonał kilka
uspokajających oddechów. Im prędzej wyrzuci to z siebie, tym lepiej.
146
RS
- Wolałbym nie musieć ci tego mówić, babciu - wyznał.
- Czego? Co zrobiłeś tej cudownej dziewczynie?
- Ta cudowna dziewczyna próbowała ukraść Piorun".
- Nieprawda.
Wspaniale. Babcia mu nie wierzy.
- Przyłapałem ją na gorącym uczynku.
- Niemożliwe. - Babcia machnęła lekceważąco ręką.
- Ona jest obca, babciu. Nie możesz jej tak ślepo ufać. -Jak ja jej
ufałem, pomyślał.Uwiodła go słodkim uśmiechem i namiętnym głosem. Tak
to bywa, gdy człowiek pozwoli emocjom przyćmić rozsądek.
- Być może ona jest obca dla ciebie, Cole'u, ale ja znam ją dobrze. Ona
z pewnością nas nie zdradziła.
Sydney była naprawdę dobrą oszustką. Miała niewiarygodny talent.
Najprawdopodobniej stale nabierała ludzi. Razem z tym swoim partnerem,
Bradleyem Slanderem.
- Nie znasz jej przecież.
- Przywiez ją tutaj.
Cole aż zaniemówił na moment.
- Nie ma mowy - żachnął się. - Babciu, zostawiła mnie w hotelu, żeby
potajemnie dobić targu.
- Jestem pewna, że potrafi to wszystko bez trudu logicznie
wytłumaczyć.
- O, tak! Wytłumaczenie jest bardzo logiczne. Chciała ukraść nam
Piorun".
Babcia niecierpliwie machnęła ręką.
147
RS
- Czekałem pięć godzin. W końcu wyjąłem z kosza na śmieci kartkę,
na której był odciśnięty adres. Pojechałem tam za nią i przyłapałem ją i jej
partnera, kiedy przekupywali czarnorynkowego handlarza.
Babcia zbladła jak ściana.
Zrobiło mu się jej żal, ale musiał dokończyć. Sydney była zła i
przewrotna. Była złodziejką.
- Widziałem ich przez okno. Całą trójkę.
- Cole. - Głos babci przeszedł w chrapliwy szept.
- Bardzo mi przykro, babciu. - Nikt bardziej niż on nie chciałby, żeby
sprawy potoczyły się inaczej. Nigdy dotąd nie spotkał kobiety takiej jak
Sydney. Nawet teraz, po tym wszystkim, co mu zrobiła, wciąż pamiętał jej
śmiech, jej delikatne pieszczoty i szmaragdowe oczy.
Babcia patrzyła nań w skupieniu. Zastanawiała się. Wahała. W końcu
skrzyżowała ramiona.
- Usiądz, Cole'u. Jest coś, co muszę ci powiedzieć.
Cole siedział sztywno na kanapie. Z rosnącym zdumieniem słuchał
wyznań babci. Jego dziadek? Babcia?!
Kiedy doszła do tego, że opowiedziała o wszystkim Sydney, zerwał się
i zaczął krążyć po pokoju.
Z każdym słowem babci, z każdą mijającą sekundą czuł zaciskającą się
coraz mocniej na jego sercu lodowatą obręcz.
Nie obwiniał babci, nie oskarżał Sydney. Miał tylko wielki żal do
dziadka. I do siebie. To do nich przecież należała ochrona rodziny.
- Odkupiła ją od twojego przyszywanego wuja - zakończyła babcia. -
A tobie niczego nie wyjaśniła, ponieważ ja na niej wymusiłam dochowanie
tajemnicy. I dotrzymała słowa, Cole'u. Pozwoliła ci się znienawidzić, ale nie
zdradziła mojej tajemnicy.
148
RS
Cole zatrzymał się przed kominkiem i posłał złe spojrzenie w stronę
fotografii dziadka. Dziadek się uśmiechał. Uśmiechał się!
Cole uderzył pięścią w ścianę.
- Czy coś przegapiłem? - usłyszeli głos Kyle'a. W pokoju zapanowała
głucha cisza.
- Cole i Sydney się posprzeczali - wyjaśniła babcia.
- Kiedy byłeś z Melanie, nigdy nie waliłeś w ścianę - zauważył Kyle.
Cole nie odrywał oczu od podobizny dziadka. Całe jego wnętrze
zamieniało się w kamień. W piersi czuł gorący ucisk. W ustach mu zaschło.
Był tak samo zły jak ten starzec.
Przegrał.
Powinien teraz klęczeć przed Sydney i gorąco jej dziękować.
Wykonała za niego zadanie.
- Cole? - Głos Kyle'a dolatywał do niego jakby z zaświatów. - Są
jakieś wieści o Piorunie"?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]