[ Pobierz całość w formacie PDF ]

panią  Czarodziej z Oz .
- Tamtego dnia był z nami również Gerhart Malz - dodała Letycja. - Teraz sobie
przypomniałam. Często odwiedza panią Chumley, więc on również może wiedzieć o moich
lękach.
- I wszystko to miało miejsce, zanim po raz pierwszy zobaczyła pani ożywionego
stracha na wróble? - spytał Jupiter.
- Tak. Zdarzyło się to w pierwszym tygodniu mojego pobytu w domu. Starałam się
wtedy zrelaksować i nie martwić zbyt wieloma rzeczami. Miałam pewne kłopoty w Europie.
Zamilkła, a Jupiter pomyślał o zerwanych zaręczynach. Zastanawiał się, ile lat liczy
sobie Letycja Radford. Wokół ust utworzyły jej się bruzdy, a w oczach widać było znużenie.
Młodość z pewnością miała już za sobą i w dodatku sprawiała wrażenie osoby wiecznie
nieszczęśliwej.
- Kilka dni po tym, jak oglądałam w salonie telewizję, wsiadłam wieczorem do
samochodu, by przejechać się wzdłuż wybrzeża - kontynuowała Letycja. - On... ono było na
tylnym siedzeniu. Zarechotało nieprzyjemnie i wstało. Mój samochód to kabriolet, więc to
coś mogło się tam dostać bez trudu. Wyciągnęło rękę i... i nagle we włosach i na kolanach
miałam pełno owadów. To nie były mrówki. Znacie te wstrętne robaki, które siedzą pod
kamieniami? Takie czarne, ponad dwucentymetrowej długości, obracające się jak małe
czołgi? Wrzasnęłam i strach na wróble wyskoczył z samochodu. Zanim Burroughs i jego żona
zdążyli wybiec na werandę, już go nie było.
- Jejku, co za nieprzyjemne zdarzenie! - zawołał Pete.
- Bardzo nieprzyjemne.
- Czyli strach na wróble najwyrazniej wiedział, czego się pani boi - stwierdził Jupiter.
- Mógł go o tym poinformować ktoś z domowników lub, być może, Gerhart Malz. Proszę mi
coś o nim opowiedzieć.
Letycja wzruszyła ramionami.
- Niewiele mam do powiedzenia. Od wieków jest kustoszem kolekcji Mosby'ego. Był
nim przed śmiercią starego Mosby'ego, a teraz mieszka w jego domu i... i to właściwie
wszystko, co mi przychodzi do głowy.
- Rzeczywiście niewiele - przyznał Bob, który zastanawiał się, co zapisać w notesie.
Jupe popatrzył błagalnym wzrokiem na Woolleya, lecz ten potrząsnął głową.
- Mnie nie pytaj. Nie zwracałam większej uwagi na tego człowieka.
Letycja Radford w skupieniu zmarszczyła czoło.
- Naprawdę niewiele wiadomo o Gerrym. Studiował w Instytucie Sztuki Grahama w
Los Angeles, a potem zatrudnił się u Mosby'ego. Mieszka w jego domu i nadzoruje ludzi,
którzy pracują tam w ciągu dnia. Zajmuje się renowacją obrazów i innych przedmiotów
wchodzących w skład kolekcji oraz oprowadza zwiedzających po galerii. Muszą się wcześniej
umówić na takie zwiedzanie, żeby nie kolidowało to Gerry'emu z innymi zajęciami. Moim
zdaniem, ma całkiem miłą pracę i nie jest przesadnie obciążony.
- Czy posiada jakąś rodzinę? - spytał Jupiter.
- Chyba nie, nigdy nie słyszałam, żeby o kimś opowiadał - odparła Letycja.
- Jednym słowem, typ samotnika. Co robi w wolnym czasie? - dopytywał się Jupiter.
- Nic specjalnego. Przeważnie grywa w szachy z panią Chumley. - Letycja ożywiła się
nieznacznie. - Skoro już o tym mowa, przypomniałam sobie, że dziś przychodzi do nas na
lunch, a potem jak zwykle będzie partyjka szachów. Jeśli chcecie go poznać, zapraszam do
nas.
- Dziękujemy - powiedział Jupiter. - Rzeczywiście chcielibyśmy go poznać. Uważam,
że powinniśmy poznać każdego, kogo pani regularnie spotyka, ponieważ osoba, która panią
prześladuje, należy najprawdopodobniej do pani znajomych!
ROZDZIAA 8
Skarbiec
Lunch podano w jadalni rezydencji Radforda. Pani Chumley królowała u szczytu
stołu, Letycja siedziała na wprost niej, a Gerhart Malz zajmował miejsce po prawej ręce
starszej pani. Właśnie opowiadał szczegółowo o Muzeum Mosby'ego.
- Mamy tam pierwszorzędny obraz Vermeera - pochwalił się chłopcom.
Gerhart miał żywe, niebieskie oczy, ukryte za szkłami okularów w złotych oprawkach,
rumiane policzki, a jego krótko ostrzyżone włosy były tak jasne, że aż prawie białe.
- Vermeer to fenomen - kontynuował. - Jeden z największych holenderskich malarzy.
Pani Chumley jest wielką entuzjastką jego dzieł, prawda?
Starsza pani siedząca u szczytu stołu pokiwała głową.
- Pani Chumley ma kopię naszego Vermeera - powiedział Malz. - Obraz jest
zatytułowany  Kobieta z różą . Kopię wykonał pewien student. Ludzie zainteresowani
technikami starych mistrzów mogą przychodzić do galerii i kopiować stare obrazy.
Oczywiście przedtem muszą uzyskać na to pozwolenie. Poza tym kopie nie mogą być tych
samych rozmiarów co oryginały.
- Moja kopia Vermeera jest większa niż pierwowzór - dodała pani Chumley. - Gdyby
nie ta różnica, trudno by poznać, co jest kopią, a co oryginałem.
Starsza pani skończyła jeść lunch i odłożyła serwetkę na stół.
- Czy mielibyście, chłopcy, ochotę obejrzeć mój obraz? - spytała.
Malz nie czekał na odpowiedz. Odsunął wózek pani Chumley od stołu i popychając
go, ruszył w stronę bawialni, a trzej chłopcy i Letycja udali się za nim. Okna pokoju, do
którego weszli, wychodziły na trawniki za domem. Przez otwarte drzwi widać było z bawialni
następne pomieszczenie: sypialnię. Oba stanowiły coś w rodzaju małego apartamentu.
- Te pokoje zajmowała moja matka - powiedziała Letycja. - Zawsze je lubiłam. Są
takie przytulne zimą, kiedy na kominku płonie ogień.
- Przecież wiesz, kochanie, że nie muszę w nich mieszkać - wtrąciła pani Chumley. -
W skrzydle przeznaczonym dla służby jest wolna sypialnia. Mogę się tam przenieść.
- Co za niemądre żarty - odparła Letycja. - Naprawdę nie ma powodu, by opuszczała
pani ten apartament.
Panna Radford wskazała obraz, który wisiał ponad obramowaniem kominka.
- To właśnie jest kopia Vermeera - wyjaśniła.
Chłopcy w milczeniu oglądali dzieło. Było to naturalnej wielkości studium młodej
kobiety w niebieskiej sukience i koronkowym czepku. Kobieta wyglądała przez okno,
trzymając w dłoni żółtą różę.
- Piękny obraz, prawda? - powiedział Malz.
Pani Chumley obróciła swój inwalidzki wózek.
- Dziś po południu nie spodziewa się pan żadnych zwiedzających - zwróciła się do [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • girl1.opx.pl
  •